//Lexa POV//:
- Uwaga dzieciaki odsunąć się! Nie zbliżać się do klatki! - krzyczeli mężczyźni którzy złapali mnie gdy wałęsałam się po lesie w wilczej postaci. Strzelili we mnie z pistoletu naładowanym strzałkami usypiającymi i zamknęli w jakiejś klatce.
Jestem w jakimś... obozie? Zoo dla ubogich w terenie? Dzieciaki różnych granic wiekowych patrzyły na mnie jak na okaz nie z tej ziemi. Wiem że Amoroki to rzadki widok ale są rzadsze odemnie rasy stworzeń.
Zaczęłam warczeć znowu i rzucać się po klatce chcąc uwolnić się z tego stalowego więzienia. Cała klatka musi być z jakiegoś specjalnego srebra czy coś innego bo niemoge wogóle przemienić się w człowieka. Cholerne magiczne metale. Zaczęłam jeszcze głośniej warczeć obnażając ostre i długie śnieżnobiałe kły. Uszy położyłam po sobie i ogon też pod siebie dałam. Mój cały grzbiet jest najerzony jak u jakiegoś kota.
- Odsunąć się od klatki! Zaraz wypuszczamy kolejną mutantkę! - krzykną jeden z mężczyzn którzy mnie porwali. Osobnik ma trójkątną twarz i kozią budkę... on musi być Fałnem*.
Nie spóściłam ani troche ze swojego agresywnego podejścia i zwarzając na lekki zamęt wokoło mnie naparłam z całej siły swoich wilczych łap na otwór klatki i się otworzyła. Wyskoczyłam szybko ze stalowego więzienia i ruszyłam agresywnym biegiem na pierwszą lepszą ofiare która padła mi pod zielone jaskrawe oczy. Była to dziewczyna o latynoskiej urodzie w czarnych bojówkach i czerwonej wiatrówce, ciemno brązowe włosy miała spięte wysoko w kucyk. Skoczyłam na nią i z całej siły powaliłam ją na ziemie wgryzając jej się bardzo mocno w prawe ramie. Dziewczyna wrzasnęła z bólu i próbowała się uwolnić spod zacisku mojej wielkiej szczęki ale nie dałam jej szans i nie puściłam kiedy usłyszałam chrapliwe i pęłne wściekłości warczenie zamną.
Puściłam ramie dziewczyny i się wolno odwróciłam do potaci która stała zamną również najerzona jak ja. Była to biała o niebieskich oczach Aralez, wilczyca ze skrzydłami. Warczała na mnie i stała w pozycji gotowej do ataku. Szczeknęłam głośno i sama przyszykowałam się do ataku kiedy usłyszałam przeraźliwy wrzask. Odrazu zaczęłam kulić się z bólu przez niezmiernie wysokie fale dźwiękowe i piszczeć. Aralez stała przedemną i warczała wciąż na mnie bo widziałam jak góra jej pyska się marszczy i unosi do góry. Położyłam się posłusznie na ziemi i nie patrzyłam na nikogo z nich. Ten krzyk to musiała być Bunshee* Amaroki są niesamowicie wrażliwe na wszystkie zmysły a wrzask Bunshee jest wręcz jak promień palaryzatora. Aralez podeszła do mnie wolno.
- Po co zaraz ta cała agresja? Jesteś tu dla własnego bezpieczeństwa a nie po to, bo ktoś cię uprowadził- odpowiedziała po przez łącze telepatyczne które posiada każdy rodzaj wilka.
Nieodpowiedziałam jej tylko wciąż leżałam na ziemi i obserwowałam ją uważnie.
- Słyszysz mnie wogóle? Albo czy rozumiesz angielski? - zapytała a ja wciąż milczałam jak grób. Obserwowałam jak jej postawa słabnie i nabiera luzu. Pierwsza zasada wilczego przetrwania: Nie trać czujności przy swoim wrogu, nigdy!
Napięłam się i skoczyłam na zdezorientowaną Aralez i wgryzłam się mocno w jej grzbiet i przeżuciłam ją nad sobą a biała wilczyca wylądowała z piskiem i skowytem tuż obok pogryzionej przezemnie latynoski. Stanęłam dumnie i warknęłam władczo ukazując wszystkim swoją dominacje.
- Wyluzuj troche agresorze- powiedział jakiś głos z tłumu i nie tracąc czujności rozejrzałam się. Z tłumu wyszła nagle kobieta o ciemnych bląd włosach, dumnej postawie, chłodnym spojrzeniu i ogólnie wyglądała jak lis tybetański albo... kitsune kokko.
Kitusne i Amaroki są w przyjacielskich relacjach gatunkowych między sobą od ponad 100 lat ale i tak nie utraciłam swojej bojowej pozycji wbijając pazury w ziemie.
YOU ARE READING
"Poza wilczą świadomością" - CLEXA AU
FanfictionJeśli lubisz Clexe i mitologiczne stworzenia to dobrze trafił*ś :33