ROZDZIAŁ 6

222 114 79
                                    

Po raz pierwszy w życiu Aiden czuł się nieswojo na ziemiach należących do Zakonu. Spędził w nich większość swojego dotychczasowego życia, ale teraz miał wrażenie, jakby był zbiegiem i wchodził na teren wroga. A przecież nie on nim był, tylko Rietta i Rafael.

– Jaki mamy w ogóle plan? – zapytał rudzielec. Wszyscy szybko odkryli, że był niesamowitym gadułą i nie mógł długo wytrzymać bez mówienia.

– Próbujemy wyjaśnić wszystko mistrzom Czarnej Wdowy, nie słuchałeś? – warknęła białowłosa z irytacją.

– Przecież ja zawsze słucham! – oburzył się chłopak. – Chciałem się tylko upewnić, bo jak zrobię coś źle, to znowu będziecie mieli do mnie pretensje.

– Jak będziecie się dalej kłócić, to przysięgam, że osobiście zdzielę was w łeb – przerwał im Olaf. – Chodźcie, jesteśmy prawie na miejscu.

Drużyna przekroczyła bramę Zakonu i weszła na wielki dziedziniec. Po swojej prawej stronie mieli klasztor i budynki należące do mnichów, zaś po lewej – stajnię, strzelnicę i inne pomieszczenia wojowników. Przed nimi znajdował się Zakon Główny, w którym umieszczone były mieszkania, jadalnie i sale spotkań. To właśnie do tych ostatnich udała się grupa.

– Aiden?! Olaf?! Co wy tu robicie? Mieliście przecież powstrzymać „Brygady" przed atakowaniem naszych, a dalej docierają do mnie informacje, że zwiadowcy nie powrócili – odezwał się z jadem i wściekłością w głosie jeden z mistrzów. – W dodatku co z wami robi ta kobieta?!

– Wszystko zaraz wyjaśnimy – odezwał się mnich, chcąc jakoś uratować sytuację.

– Właśnie tego oczekuję.

– No... Bo... Mamy problem... Według przepowiedni Wróżbitów, ja też nim jestem. Faktycznie, nawiedzają mnie wizje, ale czy muszą być one prawdziwe...? No właśnie. Znaczy chcę przez to powiedzieć, że ja wcale was nie zdradziłem, jak w ogóle mógłbym wam coś takiego zrobić, przecież to niedorzeczne i głupie... – bredził bez sensu Aiden, pogrążając ich jeszcze bardziej i powodując coraz większą złość mistrza.

– Czekaj, czekaj... Mówisz, że „Brygady" zrobiły z ciebie Wróżbitę?! – warknął starszy mężczyzna, wyciągając ze świstem miecz i przykładając do szyi chłopaka.

– Nie, to wcale nie tak... – zaczęła Rietta, ale została gwałtownie uciszona przez mistrza, który już wołał po straże.

– Do lochu z nim! I ją też zabierzcie.

***

Aiden pomasował obolałą głowę knykciami palców, ścierając tym samym zaschniętą już krew. Czuł się, jakby miał kaca – chciało mu się wymiotować, a obraz wirował mu przed oczami. Jednak mimo tego podniósł się do siadu.

Sam sobie przyznawał, że jego plan był... dość mizerny i nie miał prawa się udać. Czuł się winny, szczególnie, że razem z nim uwięziona została też Rietta.

Właśnie, Rietta! Nie było jej w lochu razem z chłopakiem, więc musiała zostać przydzielona gdzieś indziej. Jednak intuicja podpowiadała mu, że coś jest nie tak. Aiden nie wiedział, czemu aż tak zależy mu na tej dziewczynie. Całą winę zrzucał na dziwną, PRZYJACIELSKĄ więź między nimi, jakby nie chciał dopuścić do siebie bolesnej prawdy.

– Riet? Jesteś tu? – zapytał cicho, podchodząc do krat. – Rietta!! Odezwij się!!!

Odpowiedziało mu tylko echo. Zaczął się coraz bardziej denerwować, a jego ręce zrobiły się podejrzanie mokre. Czuł się, jakby ktoś brutalnie ranił go w serce, ale nie chciał jeszcze zabijać, by chłopak odczuł ten ból mocniej.

***

– Masz jakiś pomysł, żeby ich wyciągnąć, Olaf? – zapytał Rafael, rozkładając się wygodniej na sofie w pokoiku mnicha. – Jest nas dwóch i przypominam, że nadal bolą mnie nogi.

– Nogami nie trzymasz miecza – warknął Olaf. – Nic nie udało mi się wymyślić. Osobiście sądzę, że zamordowanie przez Aidena tego Wróżbity zapoczątkowało różne dziwne sytuacje. Coraz gorzej dzieje się z Zakonem, mistrzowie nigdy wcześniej nie wsadziliby do lochu swojego człowieka, nie dając mu szansy na wyjaśnienia.

– I co możemy z tym faktem zrobić? Bo to raczej nie pomoże nam ich wyciągnąć – zamyślił się Rafael.

– Pracuję nad tym. Ale czuję w kościach, że niedługo stanie się coś, co zapoczątkuje otwarty konflikt...

***

Rietta czuła już wszystkie swoje mięśnie bardzo wyraźnie, gdy otworzyła oczy. Podłoga była dziwnie daleko, a nadgarstki bolały ją niemiłosiernie.

Dopiero po dłuższej chwili zorientowała się, że wisi na grubych, żelaznych łańcuchach, przymocowanych do swoich dłoni. A, co najgorsze, nie miała na sobie koszuli. Była w samym gorsecie.

– Lubisz się bawić z naszymi ludźmi, co? – zapytał ktoś słodkim, ale pełnym wstrętu i odrazy głosem. – My też się z tobą pobawimy.

Postać zapaliła świecę, rozpraszając mrok dookoła siebie, tak, że Rietta mogła już ją zobaczyć. Była to młoda, ciemnowłosa dziewczyna, z czerwonymi jak ogień oczami.

Ku przerażeniu Rietty, zbliżyła się i przejechała ogniem po jej boku. Białowłosa nie mogła powstrzymać cichego syknięcia.

– Chcesz mocnej? – zapytała ognistooka retorycznie i powtórzyła jeszcze raz nieprzyjemną czynność.

Dziewczyna wiedziała, że prośby, krzyki, na nic się nie zdadzą. Mogła jedynie w milczeniu znosić tortury i myśleć o tych, na których jej najbardziej zależało. Na Olafie, Rafaelu i Aidenie. W szczególności na Aidenie. 


~~~

Po długiej przerwie wrzucam kolejny rozdział! Dajcie znać, jak wam się podobało! 

Miłego wieczorku i do następnego! 

Zakon Czarnej WdowyWhere stories live. Discover now