4. Sens gry w rugby

4.2K 242 25
                                    

Hunter

- No, no, no...kapitanie. 

Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że chłopacy z drużyny będą ze mnie szydzić po dzisiejszej sytuacji - szczersze miałem to gdzieś, ale dziś działało mi to na nerwy. Nie wiedziałem dlaczego, ale bardzo mnie to drażniło i nie miałem nawet siły brać już prysznica, a nie oszukujmy się - potrzebowałem go. 

- Ale, że baleriny? - zaśmiał mi się Max tuż na uchem, na co odchyliłem głowę w tył i przymknąłem oczy. - Przyzwyczaj się, bo teraz będę cię tym dręczył, ale w sumie ta mała, wydaje się całkiem niezła. 

- O dziwo nie jest nawet wredna. - dorzuciłem, a Max uśmiechnął się kpiąco.

- Gadałeś z nią.

- A co maiłem robić? - parsknąłem - Milczeć przez piętnaście minut?

- I co?

- Co?

- No o czym rozmawialiście?

- O śmieciach. - sens moich słów dociera do mnie dopiero po chwili i gwałtownie otwieram oczy, a Max rechocze, jak zdychająca żaba. - Znaczy...

- Powiedz mi, Hunter. - westchnął teatralnie. - Czy ja mam dać ci lekcje na temat randkowania?

Kretyn. Kretyn. Kretyn. 

Dalej staram się nie przejmować słowami kumpla i ruszam w stronę prysznica, bo czuję, jak wcześniejszy trening mnie wymęczył i nawet nie chcę wiedzieć, ile mam nowych siniaków. Zrezygnowany wchodzę do łazienki dla graczy i zniesmaczony patrzę w lustro, ja się jej tak pokazałem? 

Z jękiem nieszczęścia przemyłem twarz wodą , a potem zacząłem się rozbierać. 

Ciepły strumień wody rozluźnił moje mięśnie i sprawiał niewyobrażalną przyjemność, której nie potrafiłem nawet określić. Byłem tak wykończony, że ukojenie dawał mi zwykły prysznic. Porządnie zmyłem z siebie błoto i piach, po czym wymyłem się żelem o zapachu jaśminu - w zasadzie żel nie był mój, ale zapierdoliłem go z kosmetyczki Max'a, więc to tak, jakby był mój. To chyba logiczne. 

Wychodząc z pod strumienia ciepłej wody, ręcznik zawiesiłem na biodrach i ruszyłem z powrotem do szatni. Teraz był tutaj tylko Max, co dodało mi chwilę ulgi, co prawda lubiłem towarzystwo chłopaków z drużyny, ale czasami byli oni męczący. 

Siadając na drewnianą ławkę, zacząłem wkładać przez głowę czarną koszulkę na długim rękawie, uprzednio używając dezodorantu. 

- Jedziesz od razu do domu? - pytanie kumpla na szczęście nie przeszkadzało mi w czynnościach i teraz pod ręcznikiem ubierałem bokserki, skinąłem mu jedynie głową. - Zabiorę się z tobą, muszę dzisiaj pobić twój rekord na konsoli. Może zagramy razem i zamówimy pizze?

- A ty nie miałeś się zdrowo odżywiać? - zapytałem zakładając na szyję wisiorek. 

- Ale to dopiero od jutra. 

- Max, dzisiaj jest to jutro.

- To od kolejnego. 

Mimowolnie parsknąłem na ten z pozoru nic nie znaczący dialog. Zazwyczaj śmiałem się z Max'a, bo dla niego rugby było tylko sportem, grą, rozrywką, a dla mnie znaczyło to dużo więcej. Granie na boisku mnie wkurzało, ale jednocześnie pozwalało zaczerpnąć wdech. Grałem już od szóstego roku życia i nie wyobrażałem sobie dnia, godziny czy minuty bez tego sportu.

Znałem na pamięć wymiary boiska, kształt piłki, dozwolone chwyty i wszystkich znanych zawodników. Wiedziałem, które drużyny są najlepsze, a w telewizji oglądałem każdy z meczy. 

My Dear, Hazel 16+Where stories live. Discover now