Część 20

418 29 19
                                    

ważna notatka na dole:) miłego czytania!

//

- Kretyni! Nadęci, bogaci i wredni kretyni!

Abigail niemal przeliterowała te słowa nad moim uchem, zaznaczając je dobitnie. Gotująca się ze złości dziewczyna opadła na stołek obok mnie i posłała mi wściekłe spojrzenie. Zaśmiałam się cicho, ale widząc ogrom jej powagi, wyprostowałam się, zakładając włosy za ucho.

- Sorki - parsknęłam. - Ile napiwku zostawili dzisiaj?

- Dolara. Za każdym razem muszą walić swoje głupie komentarze i pokazywać mi, że są nade mną tymi cholernie niskimi napiwkami - burknęła, opierając łokcie na blacie baru, a za chwilę jej głowa wylądowała dłoniach.

- Ignoruj to - odparłam spokojnie. - Nie warto.

Westchnęła, mrucząc ciche "łatwo Ci mówić". Odwróciłam się od niej i zlustrowałam kawiarnię, nie widząc w niej niczego ciekawego. Poprawiłam swoją fioletową, przylegającą, długą sukienkę, czekając aż szefowa raczy się pojawić w lokalu. Czekałam na nią już dobre pół godziny, a nie uśmiechało mi się jechać tyle kilometrów nocą.

- Jest wreszcie - powiedziałam pod nosem, podnosząc się z krzesła. - Dzień dobry - zaczepiłam ją, a ta jedynie chłodno na mnie spojrzała.

- Mamy do pogadania - zmrużyła oczy, a ja chętnie pokiwałam głową.

Miałyśmy. Było środowe popołudnie, a połowa lipca zbliżała się nieubłaganie. Niestety ja nie miałam dla niej dobrych wieści, a jej mina stawiała mnie w przekonaniu, że ona także ich dla mnie nie miała. Przynajmniej zapowiadało się, że sprawnie się dogadamy, co bardzo mi pasowało. Weszłam więc do jej gabinetu, siadając w jasnym fotelu, a ona okrążyła swoje dębowe biurko i zasiadła przede mną. Skrzyżowała ze mną spojrzenie, po czym ciężko westchnęła.

- Posłuchaj, Meghan. Dawałam Ci naprawdę wiele szans i to wszystko to po prostu za wiele. Nie mogę stale się zgadzać na takie tr-

- Odchodzę.

Przez to, że przerwałam jej wypowiedź, zmarszczyła brwi, a na jej twarz wpłynęło zdziwienie. Obojętnie wpatrywałam się w twarz kobiety, która chyba myślała, że się przesłyszała.

- Słucham?

- Odchodzę z pracy. Składam wypowiedzenie, nie wiem - powiedziałam, kładąc na jej biurku kartkę papieru. - Wszystko podpisane. Dziękuję za wszystko, ale tutaj moja przygoda z tym miejscem się kończy.

- Ale... Ale dlaczego? Fakt, ostatnio bardzo dużo opuszczałaś, ale naprawdę jestem w stanie Ci to darować, jakby...

- Dziękuję - wtrąciłam. - Naprawdę, jednak moja decyzja jest nieodwołalna. Mam nadzieję, że znajdzie Pani kogoś, kto godnie mnie zastąpi.

Mrugnęłam okiem i wstałam, łapiąc mój plecaczek. Poprawiłam czarne okulary przeciwsłoneczne, które miałam na głowie i po krótkim pożegnaniu, wyszłam z gabinetu. Odetchnęłam głęboko, kierując się za bar i spotkałam się ze wzrokiem Jacka.

- Znowu przyps - zaśpiewał wesoło, czyszcząc szklanki, ale kiedy zobaczył moją minę, zamilkł.

- Może by był, gdybym tu jeszcze pracowała - wzruszyłam ramionami, a wzrok Ab odnalazł moją twarz.

- Co?! - krzyknęli oboje, a ja pokręciłam głową, cicho się śmiejąc.

- Odeszłam - powiedziałam beztrosko, mijając ich, ale zatrzymali mnie skutecznie.

- Nie możesz odejść - stwierdził Jack. - Komu ja będę dokuczał?! I kto mi da nowy numer Ab, kiedy w końcu naprawi telefon?! - wykrzyknął, a ja parsknęłam śmiechem, widząc minę dziewczyny.

Black Beauty [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz