POV Jane ( czyt. Dżejn)

Zawsze w dzieciństwie uwielbiałam jeździć wśród iglastych drzew. Ponury las tylko wzbudzał moją wyobraźń, jak dzikie zwierzęta walczą między sobą o kawałek, jeszcze świeżego mięsa, który wciąż krwawi i swoim zapachem wzbudza poczucie głodu.

Wysokie drzewa, ledwo co przepuszczające światło księżyca, ciche huczenie sowy, grom i nadchodząca burza, mój ulubiony zestaw.

Mówiąc szczerze to wiedziałam, że za jakimś w końcu zakrętem czekają na mnie. Nie sądziłam tylko, że będzie ich tyle! Dwadzieścia osób na jedną młodą dziewczynę. Przeraża mnie tylko czas trwania naszego ,,spotkania", obiecałam, że przyjdę za godzinę do wschodu słońca, a już się spóźniam o 30 minut i to wszystko przez tych nocnych łotrów, jakby nie mogli poczekać do jutra, a teraz połowa ścieżki do Waterwilu, jest zasypana trupami. W dodatku, będę musiała się tłumaczyć Królu.

***

Siedząc na koniu, przed dwudziestymi łowcami, zauważyłam, że żaden z nich nie ma konia, albo schowali ich w głębi lasu albo jesteśmy blisko Watervilu.

Jeśli ukryli koni wśród lasu to, to jest najgłupsza rzecz jaką kiedykolwiek zrobili, wystarczy, żeby chociaż dwa konie stałe obok siebie i za 20 minut tutaj się zbierze z dziesiątek dzikich zwierząt. Jedyne co mogę zrobić to pogratulować za takie małe mózgi. Jedyne co w nich przeważa to masa ich ciała, każdy wygląda jakby przez całe swoje życie tylko co i robił to ćwiczył mięśnie. Chociaż to prawda do osiemnastego roku życia ćwiczą na polu, a kolejne dziesięć lat ćwiczą na polowaniu i sztuce walki z mieczem. Lecz ciężko to nazwać ,,sztuka walki z mieczem" bardziej machaniem siatką dla motyli starając się złapać ich.

Dziesięć z nich stoją przygotowani do ataku, kolejne dziesięć stoja za nimi i czekają na moje działania. Jedyne co zauważyłam w ich oczach na początku to strach, jak tylko zobaczyli, że przed nimi, młoda dziewczyna, około dwudziestu lat, wyłonili się co było największym ich błędem. Nigdy nie doceniaj przeciwnika.

Zeskakując z konia, i lekko klepjąc go po brzuchu, tym symym dając mu znak na oddejście w stronę żeby przepadkiem go nie zraniłam. Wyciągnełam z za pleców dwa mecze, z samego dzieciństwa uczono mnie walki na obu rękach. Widziałam na ich tzwarzach niedowierzanie i śmiech w oczach. Przed tym jak zdąrzyłam zrobić pierwszy krok, jeden z nich zaśmiał się i rzucił kpiącym zdaniem:

-I to jest ta wielko znana zabójczyni dusz?! Z tym mamy walczyć przecież zabije ją jednym ruchem.-zaśmiał się w pół głosu daby nie przywołacz dzikich zwierzat, lecz jak już wspomniałam było za pózno, heh. Większość z nich trochę odpuszciła sobie, lecz każdy kto słyszał jakie kolwiek legendy o mnie wiedział co kryło sie za szczupłym ciałem. I wiekszość tych legend była prawdziwa.

Opuszciłam lekko głowę i na moje usta wpłynoł kpiący uśmieszek. Oczywiście że mógłby mnie zabić jednym ruchem tylko wtedy, gdy bym była przywijązana całym ciałem do drzewa lecz i tak bym znalazła sposób na zabicie jego szybciej niż on sam tego oczykiwał. Zciągnełam płaszcz i rzuciłam go na konia, ktory stał z dwa metry w tył ode mnie. Z zaciekawieniem paczyli na mój strój, który przedstawiał z siebie obcisłą koszule z dułgim rękawem, która była włożona do lużnych spodni. Na talii znajdował sie szyroki pasek, ktory uwydatniał wklesłość talii, dół spodni był włożony do wysokich botów na lekkej platformie i to wszystko było w kolorze czanym odajacym przebłyskami cienkich, czerwonych nitek.

-Cóż no to możemy sprawdzić kto kogo zabije szybciej. - powiedziałam cicho, bardziej do siebie niż do nich. Zaczęłam iść w ich stronę, sprawiło to ich strach. Szarpnęli się lekko do tyłu, rozbawiło mnie to, więc zaczęłam iść coraz szybciej. Jeden z łotrów zaczął iść w moją stronę tym samym próbując udowodnić sobie i innym że jest bez straszny, ale szybko go zabiłam jednym ruchem prawej ręki przecinając mu gardło jeszcze przed tym jak zdążył wyciągnąć mecz. Krew prysnęła od razu cieknąć w dół. Patczył chwilę na mnie przed tym jak spać twarzą w ziemię. Dalej już szło szybko, jednego zabiłam rozcinając mu brzuch, kolejnych zcinajac im głowy, innych otczinajac im ręcy lub nogi. Lecz na tego łotra co zakpił w moja stronę poszłam bez męczy. Odrzuciłam ich w prawo, szybko ucienajac mu możliwość do szkozystania z męcza, łamujac mu ręcy, powaliłam go na ziemię i zaczęłam wgniecac mu oczy. Szarpał się i krzyczał, lecz nie uspokoiło to moja potrzeby zewnętrzą, kiedy umarł od mojego dgniecia sztyletem mu w rzebra wstałam i poszłam w stronę mojego konia. W żaden sposób nie zwracając na nich większej uwagi.

Kiedy chciałam podnieść moje meczy z ziemi usłyszałam kroki ze strony ścieżki która prowadziła w stronę Watervilu. Wyciągnełam jeden sztylet z mojego lewego buta kiedy kucnełam obok nie wielkich krzaków, daby nie zwracać na siebie większej uwagi.

I w tedy ją zobaczyłam, tą która nie wiedziałam przez kilka dobrych lat. Miła ciemno szary płaszcz do samych łydek, na nogach widniały się czarne wysoki buty. A jej włosy byli tak samo białe jak księżyc, takie jakie je zapamiętałam. Była dość zdenerwowana, widać to było po jej szybkim, gwałtownym ruchu.

Wstałam dopiero po kilku sekundach, nie wiedziałam co mam powiedzieć, wiedzialam tylko że czekała przez tyle lat, czekala tak jak jej mówiłam. I wtedy mnie zauważyła.

-Jane- powiedziała to tak cicho jak tylko się dało ale ja i tak to usłyszałam, a pózniej pobiegła w moją stronę i rzuciła się w moje ramiona, zaciskając ich z taką siłą, ze myślałam ze zaraz umrę od niedotlenienia.




You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Feb 07, 2022 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Chłodną NocąWhere stories live. Discover now