(bez tytułu)

13 1 0
                                    

Ta historia nie ma początku ani końca. Jest w wiecznym ruchu. Rozgrywa się we mnie jak i w Tobie. Jest tą kobietą w zielonej kurtce, niebieskich jeansach i włosach zwiniętych w kok u szczytu czaszki. Jest mężczyzną w podartych spodniach i czarnej kurtce puchowej, owiniętego szczelnie szalikiem, szarym jak dzień który mnie próbował wybudzić rano zza brudnej szyby okna.

Jest Tobą i mną.

Jest bez znaczenia.

Historia jest czasem przeszłym i zawsze się spóźnia. Tak jak i ja, gdy stukając w ekran telefonu, piszę te słowa. Po chwili nie ma już kobiety
w zielonej kurtce pchającej wózek z dzieckiem. Zniknął chłopak owinięty w szary szalik, który przypomniał mi o pierwszym promieniu słońca, który tak gorączkowo chciałem pochwycić, ale który nie był mi dany. Czy jestem pewien tej kurtki i wózka? Dziecko było jedno... Kim była kobieta, która im towarzyszyła? Widziałem ich wtedy, dlaczego teraz straciłem pewność? Ludzie przemijają przed moimi oczyma, znikają niezłapani. Chciałbym ich wszystkich pochwycić i wsadzić do obszernej klatki, skąd szansa na ucieczkę znikoma. Mógłbym się przechadzać w te i z powrotem, obserwując ich jak krzyczą, wydzierają się na wroga, którego wyabstrahowali z mojej postaci. Przecież nie krzywdzę ich, a nawet jeśli to czy nie są już moją własnością? Mogę zrobić z nimi co mi się żywnie podoba. Wyrazić nienawiść jak i miłość. Miłość przez nienawiść. Krzyknąć, opluć, uderzyć, skrzywdzić, przytulić, opowiedzieć dowcip i czekać na oklaski i salwy śmiechu.

Przecież to tylko historia, opowieść. Kiedyś się kończy. Gdy na chwilę oderwiemy wzrok od znaków, przemknie nam niezauważona,
a zakładnicy uciekną przez kraty, które były tylko wytworem mojej wyobraźni. Przecież nie ja ich więziłem. Sami to zrobili. Sami w swej słabości zaakceptowali sytuację zastaną, poddając się woli abstrakcji, lękając się i czcząc jednocześnie. To ich wina, nie moja.

Dlaczego więc mam założone kajdanki na nadgarstkach, skąd te białe kitle, ściany, krzyk potępionych, jazgot rozdzierający ciszę w mojej głowie? O co mnie oskarżają, po co ława przysięgłych? Dlaczego przypięli mnie do krzesła, zacisnęli pasy i krzyczą jeden przez drugiego jakby cokolwiek miało znaczenie? Czuję jak na twarz wylewa mi się krzywy grymas. Czuję? Chyba pierwszy raz.

(bez tytułu)Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang