- Ale jak to jedziesz ze mną?

- No przecież nie pozowlę ci tam jechać samej...

Tak rozpoczęła się nasza wspólna przygoda.

Ale zacznijmy od początku.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Narrator POV

Ten tydzień dłużył się w nieskończoność. Adeline czekała na odpowiedź ze swojego wymarzonego uniwersytetu w Japonii. Stres zjadał ją od środka... w zasadzie obie z nich. Carmen nie była przekonana co do tego pomysłu. Szczerze? Bardzo jej się nie podobał. Nie zrozumcie jej źle, chciała żeby jej przyjaciółka spełniała swoje marzenia, ale dlaczego akurat Japonia?! Przecież tu gdzie mieszkają nie jest, aż tak źle (było to kłamstwo, ale Carmen lubiła sobie to wmawiać), miały przecież pracę i wspólne mieszkanie, ostatnio nawet spotkały jakichś ciekawych chłopaków w klubie. Czego chcieć więcej? Obie wiedziały, że chcą od życia czegoś więcej, ale po co ryzykować zwykłe, stabilne życie, skoro można ponieść porażkę.

No dobra dobra, bo znowu odchodzimy od tematu.

Adeline czekała na najważniejszy email w swoim życiu siedząc cały czas przed komputerem, sprawdzając pocztę co każde 30 sekund, a Carmen będąc dobrą przyjaciółką była tam z nią tylko, że leżała na kanapie i jadła lody. Cóż za wsparcie co nie (sarkazm). No ale robiła co mogła.

- I co? Masz już coś? - spytała Carmen,

- Nie licząc propozycji od gorących mamusiek w naszej okolicy albo Ani która mieszka 50 metrów od nas to nie. - powiedział poirytowana Adeline,

- To może odejdziesz w końcu od tego komputera i wyjdziemy chociaż na spacer?

- Nie ma mowy, w każdym momencie mogę dostać odpowiedź!

- Siedzisz przed tym ekranem już od jakiegoś tygodnia i nadal nic nie dostałaś, 20 minut cię nie zbawi.

- No dobra ale tylko 20 minut, plus zostawiam włączone powiadomienia i jeżeli coś przyjdzie to wracamy.

- No dobra to idź się ubrać.

No i zaczęły się szykować. (teraz szykujcie się na przedstawienie głównych bohaterek)

Adeline poszła do łazienki, umyła twarz i spojrzała w lustro. Czy było w niej coś bardzo wyjątkowego, była super niska i miała blond włosy z głębokimi, niebieskimi oczami? No właśnie nie. Miała brązowe, proste włosy które sięgały jej za ramiona, bo w sumie to mogłaby pójść do fryzjera (tak jest to call-out do mnie samej), brązowe oczy, które były podkreślone jeszcze bardziej przez fioletowe worki pod oczami, które zrobiły się jeszcze większe w przeciągu ostatniego tygodnia i 170cm wzrostu.

Przez ten czas Carmen poszła do swojego pokoju i związała swoje włosy w kitkę, która była jej codzienną fryzurą na zmianę z kokiem. Ona też nie była tą piękną blondynką o której zawsze się piszę. Carmen była ruda. Tak, dobrze widzicie, miała rude, proste włosy, które sięgały jej do połowy pleców. Na twarzy miała piegi, które najbardziej były widoczne w słoneczne pory roku. Jej oczy były zielone, nosiła okulary i była trochę wyższa od Adeline, bo mierzyła 173cm wzrostu.

Po jakiś 10 minutach szykowania się, bo Adeline nie wiedziała jak związać włosy tak, żeby nie było widać, że są tłuste ale żeby nie wyglądała też jakby była łysa, dziewczyny zebrały się do wyjścia. Carmen miała na sobie czarne jeansy; szarą, dużą bluzę; skórzaną kurtkę i biało-czarne Jordany. Adeline miała na sobie zwykłe, niebieskie jeansy; czarny golf; piaskowy, o wiele za duży na nią płaszcz i czarne buty w stylu "Mary Jane".

a simple song/animeTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon