Stark nie chciał być tak bezwzględny. To prawda, że młody zaczął już działać mu na nerwy, ale przecież nie strzeli do niego. Nie zamknie w więzieniu. Nie zabierze na przesłuchania. Wszystko byłoby łatwiejsze, gdyby nastolatek nie był tak bardzo skonfliktowany ze sobą. Był niepewny co do własnych uczuć i działań. Miliarder mógł się nawet posunąć do określenia 'niestabilny'. Nie był nawet pewien, czy dzieciak był świadomy własnych działań. Nic nie wiedział. Na początku sprawa była jasna. Chłopak go nienawidzi za to, że pozwolił umrzeć jego matce. Ale teraz? Sprawia wrażenie niezdecydowanego. Jakby nie był już taki pewien co do tego, kto jest tu winny. Chłopak zaczął wewnętrzną walkę, która go niszczyła. Stark wiedział, że to co mówi chłopak nie jest do końca prawdą, ani też stuprocentowym kłamstwem. Młody miał prawo obarczać go winą, ale nie rozumiał, że nawet bohater nie może czasami uratować wszystkich.

To poczucie winy nawiedziło go w koszmarach, było jego największą zmorą, ale pomimo to, uśmiechał się.

Uśmiechał się do świata, choć tak naprawdę zatapiał się w rozpaczy w ciemnościach, gdzie nikt nie mógł go zobaczyć.

Oboje byli niewolnikami poczucia winy i żaden z nich nie potrafił dać sobie pomóc.

- Jesteś oszustem i nieudacznikiem. - syknął Peter. Starał się. Tak bardzo nie chciał, aby emocje znów wzięły górę. Nie udało się. Jak zawsze. Nie potrafił być głuchy na czyjeś wyzwiska, szczególnie te, które dotyczyły osób, które kochał.

Sam nie wahał się niszczyć słowami, jednocześnie nie mogąc pojąć jak ktoś mógł być tak okrutny.

- Wszystko co masz nawet nie jest twoje. - nastolatek przyjął postawę do walki, będąc w każdej chwili gotów do ataku lub obrony. - Masz władzę, która jest tylko jej głupią imitacją. Twój ojciec to wszystko osiągnął. Nie ty. Posługujesz się jego nazwiskiem, jego firmą i jego pieniędzmi. Wszytko to jest jego. Bez tego człowieka byłbyś nikim. Nikim, rozumiesz? To nie ja jestem mordercą. - zwęził oczy na mężczyznę. Nie mógł odczytać emocji z jego twarzy, ale ledwo zauważalne drgawki palców mówiły same za siebie. Słaby punkt. Wyczulony nerw. Słabość, którą posiada każdy człowiek. - Jesteś mordercą swoich rodziców, mojej matki jak i tych wszystkich ludzi, których nie zdołałeś uratować.

- Ty mały... - słaby kobiecy głos przerwał chłopcu, który po raz kolejny pozwolił, aby emocje nim kierowały. Zupełnie zapomniał o tej dwójce. Jego gniew wzrósł. Nie wiedział, czy to z powodu szpiegów, miliardera czy samego siebie. Po prostu czuł złość. Niewytłumaczalnie jego wściekłość przybrała na sile.

Odwrócił się spoglądając na łucznika, który trzymał pod ramieniem rudowłosą. Była słaba. Nie mogła nawet samodzielnie stać, jednak w jej oczach płonęła furia.

- Ty gnoju... - wysyczała, próbując wyrwać się z uścisku przyjaciela. - Co ty sobie myślisz? W dupie mam kim jesteś. Bachor czy nie, pokaże ci, że z nami się nie zadziera.

Chłopiec poczuł ciężar na swoim ramieniu. Nie musiał patrzeć, aby wiedzieć kto to był. Stark.

Mężczyzna rzucił znaczące spojrzenie Bartonowi, który po chwili wyprowadził zdenerwowaną kobietę z pomieszczenia. Dobrze wiedział, że Natasha nie skrzywdziłaby dziecka. Tak samo jak był świadomy tego, że zależało jej na członkach zespołu. Drużyna była dla niej jak rodzina, a Natasha Romanoff zrobiłaby dla niej wszystko.

Chłopiec zrzucił z siebie nieproszoną dłoń, gwałtownie odwracając się twarzą do Starka.

- Nie jesteście bohaterami. - miliarder się zmieszał. Nie było to warknięcie, którego się spodziewał. To było bardziej jak zrezygnowane westchnienie. Brzmiało jak wyrzut. Tak jakby nastolatek był rozczarowany.

Z oszołomienia wyrwał go tępy ból na policzku. Zatoczył się lekko do tyłu, łapiąc się za obolałe miejsce. Dzieciak sprzedał mu liścia.

- Nie jesteście nimi. - mruknął pod nosem Peter. - Dlaczego nimi nie jesteście?

Dziecko brzmiało, cóż... jak dziecko. Czyżby teraz chłopak doszukiwał się w nich bohaterów? Dwie skrajne osobowości młodego kolidowały ze sobą. Dlaczego chłopiec po prostu nie przyzna się do bólu? Tego całego bólu, który go pochłania.

Stark mógł go zrozumieć. Rozumiał go. Chyba za późno zdał sobie z tego sprawę. Duma. To właśnie ona nie pozwalała ani jemu, ani dzieciakowi otworzyć się przed kimś. Chowają swoje zmory, pozwalając im wyjść, gdy świat spowije ciemność. Gdy mogą być sami. Gdy mogą być samotni.

Gdy nikt nie widzi ich słabości.

Wtedy nikt nie może ich zranić.

Trwają w błędnym kole, bojąc się własnych uczuć.

Będą ze sobą walczyć, co doprowadzi ich do zguby.

Bo choć Tony Stark wiedział czym jest brak rodzicielskiej miłości, to sam nie potrafił kogoś takową obdarzyć.

_________

Ohayo!

1267 słów

Co się stanie z naszym Pieterkiem? Kto to wie, kto to wie...

Mam nadzieję, że się podobało<3

PRETENCE  irondadWhere stories live. Discover now