#2 Misja z wiewiórą, śliwkożercą i Legolasem. Co może pójść nie tak?

158 12 26
                                    


 Tak oto wieczorem staliśmy w sali bankietowej willi Julii Borat. Tasha i Karton zachwyceni (bo przecież jest przyjęcie/WinterWidow) ja i Barnes trochę mniej. Ja dlatego że Romanoff nie pozwoliła mi założyć mojej kurtki, on bo dowiedział się że nie będzie śliwek. Oczywiście parę godzin przed wyjściem okazało się, że dyrektor nie raczył załatwić nam wejściówek, więc musiałam na szybko hakować i drukować nam zaproszenia. Już w drodze na bankiet zaczęliśmy obmyślać więc zemstę na Fury'm. Bucky zaproponował dodanie do mojego planu różowego barwnika. W sumie pomysł nie jest głupi.

Ale wracając. Już kiedy szliśmy zająć jakiś stolik już wiedziałam że się tu wynudzę. Teraz mija już godzina gapienia się na ludzi. Wszędzie mnóstwo snobów czyli jacyś generałowie, piosenkarze politycy, jednoręcy handlarze bronią... 
Zaraz co?
O cholera! To ten facet co zwinął mnóstwo vibranium z Wakandy. No to zaczyna się robić ciekawie. Odszukałam wzrokiem moich partnerów... i od razu pożałowałam że jesteśmy tu w takim składzie. Wdowa i Barnes całowali się pod ścianą, a Clint z zacieszem na twarzy robił im zdjęcia z ukrycia. No normalnie jak z dziećmi (nie żebym sama zachowywała się lepiej).

Wiedząc że na nich już raczej nie mam co liczyć, zaczęłam sama obserwować handlarza. Na razie nie robił nic podejrzanego. Chodził, rozmawiał z gośćmi, pił szampana, co jakiś czas prosił kogoś do tańca, ale nikt się jeszcze nie zgodził. 

Patrząc tak na faceta zaczęłam podświadomie nucić "Come and get your love". Gdyby teraz ktoś podszedł do mnie i zapytał dlaczego akurat ta piosenka, nie umiałabym odpowiedzieć. Tak już czasem miałam. Na przykład pewnego dnia stwierdziłam że powinnam przyczepić sobie do butów małe silniczki rakietowe. Innym razem podczas misji chciałam wydrzeć się na jakiegoś szopa "Rocket, miałeś pilnować Milano!". Teraz pewnie myślicie że jestem wariatką. Będę z wami szczera. Mam w nosie co myślicie. 

Tak pogrążyłam się we własnych myślach, że o mały włos, a zapomniałabym o misji. Na szczęście jakiś głos sprowadził mnie na ziemię.

- Naprawdę? Nawet na bankiecie pijesz kawę?

Podniosłam głowę. Przy moim stoliku siedziała... Wanda Maximoff.

- Cóż mogę rzec? Byłby ze mnie doskonały Zwiadowca - dziewczyna dziwnie się na mnie popatrzyła, więc machnęłam ręką że nieważne. 

- Co ty tu robisz? - zapytałyśmy w tym samym momencie

- Ty pierwsza. Jak tu weszłaś? - jeżeli to Fury ją przysłał to wypiorę mu nie tylko płaszcz ale też tę jego piracką opaskę.

- Dostałam zaproszenie. Córka Julii jest moją koleżanką. - Stwierdziła po prostu - A ty co tu robisz? 

- Sprawy służbowe. Obawiam się tylko że niefortunnie wybrałam zespół - to mówiąc wskazałam resztę. Wanda spojrzała w tamtym kierunku, po czym zakryła usta dłonią w usilnej próbie nieśmiania się. Gdy po paru minutach uspokoiła się zapytała:

- A jakie konkretnie sprawy służbowe?- szybko omiotłam wzrokiem salę, cel zobaczyłam przy pomocy lustra na ścianie na przeciwko mnie. Następnie nachyliłam się do Wandy i szepnęłam

- Nad moim lewym ramieniem zobaczysz faceta - dziewczyna spojrzała w wyznaczonym kierunku i otworzyła oczy ze zdumienia

- O cholera... - tyle zdołała wydusić - kto jest klientem?

- Podejrzewamy że mąż Julii- Emil - Maximoff posmutniała, a ja zrozumiałam dlaczego.

- Wątpię by twoja koleżanka wiedziała - powiedziałam pocieszająco - gdyby tak było, wątpię czy zapraszałaby jedną z Avengers.

We wzroku Wandy zobaczyłam ulgę, a zaraz potem szok i zdezorientowanie.

- Nie ma go... - wyszeptała. Najszybciej jak mogłam zlustrowałam salę i zobaczyłam gościa wychodzącego przez drzwi techniczne przy parkiecie. Zaklęłam pod nosem. Szybkim ruchem wyciągnęłam telefon z torebki i napisałam do Bartona

Karton, zabieraj naszą parkę zmywamy się :Ja 

Clint: Co? Dlaczego

Cel nam ucieka idioto! : Ja

Drzwi techniczne przy parkiecie. Widzimy się za nimi, macie 3 min. :Ja

Clint: No dobra, dobra

A, i znalazłam znajomą :Ja

Clint: Kogo?

Zobaczysz :) :Ja


Gdy skończyłam pisać, złapałam Maximoff za rękę i pociągnęłam ja w kierunku drzwi. Już po chwili stałyśmy tam i czekaliśmy na Kartona i spółkę. 

- Dłużej się nie dało? - warknęłam zirytowana, gdy tylko przyszli.

- Jak chcesz możemy wrócić na salę - rzuciła Nat

Miałam jej odpyskować, ale przeszkodziła mi Wanda która z głośnym westchnieniem ruszyła korytarzem. Razem z resztą ruszyliśmy za nią. Po krótkich wyjaśnieniach skąd się tutaj wzięła, a w przypadku Bucky'ego kim jest, nastała cisza. Wszyscy wyjęliśmy broń. Doszliśmy do jedynych drzwi na końcu korytarza.

- Śmierdzi mi to pułapką - stwierdził łucznik

- A mamy jakiś wybór? - zapytałam 

- No właśnie nie bardzo - powiedział, po czym westchnął - jak ja nienawidzę takich sytuacji

Zignorowałam ostatnie zdanie i pchnęłam drzwi, po czym wszyscy zgodnie weszliśmy do środka.

No i zgadnijcie co. Barton miał rację. To była pułapka. Już po chwili staliśmy otoczeni przez napastników z wszelkiego rodzaju bronią palną. Sytuacja wyglądała nie ciekawie. Mieli znaczną przewagę liczebną, a nasza pozycja wykluczała jakąkolwiek obronę przed pociskami. Wanda mogłaby co prawda zatrzymać część pocisków, ale z całą pewnością nie wszystkie i nie na długo. Jedyne na co się zdobyłam to:

-Shit

I wtedy, nie uwierzycie co się stało (Ja w sumie nadal nie wierzę). Do pomieszczenia, wywalając dziurę w ścianie, wparował... mrożonka wrzeszcząc "Język". Rogers pozbył się napastników w miarę szybko, głównie dlatego że większość nadal nie ogarnęła co się dzieje. 

Kiedy skończył, my nadal staliśmy w tym samym miejscu z minami wyrażającymi jedno wielkie WTF. 

- Stark miał rację - usłyszałam Maximoff gdzieś po mojej prawej- przeklinanie naprawdę go przyzywa

------------------------------------------------------------------------------------------

Tak oto daję wam kolejny rozdział tego samego dnia

Jak? 

Nie mam pojęcia

 No to ja się żegnam

I pamiętajcie - nie dajcie się pożreć

Znaleźć co zgubione | Agentka QuillWhere stories live. Discover now