Prolog

6.9K 284 21
                                    

13 lat wcześniej...

- Teatr...Teatr....Teatr - nuciła pod nosem mała dziewczynka, w jednej ręce ściskając pluszowego króliczka, a drugą trzymając wypielęgnowaną dłoń matki.

Mała Hazel Gonzales, była przyzwyczajona do wycieczek w takie miejsca, jak teatr, opera czy filharmonia. Może na pozór wydawało się to nudne, ale ona musiała przyznać, że to lubiła.

Lubiła wspólne wyjścia z rodzicami. Wtedy cała ich trójka, siedziała na fotelach obok siebie i wszyscy wgapiali się w scenę, którą Hazel uważała za najcudowniejsze miejsce na ziemi. Podczas, gdy zawsze z zapałem obserwowała poczynania aktorów i muzyków, jej tata często przypominał jej o zasadach kultury i o tym, żeby była grzeczna.

Hazel ni specjalnie musiała się wysilać, bo ona była taka z charakteru. Grzeczna i bezproblemowa.

Podczas taki wycieczek, lubiła jeszcze obserwować swoich rodziców, którzy łapali się za ręce, a mama opierała głowę na ramieniu swojego męża. Miłość, która od nich biła, sprawiała jej radość.

- Nie widzę. - poskarżyła się, gdy całą rodziną zasiedli w prywatnej loży.

Pan Gonzales zareagował niemal od razu, sadzając córkę na kolanach tak, aby z łatwością wszystko widziała.

Na scenie stała przepiękna scenografia, którą mogłaby podziwiać godzinami, a jej dziecięca ciekawość prosiła się o dotknięcie rekwizytów.

Gdy światła zgasły, a po sali rozniosło się głośne brzmienie jakiegoś instrumentu, Hazel lekko wystraszona skuliła się na kolanach ojca i wtuliła się w jego klatkę piersiową.

- Nic się nie dzieje, Zajączku. - szept ojca zdecydowanie ją uspokoił.

Mała Hazel musiała przyznać, że jej tata nie był, jak wszyscy tatusiowie.

Na przykład jej koleżanka z grupy przedszkolnej, Mary, opowiadała, że jej tata zabrał ją na spożywcze zakupy lub razem skakali na trampolinach. Tata Hazel, chodził w koszulach, a z pod przedszkola odbierał ją drogim i głośnym samochodem, który znacząco różnił się od innych. Zakupy spożywcze zazwyczaj robił przez internet, a z córką wolił spędzać czas na wycieczkach takich, jak ta.

Oczywiście Aspen nie był potworem i w życiu Hazel nie brakowało wyjść do kulkolandu czy na plac zabaw, wszystko było jednak inne, ale ona to kochała.

Najbardziej jednak lubiła, gdy z przedszkola odbierała ją mama, bo wtedy razem jechały do jej kwiaciarni, a Hazel mogła tworzyć własne bukiety. W relacji z matką, nie brakowało jej też pieczenia ciasteczek czy wspólnych wieczornych pielęgnacji.

Hazel bardzo często prosiła mamę o nałożenie maseczek na twarz czy nawilżających kremów, lubiła o siebie dbać.

Na scenie pojawiły się kobiety o długich nogach, ubrane w szerokie, ale krótkie sukienki. Na stopach miały ciekawe buty, które Hazel zapragnęła założyć.

Gdy zaczęły poruszać się po scenie w rytm muzyki, w dziewczynce coś drgnęło, a uśmiech nie schodził z jej ust.

- Ja też, tak chcę. - szepnęła odrobinę głośniej niż się spodziewała.

- Chcesz być baletnicą? - zapytała z uśmiechem Hope, która pogłaskała córkę po głowie.

- Najlepszą.

- Zawsze jesteś najlepsza. - wtrącił jej ojciec, a ona uśmiechnęła się pod nosem.

Takim, o to sposobem, Hazel Gonzales zakochała się w balecie, jednocześnie odkrywając największy cel w swoim życiu.

"""""""""""""
Historia będzie w narracji pierwszoosobowej, jedynie prolog jest w trzeciej.

My Dear, Hazel 16+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz