Rozdział.20

21 4 2
                                    

„Ale czy wiesz, kiedy bajki przestają być bajkami? W momencie, gdy ktoś zaczyna w nie wierzyć" - Andrzej Sapkowski

  – Możesz odpocząć. Dzisiaj już nikt cię nie będzie niepokoił z Rady. Jeżeli czegoś potrzebujesz, daj mi znać – powiedziała Nergis, kiedy skończyła zbierać swoje opatrunki.

Wskazała palcem na czerwony guzik w ramie łóżka z miłym uśmiechem.

– Dziękuję pani za pomoc – odpowiedziała cicho Emilia, pokazując na czarny kamień w dłoni.

Chciała jej go oddać, ale kobieta zaprzeczyła ruchem głowy.

– Zatrzymaj go. Chociaż tak mogę ci pomóc. I nie mów mi na pani dziecko. Tutaj nikt się do siebie tak nie zwraca. Mówimy po imieniu, nazwiskiem lub statusem. – poprosiła rudowłosa, ale jej słowa nie były naganą, a jedynie matczyną radą.

Dziewczyna skinęła tylko głową zakłopotana. Nie wiedziała nic o świecie, w którym się znalazła, a wszystko wskazywało, że zostanie w nim na dłużej. Należała do osób, które nienawidziły żyć w niewiedzy i zaczęła się tym denerwować.

Nergis pożegnała ją i odeszła do pokoju, który znajdował się za krótszą ścianą.

            Emilia poczuła się bardzo samotna, kiedy została w dużej sali całkiem sama. Nerwowo zaczęła przerzucać kamień w dłoniach, czując jego ssącą moc i drżenie. Żywioły stały się nieco spokojniejsze i pozwalały jej na rozmyślanie. Kiedy one odpuściły, do głosu doszło zbolałe serce, które nadal krwawiło po stracie kolejnej osoby. Marta zaopiekowała się nią po śmierci Tary i chociaż dziewczyna jej tak nie nazywała, to traktowała Martę jak matkę. A teraz już druga kobieta oddała dla niej życie. I pomimo zapewnień obu ona nie mogła zagłuszyć poczucia winy. Nie potrafiła uwierzyć w ich słowa, że poradzi sobie sama. Czuła się bezbronna i słaba.

             Leżała dłuższy czas na łóżku, wpatrując się w biały sufit. Była zmęczona, ale nie potrafiła zasnąć. Ilekroć zamykała oczy, widziała pod powiekami roześmianą twarz Kamaela z biczem w ręce lub jasną twarz anioła śmierci, którego czarno-czerwone oczy wzbudzały w niej strach i pożądanie jednocześnie. Jakaś jej malutka i mroczna część czuła do niego coś innego niż nienawiść. Nie umiała tego wyjaśnić. Był odpowiedzialny, za śmierć jej obu matek i jej tortury, ale sama jego postać sprawiała, że człowiek chciał lgnąć do niego. Musiała to wywoływać krew anioła, którą sobie przetoczył. Mimo że był Upadłym, nadal pochodził z Raju.

             Kiedy tylko dwuskrzydłowe drzwi sali się otworzyły, natychmiast usiadła prosto na łóżku, szukając wzrokiem niebezpieczeństwa. Ku zdziwieniu ujrzała srebrnowłosego mężczyznę, który ubrany w czarny dres trzymał w dłoni papierową torbę, a z jej wnętrza unosiła się lekka para.

– Przepraszam. Nie chciałem cię niepokoić – powiedział spokojnie i podszedł bliżej jej łóżka.

Emilia wzruszyła tylko ramionami, ale kiedy poczuła cudowny zapach wydostający się z torby, jej żołądek przebudził się i boleśnie zaczął się kurczyć. Miała tylko nadzieję, że mężczyzna nie usłyszał jej burczenia.

Oplotła jedną dłonią swój brzuch. W drugiej nadal trzymała kamień.

– Przyniosłem ci coś. Pomyślałem, że musisz być wyjątkowo głodna – wyjaśnił i podał jej papierową torbę.

Niepewna przyjęła ją, a cudowny zapach podrażniał jej nozdrza. Z trudem powstrzymała się przed rozerwaniem materiału i pochłonięciem zawartości.

– Gdzie reszta? – zapytała, zaglądając do środka.

Gdyby nie czuła się niezręcznie, pewnie zapiszczałaby jak mała dziewczynka. W środku znajdowało się pudełko z jej ukochanym makaronem z brokułami i szynką parmeńską, a na nim dwie złociste bułeczki. Ostrożnie wyjęła je i położyła na zgniecionej torbie. Postanowiła zacząć od wytęsknionego makaronu.

Droga ku niemu (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz