dwudziesty szósty

23K 1.7K 317
                                    

Środa była dniem, kiedy Annabellę w końcu przestała boleć głowa. Teraz mogła na spokojnie przeanalizować sytuację i wszystko to, co otacza ją od kilku dni. Pierwszą rzeczą, jaka zmieniła się w jej życiu, był status jej związku. Teraz była oficjalnie dziewczyną Caluma i nie mogła być szczęśliwsza. Wiązała z tym wielkie nadzieję, ale nie planowała na razie jakichś poważniejszych kroków. Lubiła sprawy jakimi są. Ich relacja tak naprawdę nie uległa wielkiej zmianie, prócz tego, że znacznie częściej się całowali. I zdecydowanie mniej spali w nocy. Nie była co prawda gotowa na oddanie się. Nie należała do dziewczyn, czekających z utratą dziewictwa, na pojawienie się pierścionka na palcu, ale zdecydowanie nie była jeszcze gotowa. Hood wydawał się to w pełni rozumieć i absolutnie do niczego jej nie zmuszał, a jedynie pokazał wiele innych, ciekawych i przyjemnych rzeczy.

Poprawiając torbę wypchaną książkami, ostrożnie rozejrzała się i weszła na pasy. Kolejną rzeczą, zaprzątającą jej głowę w czasie powrotu do domu, była sprawa Stelli. Dziewczyna nie otworzyła się jakoś szczególnie, a wręcz przeciwnie. Od trzech dni jest jeszcze bardziej cicha, a do tego teraz wydaje się być czymś zasmucona. Bella chciała w tej sprawie wypytać Jessie, ale ta nie pamięta nic z imprezy, poza tym, że naprawdę polubiła nową koleżankę.. Panna Charis ma teraz wyrzuty sumienia, że tak po prostu zostawiła swoją znajomą w obcym miejscu z obcymi jej ludźmi. Stella nie wyglądała jednak na obrażoną i utrzymywała, że świetnie się bawiła i bardzo cieszy się z tego, że została zaproszona. Bella więc dalej nie wiedziała w czym tkwi problem.

Ostatnią i zdecydowanie najtrudniejszą dla niej kwestią, był przyjazd jej rodziców w przyszły weekend. Nie wiedziała jak ma przekazać Calumowi, że jej rodzice złożą im wizytę i chcą poznać wybranka - pierwszego w życiu - ich córki. Coś w sercu podpowiadało Annabelli, że jej brat i chłopak na pewno się dogadają, a jej rodzice zdecydowanie nie należą do osób konfliktowych - zwłaszcza jeśli ktoś ma łatwość nawiązywania kontaktów, tak jak Hood- więc wszystko powinno wypaść wręcz idealnie. Miała tylko nadzieję, że chłopak podejdzie do sprawy z równie wielkim optymizmem.

Wchodząc do domu, do jej nosa niemal natychmiast doszedł zapach je ulubionej zapiekanki makaronowej. Ściągnęła bluzę i buty, odłożyła ciężko torbę i wkroczyła do wgłąb mieszkania. Przy blacie, plecami do niej stał jej chłopak, w spodenkach koszykarskich i zielonym fartuszku zawiązanym w pasie. Bella nie zamierzała przypominać mu o zasadzie mówiącej o chodzeniu bez koszulek, bo z czasem jakoś przestało jej to przeszkadzać zwłaszcza jeśli w grę wchodziła umięśniona klatka piersiowa Caluma. Lubiła też, kiedy był boso. Nie potrafiła tego wytłumaczyć, ale nie przeszkadzało jej już zostawianie śladów. Dziewczyna w podskokach ruszyła w jego stronę, sprawnie wskakując na blat obok niego. Hood uśmiechnął się i przerwał tarcie sera, otarł dłonie o fartuszek i stanął pomiędzy jej wiszącymi w powietrzu nogami.

- Cześć.

- Cześć. - Odpowiedziała, uśmiechając się radośnie. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, usta chłopaka znalazły się na jej. Przez dłuższą chwilę wymieniali czułości, gdy pomieszczenie wypełniło się zapachem przypalanego sera. Calum szybko oderwał się od swojej - oficjalnej już - dziewczyny i zajrzał do piekarnika. Nałożył na dłoń rękawice ochronne i wyciągnął żaroodporne naczynie z makaronem i sosem serowym.

- Nakryj do stołu.

Annabella zasalutowała i posłusznie wykonała polecenie, śmiejąc się, kiedy chłopak delikatnie klepnął ją w pośladek, popędzając. Rozłożyła dwa nakrycia na ich stole i usiadła na jednym z krzeseł czekając aż Hood do niej dołączy. Chłopak posypał zapiekankę jeszcze jedną warstwą tartego sera i ułożył ją ostrożnie na środku ich stołu. Nałożył dziewczynie odpowiednio duży kawałek, wiedząc jak bardzo lubi tą potrawę. Kiedy nałożył również sobie, usiadł naprzeciwko i uśmiechnął się.
Panna Charis uznała, że to doskonała chwila, aby powiadomić chłopaka o pewnej rzeczy. Poczekała, aż wygodnie zajmie miejsce i zacznie spożywać swój posiłek.

- Rozmawiałam z rodzicami.

Hood uniósł głowę znad talerza, ciężko przełykając nabraną wcześniej na widelec porcję. Dziewczyna dostrzegła w jego oczach nutkę przeżarzenia i - chociaż to okrutne - chciało jej się śmiać z jego dziwnej miny.

- To chyba dobrze. - Zauważył z wielką niepewnością. - Co u nich słychać?

- Sam się przekonasz.

Oczy Calum podwoiły swój rozmiar.

- Nie bardzo rozumiem. - Powiedział, mając nadzieję, że naprawdę źle ją zrozumiał.

- Moi rodzice przyjadą do nas na weekend. Chcą cię poznać.

- Twój tata też?

- Tak, on też jest moim rodzicem. - Wywróciła oczyma. - Będą spać w moim pokoju, bo jest czystszy, a mojego brata położymy na kanapie w salonie.

- Jesteś pewna, że to dobry pomysł?

- Tak, przecież na łóżku w trójkę może im być niewygodnie.

- Chodziło mi o to, czy jesteś pewna, że chcesz mnie z nimi zapoznać.

- Tak.

- A co jeśli mnie nie polubią?

- Szansa na taki obrót wydarzeń jest znikoma. Jesteś dokładnie tym, co uznają za niezbędne w moim życiu.


Piątkowy poranek był dla Annabelli wyjątkowo trudny. Całą noc denerwowała się z powodu przyjazdu swoich rodziców. Bała się co będzie, jeśli jej chłopak i brat aż za bardzo się polubią. Nie była pewna, czy zniesie ich towarzystwo w na raz. Do tego dojdą jej szaleni rodzice. Już wczoraj przebrała pościel w swoim pokoju, a jedyne dzięki czemu zgodziła się spać w łóżku chłopaka, to fakt że od ostatniego zmieniania poszewek, spali w jej pokoju razem, więc te nadal były stosunkowo czyste. Chrapanie Hooda wcale nie pomogło jej się odprężyć w nocy, więc nic dziwnego że wstała zmęczona. Pocałunek na policzku ani trochę tego nie złagodził.

- Przyrzekam, że kupie ci jakiś lek na chrapanie.

- Nie zamierzam niczego zażywać. - Drażnił się z nią.

- W takim razie na śnie wyrwę ci migdałki razem z językiem.

Calum spojrzał na nią i próbował ocenić jak duża jest szansa, że spełni swoją groźbę.

- Jutro rano trzeba będzie odebrać moich rodziców z dworca.

Chłopak nie rozumiał dlaczego małżeństwo nie może przyjechać samochodem, tylko tłucze się pociągiem, ale postanowił nie wdawać się w dyskusję.

- Pamiętam, odbiorę ich.

Bella usiadła na łóżku ziewając. Marszczyła wtedy nos i wyglądała jak królik. Hood usiadł tuż za nią i ucałował jej szyję. Poczuł, że właśnie teraz jest idealna chwila, żeby w końcu powiedzieć to, na co nie miał odwagi tydzień temu.

- Kocham cię. - Mruknął cicho, ale wystarczająco głośno, żeby go usłyszała. Odwróciła twarz w jego stronę i uśmiechnęła się niepewnie. Ucałowała jego policzek i wstała.

- Zaraz muszę wyjść do pracy.

Szybko opuściła pokój, łamiąc serce chłopaka na kawałki.

_________________________________________________________________


Booom! Koniec się zbliża, ale tak jak mówiłam pojawi się kolejna część, tym razem o naszym Hemmingsie i Stelli. Ale spokojnie, reszta też się tam pojawi (chyba że wszyscy <lub Calum> umrą.)

Zapraszam na moje nowe ff ze sławnym Harrym - whales' rescuer

Proszę, żeby każda osoba, która przeczytała ten rozdział dała gwiazdkę lub komentarz :)

Przypominam, że jest możliwość informowania o nowych rozdziałach, wystarczy mi napisać, gdzie chcecie dostawać powiadomienia!

ask // snapchat // instagram : carmellkowelove

Twitter @noellkid

Jak wam minęły święta? Mam nadzieję, że wszystkim znakomicie! Od razu życzę wam wszystkim wspaniałego sylwestra!

roommate || c.hWhere stories live. Discover now