- Jeżeli jest dla Ciebie taka ważna, to za nią zapłać i będzie twoja proste. – wtrąca się w ich dyskusję drugi mężczyzna, wspierający mój bok, a ja czując jak miękną mi nogi, nie chcę, aby do tego doszło.

W głębi duszy czuję, że to co przechodzę z Ivanem, byłoby niczym w porównaniu z tym co przechodziłabym z psychopatą stojącym przede mną. Dziwny wyraz jego szmaragdowych oczu i przerażający uśmieszek, które pojawiają się, kiedy docierają do niego właśnie wypowiedziane słowa, potwierdza jedynie moją tezę.

- Chętnie. – mówi bez zastanowienia.

- Nie. – przerywa mu stalowo Ivan, zmuszając mnie, abym schowała się odrobinę za nim.

- Co? – pyta zdezorientowany Samuel.

- Zapłacę taką cenę, jaką ustalisz. – argumentuje blondyn, odrobinę tracąc swoje opanowanie.

- Powiedziałem nie. – cedzi przez zęby. – Jeśli tego kurwa nie rozumiesz to twoja sprawa. A teraz radzę Ci odejść, bo inaczej się to dla Ciebie źle skończy.

- Chyba nie wiesz do kogo właśnie powiedziałeś te słowa. – zielonooki szybko sięga do tylnej kieszeni wyjmując z niej pistolet, aczkolwiek brunet jest od niego szybszy, ponieważ jedną ręką odpychając mnie mocno, zaczyna się z nim szarpać, tym samym zaburzając sztuczny spokój, który panował do tego momentu.

Zaraz po tym drugi mężczyzna, rzuca się w kierunku napakowanego kolesia, który widząc przebieg całej sytuacji, również wyjmuje pistolet, chcąc strzelić w kierunku mojego porywacza.

Stoję pośrodku tego zamętu, nie wiedząc co począć i dopiero słysząc strzał, rzucam się w kierunku auta, nieudolnie otwierając drzwi i siadając na pierwsze, lepsze miejsce, jakim jest siedzenie kierowcy.

Próbując się uspokoić zatykam sobie uszy i zaczynam po cichu liczyć do dziesięciu, w niczym to jednak mi nie pomaga, ponieważ moje serce nadal wali jak oszalałe, a ja nie trzęsę się już tylko z zimna, ale i panicznego strachu.

Przez całe moje życie, byłam trzymana praktycznie, że w złotej klatce, teraz natomiast spotykają mnie sceny rodem z filmu gangsterskiego, z tym wyjątkiem, iż ja nie pełnię tutaj żadnej, ważnej roli a jestem jedynie pachołkiem, którym każdym pomiata i nikt nie potrafi nawet do końca sprzedać.

Nagle drzwi od strony pasażerów się otwierają, a ktoś nawet nie mam pojęcia, kto, ponieważ jestem zbyt bardzo ogłuszona zaistniałą sytuacją, krzyczy:

- JEDŹ NIE MAMY CZASU.

Jak w letargu, wsadzam kluczyk do stacyjki, po czym ruszając z piskiem opon, zaczynam kierować, choć wcale nie jestem w tym, aż tak dobra.

Dobrze, że przynajmniej ćwiczyłam jazdę, przed tym wszystkim, co mnie spotkało...

***

          - Zatrzymaj się tutaj. - poinstruował mnie Ivan, kiedy po dosyć szaleńczej kilkuminutowe ucieczce, podjechaliśmy pod jakieś stare blokowisko.

- Po co? - zapytałam, lecz nie otrzymałam od niego odpowiedzi.

- Po gówno. - odparł opryskliwie Samuel, który poprawiając się na siedzeniu, już szykował się do wyjścia. - Rób to co ci karzą i nie zadawaj zbędnych pytań idiotko. - miałam ochotę odpowiedzieć mu, że to w tej chwili ja mam tutaj panowanie nad kierownicą i mogę zrobić co mi się tylko podoba, powstrzymałam się jednak, myśląc o skutkach dla mojego zdrowia fizycznego i psychicznego, jakie przyniosła by mi ta uwaga.

W ciszy, więc zaparkowałam przy chodniku, wzdychając z ulgą, kiedy i ten manewr wyszedł mi dobrze. 

- Dobra stary ja spadam. - powiedział na odchodne brązowooki po czym, w okamgnieniu, głośno trzaskając drzwiami, stracił się z pola naszego widzenia.

Na SprzedażWhere stories live. Discover now