two

1.4K 95 26
                                    

Kuroo tak naprawdę nie wiedział, kim był. Znaczy, na pewno był osobą lubianą, tego mógł być pewien. Zdawał sobie sprawę też, że leci na niego wiele dziewczyn, a nawet zdarzali się i chłopcy, którzy byli zainteresowani chłopakiem. Cóż, nie przeszkadzało mu to jakoś szczególnie, tym bardziej, że dzięki temu mógł robić wiele rzeczy, i poznać wiele przydatnych mu osób. Mimo to, ciągle zadawał sobie pytanie, gdzie w tym wszystkim jest on. W chwili takiej jak ta, gdzie mógł stać spokojnie na werandzie I palić powoli papierosa, wpatrywał się w przestrzeń przed nim w totalnej ciszy i zaczynał się zastanawiać. Czasami miał dość siebie. Dość tego trybu życia, gdzie liczyła się tylko kolejna kreska, kolejna laska, kolejny joint, kolejna osoba w gronie jego pseudo kumpli, której marzeniem było dostać się jak najbliżej. Wiedział, że dla osoby z zewnątrz, tym bardziej w takim wieku to, co robił było fascynujące. Nie tyle co dumne, po prostu fascynujące. Bo przecież jak można mając 17 lat mieć na wszystko wyjebane, czyż nie? Nie przejmować się niczym. Rodzicami, ocenami, nauczycielami. Po prostu żyć chwilą, tym co przyniesie. A konsekwencje? Jebać konsekwencje, przecież z wszystkiego można wyjść obronną ręką. I właśnie to była rzecz której Kuro nienawidził najbardziej. Tego mylnego i zaślepionego sposobu myślenia, że wszystko to co robi jest super a on ma wszystko w dupie. Tak naprawdę miał dość tego, że jego życie kręciło się wokół takiego gówna. W rzeczywistości czuł się zepsuty, wyżarty od środka nie tyle co przez różne substancje psychoaktywne jakie często przyjmował, co przez własną głowę. Myśli, które zabijały go od środka z dnia na dzień sprawiały, że młody chłopak coraz bardziej zagłębiał się w mule.

Była już czwarta nad ranem, kiedy czarnowłosy skończył palić trzeciego papierosa. Kolejna bezsenna noc, kolejne  ciemne myśli w głowie, kolejny wypalony papieros. Kiedyś przeczytał, że każdy jeden szlug skraca życie o 7 minut. Wtedy właśnie zaczął palić więcej. W sumie to nie chciał umrzeć, ale nie chciał też żyć. Można powiedzieć, że słowo egzystować było idealnym określeniem dla jego stanu. Dla kogoś z boku mogło by to wydawać się głupie. Przecież miał wszystko, prawda? Jednak co z tego jeśli ma się wszystko, jak nie ma się spokojnej duszy. W takim stanie żadna z pozoru cudowna rzecz nie jest w stanie zadowolić człowieka. A Kuro w głębi siebie był naprawdę zepsutym i zranionym człowiekiem.

Wczorajsza impreza szczególnie dała mu w kość. Mimo, że nie pił alkoholu, wrzucił w siebie jeszcze gorsze cholerstwo, przez które nie mógł spać drugą noc z rzędu. Pamiętał praktycznie wszystko. Roztańczone twarze, biały proszek który mocno drapał w gardło i swoje zniknięcie. Nie martwił się tym, że znajomi mogli go szukać. W końcu przed nim szła jakaś laska, która przez pół wieczoru chciała zaciągnąć go do łóżka. To ułatwiło mu zniknięcie z zatłoczonego pokoju i wyjście bez żadnych zbędnych pytań. I właśnie to niepozorne wyjście, sprawiło, że Kuroo zaczął się zastanawiać. Tak naprawdę to był pierwszy raz, gdzie totalnie porobiony mógł stać z kimś w ciszy. Sam fakt że akurat był to Kozume dość mocno wbił się w głowę chłopakowi. Co jak co, ale farbowany blondyn był ostatnią osobą z którą spodziewał się palić zioło na balkonie i to stojąc tak blisko siebie. Nie wiedział czemu podszedł tak blisko, nie wiedział czemu złapał chłopaka za rzuchwę, a przede wszystkim nie wiedział, czemu powiedział mu takie słowa na odchodne. Mimo to nie martwił się, że Kenma powie komuś o całej sytuacji. Pomimo, że za sobą nie przepadali wiedział, że chłopak trzyma takie sytuacje dla siebie. Chociaż jakby się zastanowić, to wcale nie była jakaś tragiczna sytuacja. Tylko dwóch znajomych stojących na balkonie na imprezie, nic szczególnego. Z jego rozmyślań wybudziło go głośne miauknięcie, po czym szara puchata kulka zaczęła ocierać się o jego nogi, domagając się uwagi. Kuroo uśmiechnął sie delikatnie i kucnął, biorąc kota na ręce. Nie przepadał za zwierzętami, jednak koty dość mocno akceptował. Zwłaszcza małe, szare, które znajdował podczas nocnego powrotu z imprezy pod swoim domem. Takie zdecydowanie akceptował. Pan Mru - bo tak zdecydował się go nazwać, ułożył się wygodnie na kolanach chłopaka i zaczął mruczeć, nie zwracając uwagi na to, że ten w dalszym ciągu kuca. Kuroo westchnął i z niechęcią zepchnął kota z kolan, żeby wrócić do pokoju. Po raz kolejny spojrzał na zegarek, który wskazywał 4:40 i postanowił spróbować zasnąć na te 2 ostatnie godziny, które zostały mu do budzika.

- Jak głowa? - Bokuto podszedł do chłopaka i klepnął go w ramię.

- Nie jest źle, ostatnio było gorzej - Kuroo uśmiechnął sie w odpowiedzi i wyciągnął papierosa z paczki. - Masz ognia?

- Łap.

Kotaro nie był zbyt zadowolony z tego, co robił jego przyjaciel. Nie lubił widoku zataczającego się chłopaka, nie lubił widzieć jego rozbieganych oczu niemo proszących o pomoc. Jednak za każdym razem gdy próbował poruszyć ten temat, został spławiany krótkim  "wszystko ok, nie martw się, radzę sobie". Z czasem nauczył sie, że wyciągnięcie czegokolwiek z Tetsuro graniczy z cudem.

- Pierdolona matma - syknął Kuroo, biorąc kolejnego bucha. - Mamy za miesiąc egzaminy, a ja ledwo wyciągam z tego gówna 30% czaisz? Siedzę nad tymi zadaniami i nawet durnego polecenia nie potrafię zrozumieć. Mam dość.

- Szczerze mówiąc jestem w podobnej sytuacji, tylko że dobijam do 50 - zaśmiał się Bokuto. - Może jakbyś odstawił te wszystkie gówna, to weszło by ci coś więcej do głowy - sarknął.

- Dręczenie mnie nigdy ci się nie znudzi, co? Chodź, zaraz będzie dzwonek, a baba mnie zabije jak znowu się spóźnię.

Kuroo doskonale wiedział, że jego przyjaciel ma rację. Zdawał sobie sprawę, że jego rozkojarzenie i nagłe odpływanie ma związek z rzeczami, jakie bierze od czasu do czasu. Przerzucił plecak przez ramię i zaczął zmierzać w stronę szkoły. Nie zwracał uwagi na to, co dzieje się wokół niego. Po prostu szedł przed Bokuto, gapiąc się w chodnik, przez co nie zauważył osoby znajdującej sie przed nim. Poczuł tylko jak zaczyna lecieć do tyłu, razem z osobą na którą wpadł. Spadając, odruchowo wyciągnął rękę, żeby jak najbardziej zamortyzować upadek. Jeknął cicho czując, jak drobne ciało wbija mu się w żebra i przyciska go mocniej w ziemię. Otworzył oczy, a jego wzrok spotkał się z złotymi oczami chłopaka, który aktualnie półleżał na jego udach. Nie zwracając uwagi na to, że leżą na środku placu, oraz że Bokuto jak gdyby nigdy nic, szedł dalej, zakrył sobie oczy łokciem i westchnął po raz setny tego dnia.

- Kozume wiem że jestem wygodny, ale mógłbyś łaskawie zejść mi z kolan. To miejsce jest zarezerwowane dla seksownych lasek, a ty z tego co widzę, do nich nie należysz.

- Gdybym był seksowną laską, wolałbym znaleźć sobie inne - powiedział cicho blondyn i oparł ręce na klatce Tetsuro, żeby się podnieść. Kuroo wzdrygnął się delikatnie na ten gest i podniósł się zaraz po nim, podnosząc swoje rzeczy.

- Nie znalazł byś lepszych do siedzenia, wiesz?

- Kto powiedział, że chciałbym na nich tylko siedzieć? - Kenma uśmiechnął się zadziornie i odszedł, zostawiając starszego chłopaka w osłupieniu. Cóż, nie spodziewał się usłyszeć takich słów, z jego ust. Kuroo pokręcił głową rozbawiony i wszedł do szkoły. Może w najbliższym czasie ktoś inny zapewni mu rozrywkę, jakiej nie miał jeszcze okazji poznać.

If I get high | kurokenWhere stories live. Discover now