Prolog

12K 199 35
                                    


- Jacob, która godzina? - mruknęłam, gdy poczułam, że mój przyjaciel ściąga ze mnie kołdrę.

-  Ty jeszcze nie ubrana?! - powiedział, wychodząc z pokoju. - Ubieraj się, zaraz zrobię śniadanie.

Zerknęłam jednym okiem na budzik, stojący na szafce nocnej, na nim widniała godzina 13.28.

O kurwa

Prawie cztery godziny mi zostały do rozpoczęcia się bankietu, gdzie poznam nowego współwłaściciela firmy mojego taty, no cóż za kilka dni mojej i jego syna.

Leniwie wstałam z łóżka, udając się do łazienki, która jest połączona z moją sypialnią. Odkręciłam zimną wodę w kranie i przemyłam nią twarz, nawet ona nie pomogła mi się minimalnie obudzić, umyłam zęby, weszłam pod prysznic, umyłam ciało i włosy pachnącymi kosmetykami. Z mokrymi włosami, ubrana w za dużą koszulkę, skierowałam się do kuchni, gdzie blondyn robił moje ulubione śniadanie.

***

Mój makijaż nie jest mocny, wręcz delikatny i bardzo stosowny do okazji. Korektor, puder, jasne cienie do powiek, tusz do rzęs, które mi je wydłuża, eksponując moje brązowe oczy, bronzer na kości policzkowe, rozświetlasz, żeby delikatnie się błyszczeć i na koniec wiśniowy błyszczyk. Czarne włosy zostały rozpuszczone i delikatnie pofalowane na końcach.

Sukienka była koloru granatowego, posiadała duże wycięcie w serek, które kończyło się dopiero przed pępkiem. Stanika nie założyłam, bo piersi były okryte przez koronkę. Całe plecy zostały odkryte, materiał zaczynał się od dołeczków na dole pleców. Dół sukni nie był zrobiony z koronki, tylko z jednolitego, gładkiego, granatowego koloru, z wycięciem od połowy uda. Tkanina ciągnęła się do samej ziemi, gdzie końcówka leżała na podłodze.

Założyłam srebrne, mieniące się w słońcu szpilki. Do kolekcji zabrałam tego samego koloru małą kopertówkę. Gotowa, skierowałam się do wyjścia z mojego apartamentowca. Windą zjechałam na parking podziemny, gdzie był zaparkowany mój samochód. Wsiadłam za kierownicę i z piskiem opon wyjechałam z parkingu.

Po piętnastu minutach byliśmy już na miejscu, przede mną widniał duży, oświetlony hotel, mimo, że nadal było jasno. Z daleka pewnie wyglądał, jak cholernie drogi statek. Zaparkowałam na ogromnym podziemnym parkingu, widząc ogrom drogich, sportowych samochodów. Razem z Jacobem weszliśmy na salę ramię w ramię, gdzie moi rodzice od razu nas zauważyli i kierowali się w naszą stronę.

-  Vivianna! - usłyszałam głos mojej matki. Przewróciłam na to oczami i spojrzałam na nią. - O mój boże, Jacob jak ja Cię dawno nie widziałam!

- Mamo, widziałaś go ponad tydzień temu. Pamiętasz? - mruknęłam.

-  Oczywiście, że pamiętam, ale to dawno było - powiedziała ze śmiechem.

- Witam pięknie panie - odwróciłam się i zobaczyłam przyjaciela mojego taty, który
był współwłaścicielem naszej firmy Walker/Williams, razem z moim ojcem – Poznajcie mojego syna - wskazał głową na wysokiego bruneta.

Spojrzałam na niego, a on na mnie, mierząc się nieprzenikliwym wzrokiem.
Ubrany w czarny garnitur, który mu cholernie pasuje. Marynarka opinała się na jego wyrobionych ramionach. Te brązowe tęczówki hipnotyzowały, zabierały w otchłań i nie pozwalały się wydostać z niej. Jego twarz była cholernie przystojna. Posiadał męskie rysy twarzy, pełne malinowe usta, na które popatrzyłam na kilka sekund, co nie uszło uwadze chłopaka. Zobaczyłam, że jego kącik ust poszedł w górę w łobuzerski sposób, przez co powróciłam do skanowania jego sylwetki. Jego czarne włosy, były w artystycznym nieładzie, w których wyglądał dość...seksownie.

Vi przestań, będziesz z nim współpracować. Nic więcej.

- Vivianna Walker - przedstawiłam się formalnym tonem, którego mnie nauczono.

- Liam Williams - odpowiedział z lekkim uśmiechem, lustrując mnie.

Dwadzieścia minut później, wszyscy zebraliśmy się wokół sceny z kieliszkiem szampana w ręku. Oparłam się o ścianę, słuchając przemówienia ojca, kątem oka zobaczyłam bruneta, który idzie w moją stronę.

- Dziękujemy wszystkim za przybycie na oficjalny bankiet oddania naszej współpracy Walker/Williams Industrial... - nie słyszałam dalej, skupiając całą swoją uwagę na mężczyźnie obok, który jak gdyby nigdy nic słuchał przemowy, popijając szampana.

***

Cztery godziny później, bankiet trwał w najlepsze, okazało się, że Liam nie jest taki zły i nawet można z nim normalnie porozmawiać czy się pośmiać. Aktualnie siedzimy w czwórkę - razem z Jacobem i Ryan'em, przyjacielem bruneta, popijając wino i śmiejąc się.

-  No mówię, że tak było - blondyn próbował hamować śmiech, co mu niezbyt wychodziło. Czułam łzy w kącikach oczu, przez nadmierny śmiech.

- Nie wyobrażam sobie zarządzania tak dużą firmą - dodałam, gdy się trochę uspokoiłam, patrząc na kieliszek czerwonego wina w mojej ręce

- Nie jesteś w tym sama, dobrze wiesz. Masz niecałe dwa dni, żeby się z tym oswoić. - Liam włączył się do rozmowy, minimalnie mnie pocieszając.

Dear Vivianna [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now