Rozdział 9

349 20 2
                                    

Podchodzi do mnie powoli. Widać, że jest wściekły. Nie on jest wkurwiony. Przyjmuje pozycje do obrony a on tylko warczy na mnie. Kiedy do mnie podchodzi ja nawet się nie wąchając ranie go ostrzem w rękę. Syczy z bólu i dosłownie rzuca się na mnie. Szybko unikam ataku i kopię go w plecy a on robi kilka kroków do przodu. Odwraca się do mnie  z zamiarem ataku. Czyli co teraz mam szansę zabić tego gnoja? Okej mi to nie przeszkadza. Kiedy podchodzi do mnie ja cofam się do tyłu. Jednak szybko zaprzestaję tego, nie mogę dać zapędzić się w pułapkę. Kiedy jest wystarczająco blisko atakuję go moim sztyletem. Ten jednak unika mojego ataku i mocno chwyta mnie za rękę i wykręca tak, że sztylet wypada mi z ręki.

Drake uśmiecha się wrednie i mocno popycha mnie na ścianę. Ja szybko próbuje go kopnąć ale blokuje mi nogę. Po chwili moje ciało jest bardzo mocno przyparte do ściany. Stękam cicho.

-I co kochanie? Myślałaś, że dasz radę mnie zabić? Po co tu przyszłaś? Chciałaś zginąć? Oj kochanie jesteś taka naiwna- przejeżdża nosem po mojej szyi.

-Zostaw mnie. Gdybym nie była ranna już byś był martwy!! - próbuję jeszcze raz go kopnąć ale on daje swoją nogę pomiędzy moje a ja nie mam żadnego pola manewru.

-Wiem, że umowa była inna ale ja już dłużej nie mogę czekać. Chcę cię już oznaczyć chce czuć na tobie swój  zapach- kiedy ma się już wgryść w moją szyję, nagle się odsuwa - chyba, że do umowy dopiszemy jeszcze jeden warunek wtedy oznaczę cię po powrocie do domu

-Jaki? - chce wydostać rękę z jego uścisku ale jest za silny.

-Jak wrócimy nie tylko dasz mi się oznaczyć ale i też dokończymy proces parowania, prześpisz się ze  mną- teraz to mnie zatkało. Czy on myśli, że co ja jestem, że ja zszargam moją godność do takiego stopnia?

-Chyba ci się coś pomyliło

-Chciałaś ratować swoich więc czemu nie? - oj stąpa po cienkim lodzie

-Ale mam też swoją godność! - patrzę na niego z mordem w oczach a on przewraca oczami

-Nie to nie, nie bój się nie będzie bolało jeśli się zgodzisz - puszcza mi oczko

-Miałeś mnie pierwsze zabrać do bazy a potem dopiero oznaczyć nie taka była umowa

-Jak widzisz zmieniam trochę zasady zabiorę cię ale dasz mi się oznaczyć teraz chce aby każdy wiedział, że jesteś moja

-Po pierwsze nie jestem twoja, po drugie nie dam ci się oznaczyć, dopiero jak wrócimy - nie to, że jakaś wielka krzywda by mi się stała gdybym pozwoliła mu teraz to zrobić ale po prostu umawialiśmy się inaczej a po za tym może mnie nie puścić więc muszę mieć gwarancję, że na pewno ze mną tam pojedzie.

-Jesteś moja, więc  masz pięć sekund na powiedzenie, że zgadzasz się na oznaczenie jeśli tego nie zrobisz to ból będzie tak duży, że aż sam ci współczuję - i co ja teraz mam zrobić. On jest wściekły. Muszę zrobić to na spokojnie. Krzyk tu nie pomoże.

-Drake proszę dogadajmy się na spokojnie - on zastyga w miejscu i patrzy na mnie jak na obrazek.

-Powiedz to jeszcze raz - patrzę na niego jak na ufo

-Porozm...-przerywa mi w połowie słowa

- Nie to, moje imię powiedz je jeszcze raz

-Drake? - on uśmiecha się a jego oczy przybierają brązowy kolor - Drake proszę cię jak przyjedziemy - patrzę mu w oczy chodź w środku chce uciec daleko z tąd aby mnie nie znalazł.

-Moje imię tak pięknie brzmi z twoich ust - z moich ust wydobywa się pisk gdy podnosi mnie za uda. Następnie sam siada na łóżku a mnie ma na swoich kolanach. Próbuję zejść z niego ale on mocno mnie przytrzymuje - nie szarp się. Dobrze załatwimy to po twojemu.

Wypuszczam powietrze z ulgą. A następnie odpycham go od siebie dość mocno i schodzę z jego kolan. On warczy cicho. Przewracam oczami i wchodzę do łazienki. I jak ja się przebiorę? Drzwi wyrąbane z nawiasów a ten debil cały czas się na mnie gapi. Gdy widzi mój wkurzony wzrok. Wzdycha i wychodzi. A ja szybko przebieram się w rzeczy, które mi przyniósł. Odrobinę za duże ale o wiele lepsze niż jego dresy i koszulka. Biorę grzebień i rozczesuje sobie włosy. Związuje je w kitkę i wychodzę z pomieszczenia.

Kiedy mam otwierać drzwi, które pewnie prowadzą na korytarz w nich staje Drake. Jest ubrany w dżinsy i białą podkoszulkę.

- Już gotowa? Okej to chodź - prowadzi mnie za sobą. Powiem szczerze,  że jego dom jest mega wypasiony. Wyprowadza mnie na zewnątrz i prowadzi do auta. Otwieram drzwi i wsiadam na miejsce pasażera. Alfa siada obok i odpala auto. Ciekawe co się mu stało. Znowu jest jakiś taki oschły. Nie ogarniam zachowuje się gorzej niż ja podczas okresu.

-Gdy wrócimy muszę cię przedstawić mojej watasze - spoglądam na niego wzrokiem, który mówi'' ty jesteś jebnięty?''- wiem, że to ci się nie uśmiecha mi również ale muszę to zrobić. Chcę aby każdy wiedział, że jesteś moją mate i nie ma prawa cię dotknąć. Chodź pewnie to będzie trudne jak większość watachy chce cię zabić bo straciła kogoś bliskiego przez ciebie. Chodź zainponowałaś mi ostatnio - patrzę na niego zaciekawiona

-Niby czym?

-Słyszałem od Artura, że oszczędziłaś jego i jego syna. Był w istnym szoku.

-Co w tym takiego dziwnego - prycham

- To, że ty nigdy nie oszczędzasz naszych. Czemu ich nie zabiłaś?

-Widzisz miałam dzień dobroci - patrzę w szybę

-Temu twojemu przydupasowi też nie dałaś ich skrzywdzić

-Jest początkującym nie chciałam żeby narobił sobie wstydu zabijając rannego wilkołaka i dziecko. Sakaza na honorze  byłaby niesamowita. A w ogóle fajnie się patrzyło jak je liście. Nienawidzę tego gluta - słyszę śmiech Alfy. Przewracam oczami i patrzę w szybę. Drake już się nie odzywał do końca podróży. I dobrze nie miałam ochoty słuchać jego bredni.

Po niecałych 20 minutach byliśmy już na miejscu. Przełykam głośno ślinę. Przecież jak oni zobaczą obok mnie tego przygłupa to mnie zasztyletują. Drake chyba zauważył, że się denerwuję bo chciał chwycić moją rękę lecz mu ją wyrwałam. Dostrzegłam w jego oczach nutkę smutku ale po chwili powraca jego kamienna twarz. Wysiadam z auta a wszyscy zgromadzeni na podwórku patrzą na mnie jak na ducha. Widać ćwiczyli bo wszyscy są spoceni i dyszą jak parowozy. Wszyscy mają w oczach ulgę.

-Dobra nie gapcie się jakbyście króla widzieli tylko powiedzcie gdzie jest Harry - przewracam oczami kiedy oni dalej patrzą na mnie z szokiem, Drake jeszcze nie wysiadł z samochodu. Raczej nie mają jak go zobaczyć bo ma przyciemnione szyby. Matko ale oni tępi gapią się jakby im się sam Bóg objawił. - ja pierdole mówicie czy nie?!

-Ty żyjesz!!!! - z domu dosłownie jak torpeda  wybiega Harry. Wpada na mnie i podnosi mnie i okręca wokół siebie - myślałem, że cię zabili. Tak bardzo się bałem- Wtulam się w niego bardziej chcąc nacieszyć się jego bliskością

-O ile wiem miałaś im coś przekazać a nie się mizdrzyć z jakimś gościem - słyszę warczenie za sobą i cała się spinam gdy słyszę odbezpieczanie broni. Harry przytulając mnie do siebie mierzy w niego z pistoletu tak samo jak łowcy za nim

-Nie strzelajcie! Harry muszę Ci coś wyjaśnić, proszę - Mój przyjaciel patrzy się na mnie z kamienną twarzą i widać, że w głowie ma mętlik i nie wie co robić. Nagle słyszę strzał. Zamieram i odpycham od siebie Harrego i patrzę w stronę Drakea.

Uważam, że nudny ten rozdział.
Mam nadzieję, że się spodobało. Jeśli chcecie możecie napisać w komentarzach jak wam się podoba. Dozobaczenia

Przeznaczenie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz