[10] Rachunek Diabła

7.3K 681 119
                                    

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Przez cały poniedziałek nie potrafiła się na niczym skupić. Przepływała przez kolejne lekcje bez większego zainteresowania, głównie bawiąc się ołówkiem i gapiąc w okno.

Maxine zaraz nakrzyczałaby na nią, że w klasie maturalnej powinna postawić naukę na pierwszym miejscu, zwłaszcza, iż – jak wszyscy w rodzinie – miała zdawać egzamin państwowy.

Mimo to myślami powracała nieustannie do wczorajszego dnia, zastanawiając się, czy może skądś skombinować muzykę Emerald Nightmare.

Było to dość upokarzające, ale była wprost głodna, aby posłuchać jeszcze raz kilku kawałków i szczerze nie wiedziała, co by zrobiła, gdyby na lekcji angielskiego nie znalazła ich kanału na YouTube, skąd mogła słuchać ich nagrań do woli.

Cudowny YouTube!

W przerwie obiadowej znalazła przyjaciółki, dosiadając się do ich stolika, dyskretnie wyłączając stronkę i czyszcząc historię przeglądania.

— Naprawdę ci współczuję — oznajmiła na wstępie Frida, wbijając nóż w sałatkę owocową, którą uparcie jadała w ostatnich dniach.

Nie było wątpliwości, że nawiązywała do feralnej, sobotniej randki, którą zdołały obgadać przez całą niedzielę, aż Cleo myślała, że sama zacznie wymiotować, tak ją to wszystko muliło.

— Najważniejsze, że Mattowi nic nie jest. Wypuszczą go dzisiaj po południu — powiedziała, mając nadzieje, że na tym utnie się rozmowa, do której nie miała ochoty w żadnym razie wracać.

Niestety Sheila nie dała się ubłagać.

— Tak musiało się stać, żeby to Jake mógł odwieźć cię do domu.

— Normalnie gadasz jak Alba — westchnęła cierpiętniczo Cleo. — Mogłybyście założyć kółko paranormalnych wierzeń.

— Kto to jest Alba? — Rogers przechyliła z zainteresowaniem głowę.

— Moja stara znajoma, a od niedawna gosposia. — Przez myśl przeszło jej, czy podzielić się obawami względem dziwnego zachowania ojca, ale jakoś nie mogła się na to zdobyć.

Przynajmniej jeszcze nie teraz.

Na szczęście nie musiała się tłumaczyć, bowiem do stołówki niespodziewanie wszedł nie kto inny jak Jake Wellington. Przyciągając do siebie powszechną uwagę, posłał wzrok w kierunku swoich starych znajomych, jednakże już po zrobieniu pierwszego kroku, dobiegło go entuzjastyczne nawoływanie:

— Siadaj z nami, Jake! — To Lilian machała do niego ze swojego stolika, szczerząc się jak głupia do sera, a towarzyszący jej członkowie kółka teatralnego zgodnie i entuzjastycznie ją poparli.

Jak grać w miłość?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz