Rozdział 22.

399 24 24
                                    

Vivianne

Poniedziałek po Święcie Dziękczynienia rozpoczął się nienajlepiej. Ojciec siedział przy stole kiedy zeszłam na śniadanie. Nie muszę mówić, że było to wyjątkowo dziwne zdarzenie. Zwykle nie było go już koło 6 rano. Dzisiaj siedział jednak pochylony nad swoim iPadem, w rozpiętej marynarce i z filiżanką espresso tuż obok. 

-Vivianne!- chyba próbował aby zabrzmiało to dość radośnie. Oboje jednak wiedzieliśmy, że nie jestem na tyle głupia. Chodziło o COŚ. Pytanie tylko czym było to COŚ.

-Tak?- przeszłam obok niego sięgając po czekająca na mnie na stolę torbę z lunchem, z tego co pamietam dzisiaj miało być sushi.

-Tak sobie ostatnio myślałem, w sobotę stowarzyszenie absolwentów Harvardu organizuje coroczną aukcję dzieł sztuki, z której pieniądze mają zostać przekazane na uniwersytet, nie chciałabyś polecieć ze mną do Bostonu w ten weekend?

To COŚ zdecydowanie sprawiło, że momentalnie zrobiło mi się gorąco. 

-Sprawdzę czy nie mam za dużo zadane na weekend i się odezwę.

-Ale Vivianne, pamiętaj o swojej przyszłości...

Reszty zdania nie usłyszałam, bo wyszłam z domu trzaskając drzwiami jak mała dziewczynka. Mogę się jednak założyć, że reszta brzmiała mniej więcej tak : "Będzie tam wielu świetnych ludzi z branży, do tego wykładowcy i niewykluczone również, że osoby odpowiedzialne za rekrutację. Nie możesz przegapić takiej szansy!".

Brzmiało to dla mnie mniej więcej tak jakby mój własny ojciec nie wierzył, że mogłabym się dostać na Harvard bez jego znajomości. Całe życie dorostałam w przekonaniu, że to będzie mój uniwersytet, że zrobię staż u ojca, że pozwoli mi otworzyć filię w Nowym Jorku, że potem przepisze firmę na mnie.

Ale każda dziewczynka kiedyś dorasta, albo przynajmniej się zmienia. A ja na pewno nie byłam tą samą Vivianne Cord, która przechodziła przez próg szkoły na początku tego semestru.

Tym co przypomniało mi o tym w dość dobitny sposób był widok Scarlett na szkolnym korytarzu obejmowanej przez...

Francisa.

Miałam wrażenie jakby świat na chwilę zwolnił a potem znowu przyśpieszył. Co, jak, kiedy. Dlaczego Scarlett mi nic nie powiedziała? Od kiedy są razem? Co z Kaiem? Dlaczego ja nic o tym nie wiem?

I przede wszystkim, dlaczego nagle się przejmuję?!

* * *

Scarlett nie raczyła nawet wysłać mi smsa, nie zadzwoniła, nie przyszła nawet się przywitać. Widocznie Francis był ciekawszym zajęciem.

Nie mogłam się skupić ani na zaawansowanym angielskim ani na żadnej z późniejszych lekcji. Czas do przerwy na lunch minął mi na rozmyślaniu na przemian o ojcu i Scarlett. Nie mogłam wiecznie udawać, że wszystko jest idealnie. Zawsze byłam idealną córką, idealną dziewczyną i idealną przyjaciółką. No, prawie zawsze.

Rzecz w tym, że ja chyba wcale nie chciałam być już taka idealna.

Scarlett

Każdy pocałunek sprawiał, że miałam ochotę się uśmiechać. Bo taki właśnie był Francis. Wesoły, beztroski, bez głupich gier. Wszystko było po prostu naturalne. 

Oczywiście musiałam natknąć się na Kaia już pierwszego dnia nowego związku.  Zobaczyłam go w momencie kiedy czekałam po szkole na samochód. Musiałam. Stał oparty plecami o jedną ze ścian w nonszalanckiej pozie, z czarnymi RayBanami na nosie, odgarniając włosy z czoła. W ręku trzymał...skręta? Boże. Co on wyprawia. Przecież to jest szkoła.

Rozejrzałam się dookoła, nikt nie zwracał na to uwagi, Kai był Kaiem, ludzie przechodzili obok niego, dziewczyny chichotały, a on najzwyczajniej w świecie jarał zielsko. W szkole. Nie obchodziło mnie jak drogie było, jak wspaniałe, ale to była szkoła. 

Z jakiegoś nieznanego powodu obrócilam się w jego kierunku i podeszłam do niego szybkim krokiem. Serce waliło mi w piersi. Dosłownie słyszałam krew  huczącą mi w żyłach.

-Co Ty do cholery robisz?! - wykrzyczałam szeptem wyrywając mu skręta z ręki, gasząc go obcasem i wyrzucając w krzaki. -Czyś Ty do reszty postradał zmysły?!

Czekałam na moment, w którym się na mnie wydrze, w którym mnie zwyzywa, w którym powie mi jak bardzo daleko mam spierdalać.

On jednak tylko odbił się nogą od ściany, o którą wcześniej się opierał i najzwyczajniej w świecie mnie ominął. Nawet nie spojrzał w moim kierunku. Za to na pewno spojrzał w kierunku biustu Cecily, który wylewał się jak zwykle z jej obcisłej sukienki.

Poczułam wibrowanie mojego telefonu w torebce. To pewnie Francis, mieliśmy po zajęciach pojechać do niego.

Momentalnie źle się poczułam. Znowu uganialam się za Kaiem, po raz kolejny dostajac w zamian dowód na to jak bardzo mu nie zależy. tylko, że czasami ciężko jest uwierzyć w coś co bardzo by się chciało aby było nieprawdą.

_____________________________

Tak, ja też nie wierzę, że w końcu coś dodałam. 

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Nov 12, 2014 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

The Rich Kids: Year of Richness.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz