🗡️ ROZDZIAŁ XI 🗡️

18 3 0
                                    

— Jak się czujesz jako szesnastolatka?

Diana spojrzała na Violę, która usiadła obok niej na łóżku. Było już późno, ale na szczęście następnego dnia wypadała sobota i nie musiała iść do szkoły. Lampka w jej pokoju dawała miękkie, ciepłe światło, przez które nie mogła się doczekać momentu, w którym uderzy twarzą w poduszkę i zaśnie.

— Zwyczajnie — odparła, wzruszając ramionami. Odłożyła na szafkę nocną książkę, którą zamierzała dokończyć przed snem. Zostało jej zaledwie kilkanaście stron.

Chciała już zapomnieć o tym dniu. W życiu nie przeżyła tak smutnych urodzin. Co roku budził ją Dante, robiąc dla niej śniadanie — najczęściej naleśniki z bitą śmietaną i absurdalnie dużą ilością malin. Kiedy jeszcze nie potrafił przygotować niczego samodzielnie, pomagała mu mama lub babcia. Stało się to ich tradycją, której po raz pierwszy nie udało im się dopełnić.

Ogólnie wszyscy Redfieldowie nie mieli zbyt dobrych humorów do świętowania. Dennis wciąż szukał igły o imieniu Elizabeth w stogu siana, przez co prawie zapomniał o urodzinach córki. Nawet gdyby pamiętał, Diana nie czuła się komfortowo ze świętowaniem, kiedy Dante nie był bezpieczny z nimi w domu. Poczuła nawet wyrzuty sumienia, przyjmując prezenty.

Najbardziej uderzył w nią ten od Erin. Chociaż była to zwykła bransoletka z zawieszkami w kształcie serc i kwiatów, dziewczyna zaznaczyła, że wybrała ją razem z Dante jakiś czas temu. Diana wybuchnęła płaczem, kiedy to usłyszała. Od tamtej pory biżuteria pobrzękiwała na jej nadgarstku, cały czas o sobie przypominając.

Viola przytuliła córkę do piersi, widząc, że zatraciła się w swoich myślach. Oparła podbródek na czubku jej głowy. Diana w tym czasie wsłuchiwała się w bicie serca mamy, które ją uspokajało. Nawet wtedy, kiedy przyspieszyło, gdy zbierała, aby coś powiedzieć.

— Wiem, że ci go brakuje — wydusiła w końcu, posyłając dziwne uczucie do żołądka Redfieldówny. — Ale musisz wierzyć, że go odnajdziemy.

Pokiwała głową, nie chcąc się odzywać. Bała się, że jeśli to zrobi, nie będzie potrafiła opanować łez.

Kiedy Viola zostawiła ją samą w jej sypialni, otaczające ją cztery ściany zdawały się na nią zawalać. Sięgnęła po książkę, aby odgonić dręczące ją myśli, ale nie potrafiła skupić się na czytaniu. Co chwilę wracała do pominiętych słów, a pomiędzy akapitami robiła przerwy na gapienie się w ścianę, przez co nad jedną stroną ślęczała ponad pięć minut.

Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk kamyka uderzającego o szybę.

Déjà vu.

Wstała i podeszła do okna. Otworzyła je, po czym wychyliła się za parapet z czymś ciężkim formującym się w jej żołądku. Na dole stał Aiden z babeczką w jednej dłoni i zapalniczką w drugiej. Właśnie walczył z podmuchami wiatru, które nie pozwalały mu zapalić świeczki.

— Co ty robisz? — zapytała półgłosem, ale wystarczająco głośno, aby mógł ją usłyszeć.

— Wszystkiego najlepszego! — zaszczebiotał w odpowiedzi. W końcu udało mu się podpalić świeczkę, którą dłonią ochraniał przed wiatrem. — Chodź zdmuchnąć. No chyba że chcesz oddać życzenie kalifornijskiemu powietrzu.

Schowała się na moment z zamiarem zbiegnięcia na dół, ale zatrzymała się. Ponownie się wychyliła.

— Nie rób tak więcej — poprosiła. — Mam złe wspomnienia z całym tym rzucaniem kamieniami w okno i tak dalej.

— Diana... — Uśmiechnął się lekko i przekrzywił głowę w pobłażliwym geście. — Najlepszym sposobem na pozbycie się złych wspomnień jest zastąpienie ich nowymi. Chodź. I albo się wymknij, albo powiedz mamie, że ze mną wychodzisz.

Bez strachu [Redfield #3]Where stories live. Discover now