San patrzył na niego jak na małe dziecko, prowadził go za rękę uśmiechnięty nawet jeśli Choi domyślał się po co.
Nie rozmawiali o tym co stało się wczoraj, nie mieli odwagi. Nawet gdyby mieli uważali, że jest to zbędne. Było dobrze póki dalej byli razem. Przywiązali się do siebie, tylko w taki sposób umieli funkcjonować, a z pewnością Wooyoung.

- Już blisko- popędzał go.

Słońce powoli zachodziło, a oni zmarnowali cały dzień na siedzeniu w pokoju. Bali się wychodzić za dnia, stawało się to z każdym dniem bardziej ryzykowne.
W końcu doszli do celu zanim niebo przybrało najładniejsze kolory.

San miał urodziny.

I Wooyoung chciał mu pokazać po swojemu, że to bardzo szczęśliwy dzień.

W końcu wyszli na stare molo, wyniszczone przez czas i zarośnięte, oddalone od wybrzeża. Zwolnili gdy stanęli na mokrych deskach pokrytych solnymi zaciekami. Jung trzymał Sana za rękę idąc przodem, aż nie doszli na sam koniec i nie usiedli pozwalając by woda obmywała ich buty.

San uśmiechnął się patrząc jak słońce chowa się za budynkami od strony miasta rzucając na wodę kolorowe światło. Fale kołysały stare, porzucone statki tworząc niesamowitą atmosferę. Spojrzał na swojego towarzysza. Miał na sobie jego wiekową kurtkę i apaszkę zawiązaną na linii włosów tak by te nie wchodziły mu do oczu.

- Wyglądasz zupełnie jak ja Woo.

- To bardzo duży komplement- uśmiechnął się w odpowiedzi.

- Tu jest bardzo ładnie.

- Powiedzieli mi o tym miejscu  w sklepie- jego uśmiech zniknął gdy tylko nabrał kolejny wdech.- Posłuchaj San... Chciałem żebyś wiedział, że jeśli nie uda się nam to co chcieliśmy to...

- Uda się Jung, nawet tak nie mów.

- Chcę to powiedzieć- spojrzał mu prosto w oczy.- Może nie jest to życie jakie znam i jakie chciałem mieć. Może i byłem na początku zły i cię obwiniałem. Teraz wiem, że tak naprawdę mnie uratowałeś, ale nawet poza tym to... San, to najpiękniejsze chwile jakie kiedykolwiek przeżyłem. Unikalne i takie, których nigdy bym nie przewidział, ale gdyby ktoś spytał mnie o zdanie chciałbym żebyś porwał mnie znowu.

- To nie jest porwa- urwał gdy poczuł jak niższy chłopiec łapie go za rękę i przykłada do swojego serca.

- Czujesz San? To serce bije dla ciebie.

Mógłby przysiąc, że widział pierwszy raz w życiu jak San się rumieni.

- To bardzo miłe Woo...

- Zwykłe życzenie ci wszystkiego najlepszego jest zbyt pospolite dla kogoś takiego jak ty. Dlatego zdecydowałem się znaleźć coś bardziej oryginalnego. Może nie jest to nic wielkiego, ale z pewnością jest w nim kawałek mojego serca.

Puścił jego dłoń by sięgnąć do kieszeni. Wyjął z niej małą rzecz, obracał ją w palcach dokładnie analizując. San w cieniu nie mógł dostrzec co to jest.

W końcu uniósł wzrok i spojrzał mu prosto w oczy. Wyciągnął rękę i złapał go za nadgarstek zbliżając do siebie jego smukłe palce. Wziął jeden z nich i nasunął na niego mały sygnet. Puścił jego dłoń i wtedy San mógł się mu przyjrzeć. Był bardzo smukły, nie duży, ale widoczny. Srebrny z czerwonym oczkiem lśnił na jego palcu.

- Wooyoung to musiało być bardzo...

- Nie rozmawiamy o takich rzeczach jak cena. Jesteś bezcenny San.

Pierwszy raz słyszał takie słowa. Pierwszy raz jego serce zostało poruszone aż tak. Nie sądził nigdy w życiu, że to się stanie, zawsze był przecież twardy i chłodny. Zawsze wycofany...
Nawet Seonghwa nigdy nie wywołał w nim takich uczuć, a potem wystarczyło by pojawił się dzieciak z tym swoim uśmiechem i charyzmą  by poczuł się jak ktoś ważny. Bezcenne uczucie.
San poczuł jak w jego oczach formują się duże łzy, walczył by tylko ich nie wypuścić, ale szybko przegrał bo patrząc na Wooyounga nie potrafił dłużej być zimny.

- Sannie, chciałem żebyś naprawdę wiedział jak ważny jesteś. I nie musi myśleć tak nikt inny, ja tak myślę.

San wstał nie odpowiadając, a Wooyoung zrobił to samo zdziwiony jego reakcją.
Grupa jaskółek przecięła różowe niebo zostawiając za sobą charakterystyczny pisk, ten dźwięk zawsze kojarzył się Sanowi ze szczęśliwymi wspomnieniami, których nie miał. Teraz już wiedział o jakie chodziło.

Właśnie je tworzył.

Złapał go za policzki delikatnie jakby trzymał w dłoniach największy skarb.

- San, czy coś jest nie tak? Nie podoba ci się? Zbyt ordynarny, mogłem ci po prostu kupić zapalniczkę, tak byłoby łatwiej, jesteś mężczyzną, a nie takim zerem jak ja i...

- Dawno powinienem był rzucić palenie.

San go pocałował.

To był jedyny sposób na to by przestał wygadywać takie głupstwa. Złapał go w talii by przyciągnąć go do siebie mocniej, teraz stykali się całą długością ciał.
Drugą dłonią dalej trzymał go za policzek nie pozwalając by się odsunął. Nie napierał ja niego, nie zmuszał, płynęli tak razem jak przez najbardziej wzburzone wody oceaniczne. Nie czuli strachu, mimo tego jak bardzo było to złe wiedzieli, że nic ich nie zachwieje.

Zimny metal na dłoni Sana dotknął rozgrzanego policzka Wooyounga, który zadrżał. Ile to razy już byli tak blisko nawet jeśli nic ich nie łączy? Czy San tak naprawdę robi tak z każdym, albo...

Dość. Musi przestać tak myśleć. Przestać psuć sobie chwile takimi myślami. San... Tylko on tu jest.
Odsunęli się od siebie ale Choi nie pozwolił mu odejść na zbyt daleką odległość. Trzymał go blisko siebie

Był jego.

- To najlepsze urodziny jakie kiedykolwiek miałem.

Wooyoung zatopił się w jego ciele. Pozwolił się trzymać i zrobić ze sobą dosłownie wszystko czego San by zechciał. Wszystko.
Tak jak żaden ocean nie jest w stanie ich pochłonąć, tak on wiedział, że San to jedyna rzecz, która może go zatopić.

*

Nie wyszło jak chxialam):

Ale obiecałam dzisiaj kolejny. Wybaczcie jeśli liczyliście na bardziej konkretne sceny.

Jestem ciepłą kluską i nie umiem inaczej.

Good lil boy  ° WoosanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz