Randka

928 93 60
                                    


- Witaj – uśmiechnął się do szyby samochodu. – Boże, to brzmi jakbym był upośledzony. Kto normalny tak mówi na randce? Randce... - złotooki rozmarzył się nad brzmieniem tego słowa. Siedział w samochodzie przed domem osoby, z którą miał się na tą randkę spotkać. Różowowłosy pochylił głowę próbując się uspokoić. - Idę na randkę. RANDKĘ. Z nim. Czemu ja się na to zgodziłem? - spytał sam siebie skater. - Jeszcze mogę uciec. Pewnie on i tak nie bierze tego na poważnie. Ma tyle pięknych dziewczyn na około siebie. Jebany playboy - Kaoru zacisnął palce na kierownicy z taką siłą że jego knykcie pobielały. Dorosły uruchomił auto i już miał przycisnąć pedał gazu lecz coś go zatrzymało. - Przecież nie zaprosiłby mnie na randkę bez powodu. Znamy się tak długo... Carla - zwrócił się do systemu, który zamontował nie tylko w desce skateboardowej ale też w domu i samochodzie. - Która godzina?

- Dwudziesta pierwsza trzydzieści cztery - damski głos wydobył się z głośników. - Jest Pan spóźniony, mistrzu.
- Kurwa - przeklął Cherry Blossom otwierając drzwi od pojazdu, w którym spędził dwadzieścia minut by przygotować się psychicznie na to spotkanie.
W tym samym czasie zielonowłosy głowił się nad wyborem wina. Znał Sakurayashikiego nie od dziś i wiedział jaki przyjaciel potrafi być wymagający. Westchnął zestresowany już któryś raz tego dnia. Co jeśli coś zepsuję? Czerwonooki potrząsnął głową próbując przegonić pesymistyczne myśli. Wyjął z barku wiśniowe, słodkie wino, które kojarzyło mu się z przyjacielem. Kojirō wstał trzymając butelkę w rękach i skierował się do jadalni. Stół był przykryty bladoróżowym obrusem z ręcznym, srebrnym haftem. Na środku mebla stał pusty wazon na kwiaty, które zielonowłosy miał zamiar dać młodszemu. Zastawa i sztućce były idealnie poukładane. Joe pierwszy raz od kilku godzin odetchnął stając oparty plecami o ścianę. Cały dzień chodził zestresowany przygotowując kolację, a teraz w oczekiwaniu na gościa mógł odpocząć. Czerwonooki osunął się po ścianie siadając na podłodze i zamknął oczy by się uspokoić. Z błogiego stanu wyrwał go dzwonek do drzwi. Zerwał się na nogi gdy dotarło do niego co się właśnie dzieje. On przyszedł. Podszedł szybkim krokiem do drzwi przeklinając swoje zamyślenie. Przejrzał się w lustrze wiszącym na szafie obok drzwi, wyglądał zjawiskowo. Miał na sobie granatowy garnitur, a pod nim jedwabną kamizelkę, którą dostał na urodziny od różowowłosego przyjaciela. Wyprostował krawat pasujący kolorem do marynarki i wygładził białą koszulę. Podniósł bukiet różnkrodnych kwiatów z szafki. Przyszedł ten moment, od którego nie można było uciec. Przyszedł. Nanjō położył rękę na klamce głębokim oddechem przywołując pewny siebie uśmiech na twarz. Otworzył drzwi od swojego domu widząc przed nimi różowowłosego chłopaka, który był już widocznie zziębnięty.
- Dobry wieczór- przywitał się niższy nagradzając się w myślach że nie zrobił z siebie idioty. - Zimno jest na dworze, a nie ubrałem się ciepło.
- Wejdź - zielonowłosy uśmiechnął się jeszcze szerzej odsuwając się na bok i zamykając drzwi gdy przyjaciel wszedł już do środka. Joe nie wiedząc co powinien teraz zrobić, ponieważ była to jego pierwsza randka z facetem uznał że postąpi tak jak z kobietą. - Mam kwiaty dla ciebie - wręczył drugiemu obszerny bukiet, który trzymał wcześniej za plecami.
- Oh, dziękuję - Kaoru niepewnie przyjął upominek. Przez przypadek złapał kontakt wzrokowy z lepiej zbudowanym mężczyzną. Przez kilka sekund stali i wpatrywali się w siebie tonąc w, jeden złotych a drugi w czerwonych, tęczówkach. - Czy mógłbyś dać mi jakiś wazon, ponieważ nie chcę by te piękne kwiaty wyschły?
- Tak, oczywiście - otrząsnął się Kojirō zmierzając w stronę jadalni. - Choć za mną.
Różowowłosy podążył za obiektem swoich westchnień. Mógłby bez problemu przejść przez korytarz od drzwi do jadalni z zamkniętymi oczami, ale był w tym domu pierwszy raz na randkę, nie przyjacielskie spotkanie. Czuł się jakby szedł tą dobrze znaną drogą pierwszy raz. Przyglądał się każdemu zdjęciu, które wisiało na ścianie i uśmiechał się delikatnie za każdym razem gdy na fotografii widniało jakieś wspomnienie, w którym brał udział. Gdy byli już w dobrym pomieszczeniu różowowłosy stanął w dużej odległości od czerwonookiego by móc przyjrzeć się jego wyglądowi. Wyższy obrócił się i stanął wryty w ziemię z wytrzeszczonymi oczami. Sakurayashiki wyglądał po prostu olśniewająco. Był ubrany w jasnożółte, ozdobne kimono, a jego włosy było luźno spuszczone na plecy i ramiona. Z bukietem kwiatów w ręku i okularami zsuniętymi na czubek nosa wyglądał zarazem poważnie jak i uroczo.
- Mam włożyć je do tego wazonu? - spytał się Cherry przerywając ulubioną czynność zielonowłosego jaką jest wpatrywanie się w swój obiekt westchnień.
- Tak - uśmiechnął się odpowiadając przyjacielowi odwracając się w stronę kuchni. - Odłóż je i usiądź, a ja przyniosę jedzenie.
Gdy nadszedł czas na deser złotooki wypił już kilka kieliszków wina przez co był coraz pewniejszy siebie.
- Na deser przygotowałem Cannoli, ciastka z kremem, które tak bardzo lubisz - Nanjō postawił przed siedzącym mężczyzną talerz, na którym było ładnie podane ostatnie danie tego wieczoru.
- Ten krem chcę byś zlizał ze mnie - mruknął Kaoru tak że drugi ledwo co go usłyszał.
- Przepraszam, ale czy mógłbyś powtórzyć?
- Jedząc ten krem będę w siódmym niebie - szybko wymyślił coś różowowłosy rumieniąc się ze wstydu.
Dwójka przyjaciół siedziała przez godzinę lub dwie żartując i wspominając sytuacje z przeszłości. Wyższy z nich podniósł się z krzesła i oparł ręką o stół.
- Czyli że byłeś we mnie zakochany od początku liceum? - zadał pytanie patrząc już pewnie w oczy siedzącego mężczyzny.
- Oh, zamknij się - drugi podniósł się z miejsca i podszedł blisko do czerwonookiego.
- Nasza relacja to coś pomiędzy pieprz się a pieprzmy się - Kojirō jeszcze zmniejszył dystans, który ich dzielił.
- Ah tak? Jak raz jestem raczej za pieprzmy się - różowowłosy uśmiechnął się zadziornie, zarzucając wyższemu ręce na szyję. - A ty?
Zielonowłosy nic nie odpowiedział tylko od razu wpił się w usta ukochanego przyciągając go jeszcze bliżej do siebie. Przez nagły przypływ pewności siebie podniósł Sakurayashikiego za biodra i zmuszając go tym samym do opłacenia jego nóg wokół swojej talii.
Różowowłosy otworzył swoje oczy, obudzony przez promienie słońca wpadające przez okno.
- Carla, zasłoń okna - wydał rozkaz systemowi. Gdy po chwili nie otrzymał odpowiedzi podniósł się zaskoczony że nie jest w swoim domu i nie leży w swoim łóżku. Rozejrzał się po pokoju i po chwili jego umysł oprzytomniał. Wróciło do niego wszystko co się działo wczorajszej nocy, każdy kieliszek wina, każdy pocałunek, każde słowo i jęk, które wydobyły się z jego ust. Wszystkie te wspomnienia uderzyły w niego jak wielka fala tsunami. Dotknął pościeli obok siebie, była ona już chłodna.
- Kojirō musiał już wstać - powiedział do siebie. Rozejrzał się w poszukiwaniu jakiś ubrań by nie paradować nago. Odszukał wzrokiem swoje bokserki ale nie chciało mu się ubierać kimona więc po założeniu bielizny podszedł do szafy przeszukując ją z zamiarem znalezienia jakiejś koszulki. Gdy ubrał ją na siebie przejrzał się w lustrze. T-shirt czerwonookiego był na niższego trochę za duży, patrząc na ich budowę było to wiadome. Złotooki wiedział że jakiekolwiek spodnie byłego przyjaciela będą z niego spadać to nadal miał wrażenie że jest wpół nagi. Westchnął, schodząc do kuchni, w której ktoś był, jeszcze wstąpił do łazienki by związać włosy, które po nocnych wydarzeniach były dość splątane. Wchodząc do kuchni Blossom myślał że zobaczy tam Joe przygotowującego jedzenie, lecz zdziwił się widząc tylko patelnię, na której smażyła się jajecznica z warzywami. Złotooki podszedł do kuchenki przewracając jedzenie szpachelką(dop. Aut. czy jak to się nazywa), by się nie przypaliło. Pilnując posiłek różowowłosy odpłynął w swój świat wspomnień przez co wzdrygnął się gdy poczuł jak silne ręce oplatają go w talii.

- Dzień dobry, jak się spało? – powiedział zielonowłosy schylając się delikatnie by oprzeć podbródek na ramieniu niższego.

- Dobrze, ale czy my nie jesteśmy przyjaciółmi? – zmieszał się Kaoru znowu przypominając sobie ostatnią noc.
Wyższy mężczyzna tylko się zaśmiał z głupoty drugiego zapamiętując by częściej go zawstydzać, ponieważ uroczo się wtedy rumienił. – A czy to nie jest oczywiste? – odpowiedział pytaniem na pytanie obracając Cherry'ego w swoją stronę i zmuszając go do spojrzenia w swoje oczy. – Serio jesteś takim idiotą czy tylko udajesz?

- Oboje jesteśmy idiotami na zabój zakochanymi w sobienawzajem. 



Zrobiłam to. Jestem z siebie bardziej dumna niż kiedykolwiek. Teraz mam nadzieję że nikomu to nie wypali oczu. 
(zapraszam do komentowania, ponieważ wtedy czuję się doceniona)

Randka [Joe x Cherry Blossom]Where stories live. Discover now