Rozdział 6: Chwilowa sielanka

513 55 3
                                    

Życie w obozie było dla mnie sielanką. Co jakiś czas odbywały się różnego rodzaju zawody, wyścigi czy bitwy. Uczyłam się walki z potworami na różne sposoby. Łucznictwo szło mi nieźle, ale szermierka... no niezbyt. Taki mój słaby punkt. Po jakimś czasie doszłam też do jako takiej wprawy we wpinaczce na ściance. To znaczy po prostu spadałam trochę rzadziej i kończyłam z mniejszą ilością urazów..

Jednak najlepszym zajęciem było po prostu przebywanie w moim domku. Tam mogłam bez reszty oddać się moim pasjom. Doskonaliłam się w grze na pianinie, skrzypcach i klarnecie. Do tego Meg zaczęła uczyć mnie gry na gitarze. Muszę przyznać, że prawdziwy z niej wirtuoz. Wiele razy słuchałam gry na gitarze, ale ona potrafiła wydobyć z tego instrumentu prawdziwe piękno. Uwielbiałam siedzieć i słuchać jak gra. Popadała wtedy w trans, skupiała się tylko na granej melodii.

Oprócz tego oczywiście rysowałam i malowałam. Udało mi się z domu sprowadzić moje ukochane przybory plastyczne, chociaż tu też ich nie brakowało. Oczywiście Chejron skontaktował się z mamą i jej wyjaśnił, że zostałam zapisana do szkoły z internatem. Poszło dość gładko, chociaż myślałam że trochę ją zdziwi zniszczenie mojej starej szkoły i moje zniknięcie, ale chyba nie skojarzyła faktów. Była zwykłym śmiertelnikiem, nie wiedziała o boskości taty.

Widok z obozu na morze był piękny, zwłaszcza podczas zachodu słońca. Postawiłam sobie więc nowe wyzwanie: odzwierciedlenie zachodu słońca na rysunku. Niestety było to cholernie trudne, więc zmarnowałam na to dość sporo kartek. Gdy po raz już nawet nie wiem który męczyłam się z grą barw na wodzie, dosiadł się do mnie Matt.

-Co rysujesz? - zapytał.

-A dlaczego siedzę wieczorem na plaży i wpatruję się w morze? To nie jest rekreacyjny dodatek wbrew pozorom - odrzekłam nie odrywając wzroku od rysunku.

-Dobra, ale siedzisz tu już kolejny wieczór. Nie pora na zmianę? Porysuj ludzi.

-Ten zachód nie daje mi spokoju, więc narazie męczę się z tym - sięgnęłam po pomarańczową pastelę.

-No ale wiesz... Gdybyś wreszcie uporała się z zachodami i potrzebowała... no nie wiem... na przykład nagiego modela, daj mi znać - uśmiechnął się. - Podobno świetnie się prezentuję bez koszulki, dziewczyny mdleją na mój widok.

-Wolę nie ryzykować, jeszcze stracę przytomność zanim cokolwiek narysuję - zaśmiałam się. - A narazie, niespełniony modelu przesuń się trochę,bo zasłaniasz mi pełny widok na morze.

Matt westchnął i przesunął się. Siedzieliśmy tak, dopóki dźwięk konchy nie wezwał na kolację.

No, i mniej więcej tak skończyło się moje beztroskie życie w obozie. I to wszystko przez ten sen.

Z pamiętnika herosaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz