- O jejku, dziękuję, już myślałam że będę musiała kupić nowy. - Odetchnęłam z ulgą, biorąc telefon.

Bogu dzięki, że znalazły się tylko dwie rysy, jednak opłacało się zakładać te szkło hartowane.

- Skąd wiedziałeś, jak mnie znaleźć? - Zapytałam.

- Mówiłaś, że masz maturę, odbiegłaś tak szybko, że nie zdążyłem ci wtedy oddać tego telefonu. Skojarzyłem, najbliższe licea, które były najbliżej tego miejsca, gdzie się zderzyliśmy i tak o to, stoję tu.

- Sprytnie, dobra nie zajmuję ci już więcej czasu... - chciałam przejść, ale znowu mnie zatrzymał.

Przybliżył się do mnie, jeden kosmyk włosów dał za ucho. Przesunął kciukiem po miejscu, gdzie pewnie już robił się siniak. Trochę zabolało mnie to, zasyczałam cicho z bólu.

- Wiesz co, trzeba do tego przyłożyć coś zimnego, akurat niedaleko mam mieszkanie...

- Zaraz, zaraz, znamy się tylko z ulicy, nawet nie wiem jak się nazywasz, a ty już ciągniesz mnie do swojego mieszkania?

- Janusz, Janusz Walczuk - wyciągnął do mnie dłoń.

- Alicja Kowalczyk - uścisnęłam jego dłoń.

- Spokojnie, nie jestem gwałcicielem, ani porywaczem maturzystek. - Uśmiechnął się do mnie.

- Tylko kim?

- Aa, tego dowiesz się kiedy indziej.

- Kiedy indziej? Planujesz ze mną dłuższą znajomość? - Popatrzyłam na niego.

Nawet nie zwróciłam uwagi, że idziemy i już jesteśmy dosyć daleko od budynku liceum.

- Różnie to bywa w życiu. - Stwierdził.

- Skoro tak, to zapraszam cię na kawę, dzisiaj.

- Dzisiaj już zaraz?

- Tak, w kawiarni. Na razie, powstrzymajmy się przed wizytami w naszych miejscach zamieszkania. - Uśmiechnęłam się do niego.

- No jeżeli tak, to nie mam nic przeciwko.

Dużo rozmawialiśmy idąc do tej kawiarni. Tematy się nam nie kończyły, a ja już zapomniałam o jakimkolwiek stresie czy nawet o tym facecie, który na mnie wpadł. Czułam się w miarę swobodnie w towarzystwie Janusza, jak na taką krótką znajomość.

- Więc mówisz, że interesujesz się pisaniem, a co dokładniej piszesz? - Zapytał zajmując miejsce przy stoliku w kawiarni.

- Piszę powieści, czasami teksty piosenek, albo poezję, ale to do szuflady. Rodzice... Podcinali mi w tym kierunku skrzydła. - Gdy mu to wyjawiłam, zakręciły mi się łzy w oczach.

To był nadal dla mnie trudny temat. Rodzice nigdy nie wierzyli w moje umiejętności i w to, że mogłabym z tego żyć. Od kiedy pamiętam, utwierdzali mnie w tym, żebym pisała do szuflady, dla siebie, a zajęła się czymś bardziej „stabilnym". Bolało mnie to, że nigdy nawet nic nie przeczytali. Brak wiary bliskich w twoje pasje, bardzo boli.

Janusz musiał zauważyć, że ten temat jest dla mnie bolesny, bo położył dłoń na mojej i uścisnął, w nadziei, że to poprawi mi humor. Uśmiechnął się do mnie.

- Jak już wzajemnie, nie będziemy się siebie obawiać, wiesz chodzi mi o porywanie i tak dalej, to przeczytam wszystkie twoje prace.

- To bardzo miłe, ale to zwykła amatorka...

- Oj tam, a gdzie wybierasz się po maturze? - Zapytał.

- Tego nie wiem, miałam iść na psychokryminalistykę albo filologię, ale już sama nie wiem.

- Na spokojnie, całe życie przed tobą.

- Niby tak, ale muszę się w końcu na coś zdecydować, co nie?

- No właśnie, ty nic nie musisz tak naprawdę. Dziewczyno, rób to co kochasz, bo z tego da się żyć. Wspólną siłą damy radę - uśmiechnął się do mnie.

Odwzajemniłam jego uśmiech, może miał i rację? Jeżeli pójdę na niechciany kierunek, będę się tylko mordowała.

Po chwili zauważyłam, że ludzie siedzący w kawiarni się na mnie dziwnie patrzą. Domyśliłam, że to chodzi o tego siniaka na czole, pewnie zdążył już dawno wyjść.

Kiedy tylko wypiliśmy po filiżance kawy, zapłaciliśmy i wyszliśmy. Zaczęło się zbierać na deszcz, więc nie do końca wiedziałam czy już wracać do siebie, czy zostać z brunetem. Nie za bardzo mi się chciało już z nim żegnać, bardzo polubiłam jego towarzystwo.

- Zaraz będzie padać, gdzie idziemy? - Zapytał.

- Myślałam, że rozejdziemy się do domów..

- A chcesz? Wiesz, to żaden problem, tylko myślałem że...

- Nie no, możemy gdzieś iść. I tak nie mam co robić w domu...

- Nie masz jutro egzaminu z języka obcego?

Cholera, zapomniałam, od razu na samą myśl zrzedła mi mina. Powinnam teraz sobie przypominać wszystko, a stoję sobie z Jankiem. No cóż, co dobre, nigdy nie trwa wiecznie.

- Zapomniałam, no to ja się zmywam do domu. Dzięki za wszystko i do zobaczenia - uśmiechnęłam się na pożegnanie.

- Ja też dziękuję za wszystko, szczególnie za to cudo na czole. Wymienimy się chociaż numerami?

- Jasne, podaj mi swój, napiszę sms i sobie zapiszesz.

Gdy tylko zapisaliśmy swoje numery, odeszłam szybko. W międzyczasie zadzwoniłam po taksówkę.

Toksyczna| Janusz Walczuk Where stories live. Discover now