Rozdział 5

250 27 28
                                    

Dwa dni później postanowiłam powiedzieć Casimirowi o Sylfie. Poprzedniego dnia Leon przyszedł i poinformował mnie, że z powodu natłoku obowiązków, Najwyższy Radca będzie zmuszony zawiesić na kilka kolejnych dni nasze zajęcia w bibliotece. Nadchodzące spotkanie z przedstawicielami siedmiu kontynentów, choć miało się odbyć dopiero za dwadzieścia dni, sprawiło, że mag miał na głowie trzy razy więcej obowiązków niż zwykle. Nie tylko musiał dopilnować Vasha Fighetona i przygotowania podlegających mu strażników na pojawienie się ważnych delegatów Rady, ale także zapewnić im wszystkim wygodne zakwaterowanie. Nie mógł przecież wysłać tak ważnych nadnaturalnych do pierwszego lepszego hotelu w którejś z pobliskich miejscowości.

Cała siódemka wraz z towarzyszącymi im ochroniarzami, miała zamieszkać na czas pobytu w siedzibie Rady. Choć nie miało zabraknąć w niej miejsca, Casimir musiał liczyć się z tym, że nie wszyscy goście byli ze sobą w najlepszych stosunkach. Mnie samej niejednokrotnie kazał o tym pamiętać podczas nauki o zwyczajach naszych przyszłych gości. Jako jego narzeczona krwi, miałam utrudnione zadanie. Nie tylko miałam przekonać do siebie wszystkich siedmiu delegatów, ale dodatkowo uczynić to na tyle elegancko, aby żaden z nich nie odczuł, że cieszę się nadmierną sympatią pozostałych.

Tego dnia, udałam się prosto do gabinetu Casimira. Mag przebywał w nim większość czasu, jaki poświęcał na porządkowanie pilnych spraw Rady, więc jego poszukiwania najprościej było zacząć właśnie tam.

Intuicja mnie nie zawiodła. Kiedy po kilku minutach dotarłam na miejsce i zapukałam do drzwi, znajdujący się na mojej dłoni symbol Rady, delikatnie pojaśniał. Oznaczało to, że ktoś musiał być w środku, bo inaczej nie dałabym rady pchnąć drzwi, co też właśnie uczyniłam. Jeszcze nim ostrożnie zajrzałam do wnętrza pomieszczenia, usłyszałam zachęcające: „Wejdź, Americo. Zaraz kończymy."

Casimir siedział za biurkiem, otoczony stertami równo poukładanych dokumentów i rozpieczętowanych kopert o wielu pieczęciach. Na jego twarzy malowała się mieszanka zmęczenia i skupienia. Podejrzewałam, że zajmował się papierologią od samego rana, jak nie dłużej.

Dopiero gdy weszłam do gabinetu, dostrzegłam siedzącego w sąsiednim fotelu Sorena. Mężczyzna, wzorem Najwyższego Radcy, trzymał na kolanach naręcze dokumentów. W powietrzu, tuż przy jego dłoni, unosiły się dwa ostro zakończone pióra, które samoczynnie sunęły po lewitujących kartkach papieru. Gdy weszłam, podniósł wzrok i skinął na mnie głową. Nie zdążyłam odpowiedzieć mu tym samym, bo od razu na powrót skupił się na słowach Najwyższego Radcy.

– Charlotte Avanly trzeba będzie ulokować w innym skrzydle niż Olivera Ratharda – powiedział ten, przeglądając dokumenty. – Panna Avanly wciąż ma mu za złe to, że wypomniał jej bycie jedyną kobietą spośród przedstawicieli siedmiu kontynentów. Wolałbym, w miarę możliwości, unikać sposobności do ich kolejnych konfrontacji.

– Dobrze, ale w takim razie będzie trzeba przenieść na niższe piętro André Daquina. – Soren podrapał się w zamyśleniu po brodzie. – Kłopot w tym, że on z kolei nie przepada za Delmarem Dioufem. Jego też planowaliśmy ulokować na dole.

– Nie. Daquina trzeba przenieść gdzie indziej. – Casimir podniósł do oczu inny z leżących na stole dokumentów. Cmoknął, ale raczej nie z irytacji, a z powodu intensywnego skupienia, jakie towarzyszyło mu podczas planowania nadchodzącej wizyty jego gości. – Delmar Diouf zapowiedział, że wraz z nim przyjedzie czternastu ochroniarzy. Podobnie jak przy okazji ostatniej wizyty, życzy sobie mieć ich cały czas w zasięgu ręki. Na wyższych piętrach znajdują się sale obradowe i sypialnie Radców. Nie możemy przeznaczyć ich dla ponad tuzina afrykańskich strażników.

Soren westchnął i chwycił jedno z unoszących się piór. Odnalazł odpowiedni wers na kartce leżącej na jego kolanach, a następnie skreślił go szybkim machnięciem ręki. Wydawał się rozczarowany, że wracają do punktu wyjścia.

Ostatnia Królowa: Dziewięć SióstrWhere stories live. Discover now