Rozdział dwudziesty pierwszy

10.8K 714 65
                                    

Dzień dziecka, więc dodatkowy rozdzialik xD

I jeszcze wyjadę z autoreklamą. „Jesteś moją zgubą" jest dostępne na Legimi i w większości księgarni trwa właśnie przedsprzedaż. Tak że jak ktoś z Was ma ochotę poznać lub odświeżyć sobie historię Any i Enzo, to zachęcam do przeczytania ❤️

***

Elio

Minęły dwa tygodnie, odkąd Idalia zamknęła się w sobie i po prostu zaczęła znikać w oczach. Nie wiedziałem już, co robić. Nic nie pomagało. Nie miała nawet ochoty, żeby podjechać na plac budowy stadniny. Nie miałem się też do kogo zwrócić, żeby mi coś podpowiedział. Błądziłem po omacku we mgle. Szczęście w nieszczęściu, że jej policzek dobrze się goił. Było jeszcze za wcześnie, żeby ocenić, jak widoczna będzie blizna, ale chirurg kazał myśleć pozytywnie.

– Dalej się nie odzywa? – odezwał się Sireno, gdy kroczyliśmy wzdłuż palet wyładowanych winami. Między butelkami znajdowała się kokaina rozdzielona na kilogramowe paczki.

– Dalej – przytaknąłem.

Sireno dowiedział się o całej sytuacji następnego dnia. Wcześniej rzadko go widywałem, bo zajmował się kilkoma sprawami związanymi z nowym klientem. Udało nam się wygrać nielegalny przetarg z inną rodziną i przez najbliższy rok mieliśmy dostarczać do Francji spore ilość kokainy. To dawało mi szansę na wzmocnienie pozycji wśród rodzin. Może, gdybym się odpowiednio postarał w ciągu najbliższych piętnastu lat, miałem nawet szansę na zostanie w przyszłości capo crimine? Wszystko było możliwe, teraz jednak nawet tego za specjalnie nie czułem. Z chęcią oddałbym nowego klienta w zamian za powrót mojej Idalii.

– Jak mają się sprawy z przebudową SS682 w San Fili? Udało się przeforsować naszą firmę?

– Nie. – Pokręcił głową. – La Spina dał niższą cenę i to on wygrał.

– Kurwa – mruknąłem, zatrzymując się na końcu alejki. Potarłem palcami czoło i poruszyłem ramionami. – Zawaliłem, co? Nie stawiłem się na spotkaniu, przez co nie miałeś pełnego obrazu i...

– Daj spokój, nie ta przebudowa, to inna. – Wzruszył ramionami. – Jesteś młody, Elio. Kurwa, ja jestem młody, Girolamo jest młody. – Potrząsnął głową. – Mamy jeszcze czas na to, żeby nasza rodzina urosła w siłę. – Poklepał mnie po plecach.

– Ojciec w wieku trzydziestu czterech lat miał pod sobą trzy miasta.

– A rok później miał już tylko dwa, a dekadę później półtora. Jaki z tego wniosek? Trzeba wszystko rozłożyć w czasie. Co szybko przychodzi, jeszcze szybciej odchodzi – rzucił i zerknął na telefon. – Już przyjechali, chodź.

Ruszyłem za nim do wyjścia z magazynu. Przed budynkiem, oprócz naszego auta, stał jeszcze jeden samochód osobowy i półciężarówka należąca do Raymonda Duranda, który zasilił kilka lat temu szeregi korsykańskiej mafii w Paryżu. Do niedawna handlowali tylko heroiną, ale Raymond postanowił spróbować czegoś nowego. Akurat dobrze się złożyło, bo Sirenowi udało się rok wcześniej dogadać całkiem niezłe warunki z kartelem z Bogoty. Pomagaliśmy im w przerzucaniu kokainy między państwami, a dzięki temu dostawaliśmy towar w mocno konkurencyjnej ceny. Każdy wygrywał i był zadowolony.

– Witam cię, Raymondzie – przywitałem się z człowiekiem, który otworzył nam drogę do handlu w Paryżu.

– Elio. Sireno. – Uścisnął nasze dłonie i zerknął na magazyn. – Wszystko gotowe?

Krwawa przysięga - Calabria #1Where stories live. Discover now