Rozdział 2

5.7K 138 10
                                    

Minął tydzień od tamtego momentu. Nie wracaliśmy do tego, zachowujemy się jakby to się nie wydarzyło, ja doskonale to pamiętam, brunet sama nie wiem, chyba nie był tak bardzo pijany.
Jesteśmy na relacji szef – szefowa, czasami razem jemy lunch, ale nic więcej. Aktualnie ubieram się na spotkanie, które odbędzie się w kawiarni, obok firmy, żeby omówić coś podobno ważnego. Ubrana w beżową sukienkę na długi rękaw, kończącą się dłoń przed kolanem, czarne szpilki i do tego małą torebkę, wyruszam do wyjścia z apartamentowca.

Po kilku minutach parkowałam już na parkingu koło kawiarni, wchodząc do środka, wszyscy już siedzieli na swoich miejscach.

-  Możemy zaczynać - skanowałam wszystkich, niektórych kojarząc, niektórych nie.

-  A więc jak rozmawialiśmy, gdybyśmy połączyli firmy, zyski by się zwiększyły o 11%, byliśmy najbardziej prosperującą firmą - mówił dalej, gdy usłyszałam początek, wyłączyłam się, spoglądając na Williams'a, który także mi się przypatrywał, powiedział bezgłośne ,,chodźmy stąd" na co potwierdziłam.

- Zgadza się pani połączyć firmy, panno Walker - powiedział jakiś blondyn, pewnie starszy ode mnie kilka lat, z chytrym uśmieszkiem.

Myślał, że na to polecę, no cóż mylił się.

— Nie - powiedziałam, poprawiając włosy i kierując się do wyjścia. Gdy przechodziłam próg kawiarni, wyjęłam okulary przeciwsłoneczne i założyłam je, czując z tyłu zapach znajomych perfum.

***

— Chciałabym, żeby do końca dzisiejszego dnia dostarczone były do mnie albo Liam'a, tematy na następny tydzień. Jutro i w środę powinniście zacząć nad tym pracować. Do szesnastej macie zamknąć ten tydzień. Jutro rano, chce mieć na mailu wszystkie artykuły. Oczywiście możecie się ze mną konsultować wiecie, gdzie jest moje biuro - powiedziałam rzeczowo i popatrzyłam się jak każdy odwraca się na swoich krzesłach do komputera.

Weszłam do swojego gabinetu, zdejmując okulary przeciwsłoneczne i wreszcie mogłam się uspokoić przy kojących zapachu letniej bryzy morskiej - był to jeden z moich ulubionych zapachów, które mnie rozluźniały. Położyłam torebkę na skórzaną kanapę i usiadłam przy ogromnym, czekoladowym biurku.

Po kilku minutach do gabinetu weszła uradowana Madison z dwoma kubkami kawy, gdy zobaczyła moją minę, jej uśmiech znikł a na jego miejsce pojawiła się poważna mimika twarzy. Usiadła naprzeciwko mnie, padając mi kawę, której się napiłam, powiedziała.

- Opowiadaj.

- No co mam Ci opowiadać, następni chcą współpracować z nami - westchnęłam, poprawiając się na fotelu.

- Znowu?! - przewróciła oczami, na co potwierdziłam.

- Jak Ci idzie praca naszej asystentki? - zmieniłam temat. - Słyszałam, że Ryan Ci towarzyszy. - uniosłam brew, patrząc na nią znacząco.

- Dobrze się dogadujemy, nic więcej, a praca jak narazie idzie mi bardzo dobrze.

***

Wychodząc z firmy po siedemnastej, kieruje się na parking, żeby wrócić autem do domu. Najchętniej poszłabym od razu spać i wstać dopiero rano. Trzy kawy nic nie pomogły na ziewanie i zamykające się powieki.

Po powrocie do domu, decyduje się na szybki trening w pobliskiej siłowni, który wykonuje przynajmniej trzy razy w tygodniu.

- O Vivianna, dawno Cię nie widziałem - powiedział blondyn pracujący tu, jednocześnie trener personalny, który od dawna próbuje mnie poderwać, ale nic z tego. Po pierwsze nie jest w moim typie, po drugie jest zbyt nachalny, po trzecie nie szukam związków, po ostatnim podziękuje.

- Ja tu tylko na kilka minut.

Aiden, blondyn, niebieskie oczy niczym ocean, wysportowany, swoim wyglądem przypomina typowego surfera z Australii. Gdy ostatnio ciągle mu odmawiam, jest coraz bardziej nachalny, zawsze tłumaczę brakiem czasu, lecz od jakiegoś czasu w to nie wierzy.

Taki jest plan, poćwiczyć około pół godziny i wrócić do mieszkania. Uśmiecham się do niego sztucznie i ruszam w kierunku szatni. Na sali jest wyjątkowo mało osób, zawsze jest tutaj spory tłok. Podchodzę do wolnej bieżni i zaczynam od razu biec, zakładając słuchawki na uszy i ustawiając ulubioną playlistę do ćwiczeń.

Na początku powoli biegam, żeby przyzwyczaić się do tempa, ale szybko zwiększam prędkość. Po kilkunastu minutach, czując większe zmęczenie postanawiam przerwać. Gdy schodzę z bieżni, na siłownię wchodzą Liam wraz z Ryan'em, w samych spodenkach, bez koszulek, w ręku mając mały ręcznik i wodę.

Widząc ich i tak miałam zakończyć swój trening, tylko mi pomogli, żebym mogła już iść. Blondyn zauważając to zagradza mi drogę prowadzącą do szatni, zatrzymuje mnie z szerokim uśmiechem, który niezbyt wygląda na przyjazny.

- Może tym razem dałabyś się namówić na randkę? - pyta, łapiąc mnie dosyć boleśnie za nadgarstek.

-  Niezbyt mam teraz czas, no wiesz praca i te inne... - skłamałam, Aiden słysząc to zaciska mocniej uścisk na nadgarstku, jestem rozkojarzona widząc, że Williams idzie w naszą stronę z oczami pełnymi gniewu.

- Zawsze tak mówisz, ale może znajdziesz dzisiaj dla mnie czas? - mówi, podkreślając słowo dzisiaj.

Zachowuje się jakbym była jego własnością, choć tak nie jest i nie będzie nigdy. Do tej pory nie uznaje odmowy, często chodzi tam, gdzie ja, to staje się bardzo uciążliwe, jednak nic nie mogę z tym zrobić.

- Nie mogę, jestem umówiona - skłamałam na poczekaniu.

-  Z kim? - pyta dociekliwie.

No kurwa z kim? No napewno nie z tobą.

-  Ze mną - odpowiada twardy i męski głos za mną, należący do bruneta.

- A ty kim niby jesteś? - zmarszczył brwi.

- Kimś z kim się nie zadziera, Vivianna jest moja, więc trzymaj się od niej z daleka - słysząc to, dosłownie mnie zatkało. Blondyn mruknął coś pod nosem, odchodząc od nas.

Nie jestem niczyją własnością, niech sobie wbiją to do głowy, ale i tak dziękuje za to, że się zjawił, inaczej Aiden nie dał by mi spokoju. Nie przypominam sobie, żebym do kogoś należała, oprócz wspólnych lunch'ów, zarządzania firmą i tamtego tańca w klubie, gdy byliśmy pijani. 

- Wszystko w porządku? - czułam na sobie brązowe tęczówki, który wypalały dziurę w moim ciele. Podniosłam wzrok na niego, po czym przytaknęłam.

Dear Vivianna [ZAKOŃCZONE]Onde as histórias ganham vida. Descobre agora