IV

1K 37 3
                                    

Nadszedł czas na lekcje eliksirów i nie mogłam powstrzymać się od narzekania przez całą drogę do klasy profesora Slughorna. Daphne, która żałowała swojej decyzji pójścia ze mną w drodze do sali, prawie mnie spoliczkowała. Chociaż byłam najlepsza w klasie, zawsze miałam problemy z eliksirami. A jako problem mam na myśli A- w najgorszym wypadku.

Zanim dotarłam do klasy, moje usta były suche od mówienia za dużo, a cała energia, którą miałam, zniknęła. Uznałam że to dobrze. Przynajmniej nie mam siły myśleć o tym, jak bardzo nienawidzę tych zajęć.

,,W porządku, partnerzy, wszyscy." Slughorn potarł ręce wraz z podekscytowania. Patrzył, gdy Malfoy uporządkował Crabbe, aby przyszedł z nim jako partner. "Ach, panie Malfoy. Wybiorę partnerów dla wszystkich." Malfoy spojrzał na Slughorn'a zimno. Slughorn ogłosił partnerów przed wylądowaniem na moim imieniu.

,,Panna Weiss i pan Malfoy, stolik dziesiąty. Powiedział, a ja jęknęłam z irytacji. Malfoy ciągle miał ten sam wyraz twarzy, kiedy siedzieliśmy obok siebie.

,,Wiesz, Weiss, zaczynam myśleć, że zawsze tu będę by cię irytować." Uśmiechnął się, stukając ołówkiem w dłoni i patrząc na mnie. Ołówek wydawał ten irytujący dźwięk stukania za każdym razem, gdy dotykał stołu.

„Zawsze to długo.”

,,Jestem gotów podjąć się tego zadania."  Zaśmiał się, zanim wrócił do podręcznika do eliksirów.

Resztę tego czasu spędziliśmy w śmiertelnej ciszy. To nie znaczy, że Malfoy i ja nie torturowaliśmy się przez całą godzinę. Nie, na pewno nie. Kopaliśmy się nawzajem pod stółem, zamykaliśmy sobie książki, więc musieliśmy szukać stron, i (kreatywna z mojej strony) rozwaliliśmy włosy drugiej osoby, zamiast wyrywać je do eliksiru.

Chociaż byłam bardzo zirytowana, lekcje ogólnie zakończyły się sukcesem. Tak było, dopóki profesor Slughorn nie poprosił nas, żebyśmy zostali po zajęciach.

,,A teraz zatrzymałem was obydwóch, ponieważ jesteście najlepszymi uczniami w tej klasie." Slughorn wyjaśnił. ,,Zabawy w konie lub przeszkadzanie innym uczniom w tej klasie nie będą tolerowane."

Malfoy i ja wyszliśmy z klasy z otwartymi ustami. Nigdy wcześniej nie dostałam szlabanu. Gdyby mój ojciec się o tym dowiedział...

,,Malfoy, mam zamiar ci dokopać." warknęłam, przyciskając go do ściany, ale moje słowa przerwał jego śmiech.

,,Jasne, Weiss. Chciałbym zobaczyć jak próbujesz." Warknął, zanim pomyślał przez chwilę. ,,Właściwie nie chciałbym dostać kolejnego szlabanu tylko dlatego, że chciałem pobić niegodną nawet tego dziewczynę."

Już miałem rzucić mu komentarz, ale on odszedł. Głupia cipa. Prychając, zarzuciłam torbę na ramię i zastanawiałam się, co zrobić z wolnym czasem. Wtedy zobaczyłam plakat sklepu bliźniaków Weasley na jednej ze ścian korytarza. Myślę, że zrobię sobie małą wycieczkę za pomocą proszku Fiuu.

W pokoju wspólnym Slytherinu był kominek na tyle duży, że można było do niego wejść, chociaż nie byłam pewna, czy miejsce nie będzie zajęte. Technicznie rzecz biorąc, uczniom nie wolno było wychodzić poza mury Hogwartu. Zwłaszcza teraz. Z drugiej strony, Ślizgoni nigdy nie byli znani z donoszenia. Wszyscy używali proszku Fiuu. Przynajmniej z wyższych klas.

Ku mojemu szczęściu wszyscy Ślizgoni, którzy mieli wolny czas, zdecydowali się na chwilę pójść do Hogsmeade.

,,Ulica Pokątna!" Krzyknęłam, szybko rzucając proszek Fiuu na ziemię. Wokół mnie pojawiła się chmura i tuż przede mną zobaczyłam tą właśnie ulicę. Nie była w swojej zwykłej chwale, co było dość przygnębiające. Olivander został całkowicie zniszczony i nie mogłam powstrzymać ukłucia żalu w sercu. Dlaczego mieliby to zrobić?

Racja, ponieważ są źli.

Ale były też Dowcipy Czarodziejów Weasleyów w całej okazałości. Z wielkim Fred'em i George'em wychylającym cylinder na prawie pustą ulicę. Myślę, że to przygnębiające. Widząc aleję, którą tak zachwycałam się na pierwszym roku. Moja mama pozwoliła mi ją zobaczyć dopiero po raz pierwszy, kiedy dostałam list z Hogwartu, więc było to dla mnie wielkie odkrycie. Nie mogłam się tego doczekać, odkąd skończyłam siedem lat.

Teraz tego nie było. Nawet błotniste niebo zdawało się odbijać niegdyś tętniącą życiem ulicę. Skręciłam w stronę drzwi sklepu Weasleyów i usłyszałam puste dźwięki popisów. Żadnego gadania i śmiechu, jak to zwykle tu bywało. Tylko znudzony pracownik sklepu siedzący przy ladzie.

,,Ahem" odchrząknęłam, przyciągając uwagę nastoletniego pracownika.  Podniosła brwi i najwyraźniej była zirytowana przerwą. ,,Czy mógłabyś mi pomóc znaleźć coś, co... użyłabym na kogoś?"

,,Och, na pewno." Uśmiechnęła się z podekscytowania. ,,Jaka jest ta osoba?"

,,Chyba jest inteligentny. Super egocentryczny. Och, i kocha swoje włosy." Wyjaśniłam, a ona podniosła rękę, żeby mnie powstrzymać od dalszego wymieniania.

,,Nie mów więcej. Chodź za mną." Powiedziała, przechodząc obok kontuaru i po spiralnych schodach. Śledziłam ją z niecierpliwością, aż wylądowałyśmy na pudełku z napisem 'zmieniające włosy krakersy'. ,,To oczywiste. Dziesięć funtów za pudełko."

Wręczyłam jej pieniądze, a ona wróciła na swoje miejsce za ladą. Wychodząc, zastanawiałam się, jak dokładnie zachęcić Malfoya do zjedzenia krakersów.

Rivals // d.m. - tłumaczenie na język polskiWhere stories live. Discover now