[13] Zwierciadło Uczuć

6.5K 699 183
                                    

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

— Ja... dziękuję. — Cleo spojrzała na niego niepewnie, gdy zaparkował auto przed jej domem. Było już po siódmej, ale wciąż jeszcze na tyle jasno, iż nie czuła się karygodnie spóźniona. Zresztą, nigdy nie mogła być pewna, czy ojciec wrócił już z pracy.

— To był drobiazg, Cle. Nie zamęczaj się pół nocy tym, co się dzisiaj zdarzyło. Nigdy nie użyje tego przeciw tobie — zapewnił chłopak, odwracając głowę w jej stronę.

Miał roześmiane oczy w kolorze tej czerni, która przywodziła na myśl granit lub gorzką czekoladę. Cleo potrzebowała chwili, by oderwać od nich wzrok. Były dziwnie hipnotyzujące, pewnie niejedna dziewczyna na jej miejscu czuła to samo, nie wolno jej było jednak dać się zwieść temu seksapilowi, który Jake tak swobodnie roztaczał wokół siebie niczym drogie perfumy.

— Jezu, dzięki, Wellington. Na pewno kupię ci za to kwiaty w podzięce — prychnęła, bo nie widziała w tej sytuacji żadnej, lepszej odpowiedzi, a ponieważ jej serce niebezpiecznie przyśpieszyło rytm, uznała, że będzie dobrze, jak niezwłocznie ewakuuje się z auta, nim pozwoli zagrać mu na sobie jeszcze bardziej.

— Wolałbym czekoladę. — Niespodziewanie chwycił ją za rękę, gdy ona tą drugą już położyła na klamce drzwi, by wynieść się stąd czym prędzej.

Jego uścisk był jednak decydujący. Kiedy odwróciła ku niemu głowę, nie uśmiechał się już tak jak przedtem. Twarz zdobiła mu rzadko widziana u niego powaga. Naprawdę poważna.

— Cleo? — Głos miał cichy i lekko ochrypły jak wtedy, gdy śpiewał na scenie. Przesunął spojrzeniem po twarzy dziewczyny, po czym nieznacznie zacisnął wargi, jakby męczył w nich słowa, nie mogąc znaleźć tych właściwych. — Chciałem tylko... — zawahał się, a jego kciuk mimowolnie przesunął się po grzbiecie jej dłoni, na co nieznacznie zadrżała. To było przyjemne. Nawet bardzo, ale on pewnie zdawał sobie z tego doskonale sprawę.

— Dobranoc, Wellington. — Wyszarpała się czym prędzej i piorunując go wzrokiem, opuściła auto.

Wiedziała, że z każdym, cholernym dniem przegrywa. Mała, żałosna istotka, jedna z wielu w morzu, która nie potrafiła mu się oprzeć, a przecież miała się za tak wyjątkową.

Była na siebie niemożliwie wściekła i rozczarowana. Myślała, że okaże się chociaż trochę silniejsza, tymczasem Wellington bez żadnego wysiłku brał ją w posiadanie. Zwyciężał krok po kroku.

— Poczekaj! — Wysiadł za nią ku jej irytacji.

— Czego? — Zatrzymała się w połowie schodów do drzwi. — Posłuchaj, Wellington, to było miłe, co zrobiłeś dzisiaj i naprawdę to cenię, ale nie myśl sobie, że to cokolwiek zmienia w kwestii nas.

Jak grać w miłość?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz