3.

1 0 0
                                    

- Jest jeszcze jedna sprawa szefie. Macie gości, albo raczej powinienem powiedzieć, że to panienka ma niezapowiedzianą wizytę.- Uśmiechnął się w moją stronę, a zza bramy wyszedł Ze Zhang.

- Zhang-shixiong? - zdziwiona spojrzałam na tenisistę i się uśmiechnęłam.- Mogę? - spytałam jeszcze ojca i po otrzymaniu pozytywnej odpowiedzi kiwnęłam głową na przyjaciela, żeby podszedł. Zrozumiał natychmiastowo i już po chwili stał obok mnie.- Jeśli pozwolisz tato, to my już pójdziemy.

- Oczywiście, bawcie się dobrze.- kiwnął nam głową, a ja pociagnęłam Zhanga w stronę mojego pokoju.

Weszłam do środka i zaczęłam kierować się w stronę stolika z pufami, ale zorientowałam się, że nie ma ze mną Ze. Zaczęłam go szukać, aż w pewnym momencie usłyszałam ciche pomrukiwania i coś na kształt cichych kroków? Wychyliłam się zza ściany i zobaczyłam szepczącego coś pod nosem przyjaciela.

- Gdy miniesz mój próg, trzy kroki w prawo.
Idąc wzdłuż ściany ciesz się zabawą.
Miń okno i dwa obroty zrób.
A potem w stronę regału rusz.
To już niedaleko, trzecia kolumna drugi rząd.
Między Shōgunem, a herbatą znajdziesz ją.- stanął przed półką i z szokiem wypisanym na twarzy patrzył na leżące na niej książki.- Co jest grane?! Shidi!

- Spokojnie, bez paniki. Dwie rzeczy. Po pierwsze, to nie ta rezydencja Zhang. Ta rymowanka działa tylko w tej w Huangshan. A po drugie... miałeś nie mówić do mnie shidi!- musiałam chyba zacząć emitować jakieś negatywne fale, czy coś, bo tak szybko nie biegał nawet na korcie, a w tej chwili próbował chyba wyjść przez okno dokładnie po drugiej stronie pokoju, ale widocznie było za małe i utknął z nogą na zewnątrz i wyrazem przerażenia na twarzy.

- T-tak, Ah Xing... pamiętam.

- To jak tak świetnie pamiętasz, to przestań poszerzać mi okno i chodź tu. Zabrałam część rzeczy ze szkatułki ze sobą, a chyba nie muszę zgadywać, że to o to ci chodziło.- uśmiechnęłam się do niego najmilej jak umiałam, trzeba jakoś wyzerować poziom przerażenia, i ruszyłam w stronę pułki stojącej koło łóżka. Wyjęłam książkę, a Zhang'owi zaświeciły się oczy, na widok tytułu.- Zgaś te latarnie, bo zaraz oślepnę i chodź tu.

Poczekałam, aż tenisista do mnie dołączy i już razem usiedliśmy przy stole na środku pokoju. Przerzuciłam część kartek i zatrzymałam się mniej więcej na wysokości jednej trzeciej książki, gdzie spomiędzy stron wysunęło się kilka zdjęć i zasuszony już liść. Ah... nostalgia.

- Ten liść...nasz pierwszy mecz?- wskazał na jedyny względnie zielony element naszej kolekcji. - Ile my mieliśmy wtedy lat? Chyba coś koło podstawówki.

- Ty pamiętasz, że jesteś ode mnie starszy o jakieś czternaście lat, tak? To ja miałam pięć lat, a ty miałeś już chyba dziewiętnaście. Staruch! - wskazałam na niego palcem i zaczęłam się podśmiechiwać pod nosem, a on tylko nadymał policzki. Mamy focha? Już dobrze dzieciątko. Nie umiesz ukrywać uśmiechu Zhang. - wtedy chyba pierwszy raz przyjechałeś do Huangshan.

- A nie drugi? Wcześniej byłem jeszcze gdzieś na Nowy Rok.

- A wiesz, że to nawet możliwe?! - pogrzebałam trochę między fotografiami i odwróciłam się do niego z jedną w ręku. - Mam! Masz rację! Patrz! Tutaj, to zdjęcie z 2009. Z festiwalu na Nowy Rok. Ooi~ jaka ja byłam wtedy malutka! - wskazałam palcem na zdjęcie, gdzie mała czarnowłosa dziewczynka śmiejąc się siedziała na ramionach starszego chłopaka.

- Tak...ale i tak miałaś nieskończone pokłady energii. Potrafiłaś biegać za mną cały dzień, a jak to nie podziałało, to dźgałaś mnie w brzuch przez chyba godzinę, tylko po to, żebym ponosił cię na ramionach. To były czasy...- Oho, wiedzę, że nie tylko mnie dopadła nostalgia, hehe.

Guardian Of The Mountains Or The Descendant Of The God Of War || Ji Jingwu X OCWhere stories live. Discover now