I love u, but u don't love me

396 56 98
                                    

W takich momentach jak ten, kiedy jego umysł wciąż błądził po zakamarkach błogiego i niedawnego snu, kiedy ciepło pościeli i drugiego ciała przylegało do niego, nienawidził samego siebie.

Nigdy nie powiedział tego głośno, ale taka była prawda.

Tooru uśmiechnął się kpiąco sam do siebie, zakrywając oczy ramieniem. Nie chciał, by pojedyncze łzy nienawiści, zostały zarejestrowane przez kogoś więcej niż jego osobę. Zwłaszcza nie przez jego partnera. W trakcie wczorajszego seksu nasłuchał się wystarczająco nieprzychylnych komentarzy pod swoim adresem.

Były one powtarzane na tyle często, że już dawno przestał kwestionować ich nieprawdziwość. Z resztą, Hajime nie miał nic złego na myśli, mówiąc mu to wszystko. Był po prostu z nim szczery, a szczerość w związku była przecież najważniejsza.

Znowu przesadzał. To on tu robił problem z niczego, i miał to szczęście, że drugi chłopak kochał go na tyle, by przymykać oko na jego widoczne wady. Miał szczęście, że Hajime był jego chłopakiem.

Szatyn zdjął z siebie ramię, obracając głowę bardziej na bok w stronę wciąż pogrążonego we śnie Iwy. Lubił go takiego obserwować. Takiego spokojnego, bez tej gniewnej zmarszczki na czole, która zawsze pojawiała się w momencie, kiedy tylko Tooru otwierał usta by coś powiedzieć. Lubił słuchać jego spokojnego oddechu, obserwować unoszącą się wolno klatkę piersiową. W ciągu dnia nie miał okazji widywać go takiego opanowanego – dlatego w tych krótkich chwilach spokoju poranka, zachwycał się tym rzadkim widokiem, jakim był śpiący Hajime.

Tooru wyciągnął nieśmiało przed siebie dłoń, chcąc dotknąć nią ukochanego. Wpierw opuszki palców dotknęły jego krótkich włosów, przeciągając pojedyncze pasma między nimi. Przygryzł dolną wargę, obserwując Iwę z przyspieszonym biciem serca w klatce. Nie chciał go obudzić bo wiedział, że będzie on na niego zły. Nie chciał robić mu przykrości swoją osobą bardziej niż teraz to robił.

Ale pokusa była silniejsza. On tak rzadko miał okazję dotknąć Hajime, bez wysłuchiwania wyzwisk czy przykrych komentarzy. Iwaizumi nigdy nie pozwalał przejąć mu inicjatywy, był zdany na jego zdanie i opinię. I to było w porządku, ufał Hajime. Jeśli Iwa mu mówił, że nie może trzymać go za rękę w miejscu publicznym czy pocałować, że w czasie kochania się ze sobą ma siedzieć cicho, bo słuchanie głosu Oikawy nie sprawia mu żadnej przyjemności, nie widział w tym wszystkim nic przeciwko. Iwaizumi wiedział w końcu lepiej. A jak nie będzie się go słuchać, to go zostawi, i Tooru zostanie sam. Iwa wielokrotnie powtarzał mu, że powinien był go zostawić już na początku ich znajomości, ale został z nim z litości. I Tooru naprawdę to doceniał. Wiedział, że na swój sposób Hajime go kocha.

Dłoń szatyna zjechała na skórę policzka drugiego chłopaka. Potarł kciukiem po jej wierzchu, uśmiechając się przy tym delikatnie.

- Kocham cię – powiedział cicho, tak cicho, że wydawało mu się, że te słowa w ogóle nie opuściły jego ust, a wybrzmiały jedynie w jego głowie. Tego również nie mógł mówić. Hajime nienawidził tego. Tooru szanował jego zdanie.

Nagle Iwa otworzył oczy, patrząc na niego gniewnie. Oikawa szybko cofnął swoją dłoń.

- Musisz mnie irytować z samego rana? – powiedział Hajime, odsuwając się od niego. Szatyn spuścił wzrok na swoją dłoń, czując, jak ze stresu jego serce ponownie przyspieszyło swoje bicie.

- Przepraszam – odparł cicho, nadal nie podnosząc wzroku. To było pytanie retoryczne, ale Tooru i tak wolał na nie odpowiedzieć. – Nie bądź zły, nie chciałem cię obudzić. Przepraszam Hajime.

- Zamknij się. – powiedział, odrzucając od siebie kołdrę. Był pod nią nagi. Tak przynajmniej szatyn pamiętał, bo nie podniósł wzroku nawet teraz by zobaczyć.

bitter love | iwaoi, oisuga Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz