ROZDZIAŁ 4

31 1 0
                                    


Szelest przybierał na sile, kiedy coś się zbliżało, tratując krzaki, a po chwili dało się słyszeć ciamkanie i chrumkanie. Pins odwróciła głowę w stronę London, szybkim ruchem podwiązując spódnicę i halkę specjalnie w tym celu doszytymi troczkami. Kątem oka dostrzegła, że reszta robi to samo.

– Cholerny minotaur! – warknęła. – Kto go wypuścił?

– Język! – syknęła London w odpowiedzi.

– Nie mam broni – jęknęła Evie. – Ma któraś coś na zbyciu?

London bez słowa sięgnęła do cholewki swojego wysokiego buta do konnej jazdy. Dziękowała wszelkim siłom, że nie zdążyła się przebrać po powrocie. Rzuciła srebrny sztylet pod stopy Evie.

– Ojciec odjąłby ci punkty, Eve – zauważyła sucho.

Jej siostra tylko pokiwała smętnie głową, podnosząc broń, a fioletowe pasemko zafalowało jej przed oczami. Niecierpliwym ruchem wepchnęła je pod turban i przyjęła pozycję obronną. Raven, Pins i London już stały w wyczekujących pozach, próbując oddychać płytko, kiedy zza najbliższych krzewów doleciał odór kloaki i niemytego cielska. Po krótkiej chwili dwa duże krzaki na skraju polany zostały wyrwane z korzeniami i odrzucone na boki, a oczom sióstr ukazał się wielki stwór o ciele przypominającym przerośniętego człowieka i głowie byka z długimi, wygiętymi ku przodowi rogami. Cały porośnięty był krótką rdzawą szczeciną, a jego mięśnie zdawały się rozsadzać skórę, napinając ją niemal do granic. Toczył wokół błędnym wzrokiem, szukając jakiegoś celu. Był ewidentnie wkurzony. Z nosa leciały mu smużki ciemnego dymu i Pins miała nadzieję, że uda im się go obezwładnić, zanim zacznie ziać ogniem, co zdarzało się tym istotom, kiedy były rozdrażnione.

Skóra minotaurów była twarda i odporna na ataki zwykłą bronią, jedynie srebro lub magia mogły ją przeciąć. Pins sięgnęła do jednego z koczków po wpięte tam szpile, które wielokrotnie już przydawały się na arenie. Ojciec, jako tradycjonalista, nie pochwalał „nowoczesnych" broni, ale babcia zawsze powtarzała, że w sytuacji podbramkowej każda rzecz może być użyteczna i Pins całkowicie się z nią zgadzała. Słyszała mamrotanie Evie za plecami i rozpoznała lekkie migotanie powietrza wokół nich - bariera ochronna, która co prawda nie zatrzyma rozpędzonego potwora, ale znacznie go spowolni.

Wielkie nozdrza poruszyły się, kiedy minotaur wciągnął powietrze i z nagłym zainteresowaniem podniósł głowę. Namierzył je wzrokiem, który, jak u wszystkich przedstawicieli jego gatunku, był stosunkowo słaby i przez moment trwał w bezruchu, jakby rozważając różne możliwości ataku.

– Stoimy od zawietrznej – syknęła Raven. Jej umiejętności nie obejmowały stworzeń magicznych i mocno nad tym ubolewała.

– Może smród siarki go przepędzi – zauważyła Evie z nadzieją w głosie. Nie cierpiała starć bezpośrednich, wolała z daleka używać magii, niż krzyżować broń.

– Obie jęczycie – warknęła Pins. – Załatwmy go szybko i miejmy to z głowy. Mamy Lizzie do znalezienia.

– Na mój znak uderzysz go zaklęciem ogłuszającym, Eve – powiedziała cicho London.

– Jest za duży! Nie mam tyle mocy!

– Nieważne. To nam tak czy siak pomoże. Przygotuj się. Trzy... dwa... jeden... TERAZ!

Evie poruszyła palcami dokładnie w momencie, kiedy minotaur zdecydował się ruszyć do ataku. Jego potężne cielsko zaczęło właśnie nabierać rozpędu, kiedy trafiło go zaklęcie. Stwór jedynie potrząsnął ogromnym łbem, ale nadal parł naprzód, choć jego spowolnione nagle ruchy wskazywały, że walczy z oporem powietrza. Trafił w obręb bariery nałożonej przez Evie.

– Dalej, dziewczyny – stęknęła ofiara zaklęcia koloryzacji włosów. – Jest cholernie silny.

Pins rzuciła spojrzenie za siebie i zauważyła, że Raven wycofała się między drzewa i okrąża polanę. Minotaur wydawał się tego nie widzieć.

Powietrze obok Pins świsnęło i w pierś potwora wbił się niewielki sztylet. Sterczał teraz, zatopiony w jego ciele aż po samą rękojeść, ale na minotaurze nie wydawało się to robić wrażenia. Kolejny świst i następny sztylet utkwił dokładnie trzy centymetry od poprzedniego.

– Wytrzymaj jeszcze chwilę, Evie – powiedziała Pins i ruszyła do ataku. Od potwora dzieliło ją tylko kilkadziesiąt metrów, wpatrywała się więc w jego klatkę piersiową, czegoś szukając.

Minotaury miały bowiem jedną wielką słabość - ich serce znajdowało się tuż pod skórą. Problem polegał na tym, że nie zawsze znajdowało się w tym samym miejscu. Magia animująca te stworzenia w przedziwny sposób skonstruowała ich układ krwionośny, pozwalając sercu przemieszczać się w obrębie całej klatki piersiowej, ale zawsze tuż pod skórą. Wprawne oko mogło wypatrzeć poruszenie skóry, wywołane biciem serca, choć niewielu śmiałków miało możliwość przyjrzeć się potworowi dokładnie i przeżyć, a potem opowiedzieć, co widziało.

Tam! Lekkie drgnięcie rudej szczeciny, wybrzuszenie na ułamek sekundy i zaraz kolejne. Potwór nawet nie był zmęczony, jego serce biło powoli i rytmicznie. Pins zauważyła, że jego ruch zyskuje odrobinę na szybkości, Evie musiała słabnąć. Jeszcze moment pomyślała, przyspieszając, gdy nagle minotaur zachwiał się i zatrzymał, próbując strząsnąć coś z pleców. Raven, która zaszła go od tyłu, wisiała na nim, uczepiona wbitych po rękojeści noży, znowu spowalniając ruchy potwora, który wydawał się zdezorientowany.

– Tak, Rave! – krzyknęła Pins. – Trzymaj mocno! Lonnie, tutaj!

Jednym skokiem dotarła do minotaura i szpilą nakreśliła krwawy ślad na jego piersi w miejscu, gdzie tuż pod skórą biło serce.

– Odsuń się, Pins! – usłyszała okrzyk London i zaraz kolejny sztylet przeszył powietrze, precyzyjnie zagłębiając się w serce minotaura. Zwierzę szarpnęło się i znieruchomiało, a bariera ochronna w tym momencie zamigotała i zgasła.

– Rave – ostrzegawczo powiedziała Pins, ale Raven już wyrwała swoje noże z cielska potwora i odskoczyła na bok, poza zasięg padającego trupa.

– Jak on uciekł? – usłyszały pytanie Evie, która wyczerpana siedziała na ziemi, oddychając ciężko.

– Obawiam się, że ktoś go wypuścił – London podeszła do martwego stwora i wyjęła swoje sztylety. – Dobra akcja, Pins. Teraz babcia powinna pozwolić ci wreszcie posrebrzyć te szpile. Wtedy sama mogłabyś go zadźgać.

Raven oglądała swoje noże, zanim wytarła je dokładnie o trawę i schowała do pochew przypiętych na udach.

– Swoją drogą miałyśmy kupę szczęścia – zauważyła. – Kilka noży i odrobina magii. Ale mogło być gorzej.

– Wyglądał na oszołomionego – przyznała Pins. – Nawet nie próbował ziać ogniem. Jestem wkurzona na siebie, że nie wzięłam kuszy z domu.

– Ja jestem wkurzona na Lizzie – powiedziała Evie, podnosząc się na nogi. – Co jej strzeliło do głowy?

– Eve, zabezpiecz ten pentagram – odezwała się London, chowając swoje sztylety. – Idziemy do domu.

Evie wykonała kilka ruchów palcami i wymruczała coś pod nosem.

– Powinno wystarczyć. A teraz idę się przebrać, bo zaraz muszę się stawić u babci.

Ramię w ramię ruszyły w kierunku domu, nie oglądając się nawet na leżącego w bezruchu minotaura. Na polanie za ich plecami znów zapanowała cisza.

 Na polanie za ich plecami znów zapanowała cisza

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
Cavendish PrideWhere stories live. Discover now