nigdy prze nigdy

275 16 5
                                    

-Puść mnie Will.- zażądałam. Niestety mnie nie puścił i szliśmy tak do kuchni. Postawił mnie na krześle przy wysepce, i chciałam już zwiać, ale szarpnął mną.

- Tola!- krzyknął.- możesz się w końcu uspokoić?! Chce Ci pomóc!

- nic mi nie jest!- odkrzyknęłam. Zauważyłam jak schodził ze schodów do kuchni Vincent. No to teraz to będzie jazda. Odepchnęłam Will'a, ale to na marne bo złapał mnie spowrotem.

- co tu się dzieje?- zapytał poważnie Vincent.

- Tola, usiądź.- zrobił przerwę w zdaniu.- nie chce się z tobą szarpać.

- Will, ty niczego nie rozumiesz!- warknęłam.- może to są moje sprawy? Nie muszę wam niczego mówić!

- co tu się dzieje!?- powiedział Vincent. Pierwszy raz usłyszałam, że krzyknął. Czyli moi bracia, nie są tacy idealni. Vincent do nas potrzedł.- Tola, wyjaśnij mi proszę, dlaczego masz ręce we krwi?

- biła worek treningowy, gołymi rękami.- powiedział Will.

- że co proszę?- zapytał Vincent.- czemu to zrobiłaś?

-nie muszę wam wszystkiego mówić.- mruknęłam.

- otóż musisz Tola. Jestem twoim prawnym opiekunem i także twoim najstarszym bratem.- powiedział.- jeśli mi nie powiesz teraz, to i tak się dowiem tego później.

- nie mogę.- powiedziałam. Will przede mną kucnął. Dotknął moich ud.

- Malutka, proszę powiedz nam co się dzieje.- powiedział łagodnie Will.

- tylko że ja nie mogę!- krzyknęłam.- proszę, zostawcie mnie już w spokoju.

- Tola, proszę powiedz nam, a Ci pomożemy, po to tu jesteśmy.- powiedział Vincent.

- ale jak, ona się dowie że wam powiedziałam, to będzie po mnie.- wzięłam ręce na moje czoło i mocno się zestresowałam.

- ona?- zapytał Will powoli.

- za dużo wam powiedziałam.- powiedziałam.

- nie, nie prawda.- powiedział Will.

- prawda.- rzekłam.

- powiedz nam, co się stało.- ciągnął Vincent.

- nic ci się nie stanie.- powiedział Will.

- odkryła że się cięłam, i zagroziła mi, że rozpowie to na całej szkole, jeśli nie załatwie jej związku z Dylanem.- powiedziałam i spuściłam głowę.

- poniesie duże konsekwencje.-powiedział Vincent.- ale powiedz nam kto to.

- przewodnicząca.-powiedziałam cicho i łza mi spłynęła. Zorientowałam się że Will mi ją wytarł z policzka.

- nikt się nie dowie, że się tnęłaś. Nie martw się o to.- powiedział Vincent.

- a ta przewodnicząca, jak miała na imię?-zapytal Will.- Melodie, jak mi się wydaje.

-yhm.- mruknęłam.

- dobrze, poniesie za groźby konsekwencje. I już się o to nie martw.- powiedział Vince. Znowu mruknęłam. Will mnie przytulił. Odwzajemniłam po chwili.-Will, prosiłbym cię, abyś Toli zabandażował te ręce.- powiedział i wyszedł.

- malutka, siedź tu i się nie ruszaj.-podszedł do szafki z opatrunkami i wyjął bandaż. Do tego wziął sprej, żeby oczyścić rany. Potrzedł do mnie i zabandażował rany, ale przede wszystkim przed nałożeniem bandażu, oczyścił mi je sprejem.- dobrze, już.

Rodzina Monet| Moje marzeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz