Sherlock stanął na dachu budynku, gdy usłyszał brzmienie piosenki "Stayin' Alive" autorstwa zespołu Bee Gees. Na krawędzi zauważył Jima.-Cóż... W końcu się spotykamy.-powiedział Moriarty-Ty i ja. I nasz problem...Ostateczny problem. Pozostanie przy życiu.- odparł Jim z drwiącym uśmiechem- To takie nudne, prawda-ciągnął dalej Moriarty z grymasem na twarzy.- To tylko utrzymywanie się...-machnął ręką i mówił dalej-Całe życie szukałem rozrywki. Ty byłeś najlepszą, ale teraz nie mam nawet ciebie, bo cię pokonałem. I wiesz co? To było łatwe. Łatwe... Teraz muszę się bawić ze zwykłymi ludźmi. I okazuje się, że też jesteś zwykły, zupełnie jak oni wszyscy.-Moriarty przerwał swoją wypowiedź, wstał i podszedł do detektywa- Tak więc...Zwątpiłeś czy istnieję, prawda? Nabrałem cię?
-Richard Brook.- powiedział Holmes
-Nikt nie załapał żartu. Oprócz ciebie.- powiedział Jim
-Oczywiście.
-Zuch chłopak.
-Rich Brook to po niemiecku Reichenbach. Moja słynna sprawa.
-Sprawa, która wyrobiła mi nazwisko. Chciałem się zabawić.
Jim okrążał Sherlocka powolnym krokiem. Detektyw trzymając ręce złożone za sobą wystukiwał palcami rytm.
-Dobrze, to tez załapałeś.- powiedział Moriarty
-Rytm oznacza cyfry. Uderzenie to jedynka, przerwa oznacza zero. Kod dwójkowy. Ukryłeś kod w mojej głowie. Kilka linijek komputerowego kodu, który otwiera każdy system.- odrzekł ze zwycięskim, ale niewielkim uśmiechem Holmes
-To za łatwe. Nie ma żadnego kodu, matole! Cyfry nie mają żadnego znaczenia. Naprawdę sądzisz, że jakiś kod może zaburzyć porządek wszechświata? Zawiodłeś mnie. Zawiodłeś. Jesteś taki zwyczajny!
-Ale jak udało ci się włamać do banku, Tower i więzienia?
-Wystarczyło znaleźć chętnych. Wiedziałem, że dasz się nabrać, to twoja słabość. Chcesz żeby wszystko było sprytne. Skończy to w końcu? Gra dobiegnie końca. Dobrze, że wybrałeś wysoki budynek. Dobry sposób, żeby to zrobić.
-Co zrobić?- detektyw zamyślił się i odrzekł- Tak, oczywiście. Moje samobójstwo.
-Genialny detektyw okazał się oszustem...
*
Na Baker Street podjeżdża taksówka, z której jak poparzony wybiega John.
-Ohh John! Aż podskoczyłam.- mówi pani Hudson- Sherlock wszystko już wyjaśnił na policji?
-O Boże...-odrzekł Watson pędem wybiegając z mieszkania po czym zatrzymał taksówkę i odjechał
*
-Mogę potwierdzić, że sfałszowałeś swoją tożsamość.- mówił Holmes
-Ughhh.. Po prostu się zabij. Po co się tak trudzić? No dalej. Dla mnie.-ciągnął Moriarty- Proooooooszę.- powiedział piszczącym głosem Jim
-Jesteś szalony.
-Dopiero teraz się o tym dowiedziałeś? Dobrze, spróbuję cię zachęcić. Jeśli nie skoczysz, zginą twoi przyjaciele. Albo ty albo twoi przyjaciele.
-John?- zapytał Sherlock łamiącym się głosem
-Nie tylko John. Wszyscy.
-Pani Hudson?
-Wszyscy.
-Lestrade?
-Trzy kule, trzech zamachowców, trzy ofiary. Nic ich nie powstrzyma.Chyba, że skoczysz.- powiedział Jim i po chwili ciszy mówił dalej- Możesz oddać mnie policji lub torturować, rób co zechcesz. Ale oni i tak pociągną za spust. Wybór należy do ciebie. Ty albo