jeden

469 32 4
                                    

Secret Town, miasto położone w samym środku lasu, na odludziu w Walii. Nikt nie wie, czy tak naprawdę ma inną nazwę i nikogo to nie obchodzi. Miasto owiane największą tajemnicą, dlatego nikt nie śmiał się do niego zbliżyć. Jego populacja pozostawała nieznana, a policja i władze nie wspominały o nim nawet słowa. Już nawet prasa ucichła na ten temat, gdyż przez 10 lat istnienia owego miasta, nie stało się tam nic, co mogłoby posłużyć jako ciekawy skandal. Z zewnątrz wyglądało tak, jakby było martwe.

Jak wyglądało od wewnątrz?

Nikogo to nie obchodziło. Prócz mnie. Nie wiem nawet dlaczego. Coś ciągnęło mnie w stronę tajemniczych lasów, ludzi, wydarzeń. Wciąż było mi czegoś w życiu mało, a depresja, z którą zmagałam się już trzy lata, dodatkowo zwiększała poczucie, że nie mam nic do stracenia. Nie chodziło już nawet o to, że byłam tu źle traktowana. Wszyscy wspierali mnie jak mogli, ale bycie przy nich i staranie się, by uznali mnie za kogoś wartościowego, przysłaniało mi to, co tak naprawdę ja uważałam za wartościowe. I kiedy się nad tym zastanowiłam... nie wiedziałam.

Czego tak naprawdę chciałam od życia? Czego chciałam od siebie? Te pytania krążyły po mojej głowie, nie dając mi spokoju, nie pozwalając zasnąć. W końcu doszłam do momentu, w którym zdecydowałam. Chcę skupić się tylko na sobie. I wiedziałam, że jeśli będę chciała to zrobić, koniecznością będzie opuszczenie rodziny. To właśnie ona była tym, co mnie hamowało. Dla nich chciałam być najlepsza, nie dla siebie. I nie byłam już pewna, czy będę potrafiła to zrobić.

Dlatego w niedzielę dwunastego maja o godzinie trzeciej osiemnaście zamknęłam za sobą drzwi wejściowe, wcześniej zostawiając krótki, lecz treściwy list na stole w salonie. Zabrałam ze sobą tylko najważniejsze rzeczy, telefon i laptopa odkładając do szuflady, by technologia nie mogła być moim portalem do przeszłości. Pieniądze, które zarobiłam przez trzy lata i konsekwentnie odkładałam na wycieczkę, na którą miałam polecieć z bratem, teraz niosłam ze sobą na dnie czarnej torby, którą rzuciłam na tył samochodu.

Ruszyłam.

Nie mogę powiedzieć, że się nie bałam. Strach jest pierwotnym uczuciem, które w każdym człowieku rodzi się i gaśnie bez jego woli, my potrafimy tylko zaprzeczać temu, co sami czujemy. Hipokryzja, którą posługiwali się ludzie, była moim zdaniem wręcz chorobą cywilizacyjną naszych czasów. Bo dlaczego mamy wymagać od innych, by mówli otwarcie o tym, co do nas czują, kiedy my nie potrafimy nawet przyznać, kiedy odczuwamy jedną z najbardziej podstawowych emocji?

Poza strachem, który jednocześnie budził we mnie jakąś niewyjaśnioną ekscytację, czułam także niepewność. W końcu jechałam ciemymi, opustoszałymi drogami, tępym wzrokiem wpatrując się w drogę i ledwo mogąc się na niej skupić; i to jechałam nie byle gdzie, ale do miasta, o którym nikt nic nie wie. Sama nic o nim nie wiedziałam. Może właśnie to tak bardzo ciągnęło mnie w jego stronę? Nie wiedziałam nic o sobie i właśnie w epicentrum tajemnicy postanowiłam poszukać odpowiedzi. Miałam nadzieję, że na te pytania będę mogła odpowiedzieć, kiedy nie będę definiowana przez żadnego człowieka.

Tak naprawdę, milion myśli było w mojej głowie. I kiedy wyłapując każdą kolejną jak motyle na łące, uznałam, że są tak samo różne i kolorowe. Nie byłam nawet sprzecznością. Ja byłam różnorodnością, która desperacko potrzebowała definicji. Rozmyślałam nad wieloma sposobami, które mogłyby mi w tym pomóc; w określeniu siebie. Wpadłam na tysiące, jednak każdy z nich był tak samo dobry i żaden nie był wystarczający. Już sama nie wiedziałam czego szukam, filozofii życiowej czy samej siebie. Po prostu jechałam; przed siebie, spontanicznie, mając nadzieję, że planowanie będzie zbędne i wszystko się po prostu wydarzy.

Myśli, które zajmują głowę człowieka, potrafią być nie tylko wyczerpujące, ale też zajmujące. Toteż o tym, gdzie się aktualnie znajduję, zorientowałam się dopiero, kiedy przed moimi oczami pojawił się znak stop na skrzyżowaniu. Wcisnęłam pedał sprzęgła, następnie hamulca i zatrzymałam pojazd, biorąc głęboki wdech. Rozejrzałam się. Słońce zaczęło wyłaniać się zza linii horyzontu, piękna, poranna mgła unosiła się nad ziemią, a pojedyncze promienie przecinały ją, docierając do moich oczu. Zmrużyłam je, nieprzyzwyczajona do jasności. Ptaki zaczęły śpiewać przeróżne melodie, a orzeźwiający zapach powietrza dostał się do wnętrza samochodu, kiedy uchyliłam okno. Było pięknie. Dopiero to właśnie piękno natury przywróciło mnie do rzeczywistości, która wręcz nawoływała, by się nią zachwycać.

secret town / m.healyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz