SOLL Wiosenna Ofiara

8K 16 0
                                    


Heike jakoś dziwnie się skulił. Trzymał się na nogach, kiedy razem z Vingą szli w stronę dworu, ale jakby wola życia i cała radość go opuściła. Vinga musiała go prowadzić, nie był zdolny do niczego, do niczego. Służba zajęła się trupem. Wszyscy uważali, że państwo powinni wrócić do domu i ogarnąć się trochę.

- Idziemy na górę do mojego pokoju - powiedziała Vinga tonem doświadczonej pielęgniarki. - Trzeba ci obmyć twarz.

- Ale przecież mieliśmy...

- Zapowiedzi mogą poczekać. Teraz chodzi o ciebie, Heike. Nie wyglądasz najlepiej.

- Ja, ja... Ukrył twarz w dłoniach, a kiedy Vinga podeszła bliżej, przyciągnął ją gwałtownie do siebie.

- Trzymaj mnie mocno, Vinga! I powiedz, że jest jeszcze we mnie coś wartościowego!

- Masz mnóstwo wartości - szepnęła, głaszcząc go delikatnie po włosach. - Kiedy poczuła, że ramiona mu drżą jak w spazmatycznym płaczu, przeraziła się... - Alez, Heike, wszystko się dobrze skończyło!

On bezradnie potrząsał głową.

- Nie, Vingo, nie skończyło się dobrze! Ja przecież nie chcę zabijać, przecież nie chcę! Ale sama widzisz, ile jest śmierci na mojej drodze!

Wydawało się, że nogi zaraz się pod nim załamią, powoli więc podeszli do łóżka, a potem Heike padł na posłanie. Długo leżał na plecach, wciąż zasłaniając rękami skrwawioną twarz.

- Od urodzenia jestem naznaczony nieszczęściem i śmiercią, Vingo. Matka umarła z mojego powodu, moja biedna matka, o której nic nie wiem, bo Sölve nie chciał mi nic powiedzieć. Ona była nikim, twierdził, zerem, jedyne, co możemy zrobić, to zapomnieć o niej. A ja przecież kosztowałem ją życie, czy to nic nie znaczy? I od tego czasu śmierć prześladowała mnie nieustannie. Sölve... mnóstwo ludzi w Szwecji...

-Tak, ale to byli przecież źli ludzie zaprotestowała Vinga- Walczyłeś ze złem Heike więc nic dziwnego ze otaczała cię śmierć!

On potrząsał tylko głową.

Vinga położyła się przy nim i gładziła delikatnie jego poranioną, brudną twarz, bo w tej chwili nie było czasu na drobiazgi, mycie i opatrunki, teraz chodziło o Heikego. O spokój jego serca i jego przyszłość.

-Ale masz przecież mnie, Heike. Czy to nic nie znaczy?

Przerażony, wykrztusił:

Ależ tak, Vingo! To znaczy dla mnie wszystko! Jesteś jedynym światłem mojego życia. Ale tak się boję owych cieni, które sprowadziłem na ten świat, nie mam dość siły, by nimi kierować. To... To ostatnie wydarzenie. Ja ich nie rozumiem. Dlaczego pozwolili tym trzem rzezimieszkom się tu kręcić? Dlaczego ich najpierw nie wystraszyli z Gråstensholm? Czy zostawili ich umyślnie? Ze złośliwości? Żeby mogli napaść na ciebie, małą, niewinną istotę, kiedy pójdziesz do kościoła w swoim najlepszym ubraniu? Byłaś taka śliczna, Vingo. Jeszcze cię takiej nie widziałem. I czy naprawdę musieli to wszystko zniszczyć? Czy szary ludek oszczędził tych drani po to, żebym jednego z nich zabił i przez całe życie nie mógł się uwolnić od wyrzutów sumienia? W takim razie szary ludek działa przeciwko temu, kto dał mu wolność! Jakie to niesprawiedliwe!

Vinga przytuliła go, zanurzyła palce w jego włosach, leciutko ucałowała twarz.

-To nie tak, Heike, nie wolno ci tak mówić - szeptała tak przekonująco, jak tylko umiała. - Nie sadzę, by szary ludek miał jakąkolwiek kontrolę nad czymś, co się dzieje poza granicami Gråstensholm. Nikt nie był w stanie tego przewidzieć. A ty przecież nikogo nie zabiłeś, bo nie miałeś takiego zamiaru. Musiałeś nas bronić, a on upadł i uderzył głową w kamień. Poza tym to nie był dobry człowiek, świat naprawdę nie ma czego żałować.

Heike, owa ogromna bestia o czułym sercu, obejmował ją rozpaczliwie jak tonący, który szuka ratunku.

-Wciąż mam wrażenie, jakbym błądził w ciemnościach, Vingo. Zabierz mnie do swojego jasnego świata, zostań ze mną, pomóż mi zapomnieć, po co się urodzilem! Powiedz, że jestem człowiekiem jak inni!

Glaskala go, jakby go chciała osłonić, bo wyczuwała jego lek.

-Nie. Jesteś lepszy, dużo lepszy niż wielu innych, mój kochany - powiedziała cicho. W oczach miała łzy, ale nawet nie pomyślała o tym, by je obetrzeć.

-Tak się boję tych cieni, które mnie otaczają. Taki od nich płynie chłód, oddech śmierci!

- Jestem z tobą! I zostanę z tobą na zawsze!

Objął ją czule, on, który sam potrzebował czułości.

- No i nie doszliśmy do proboszcza.

- Proboszcz może poczekać - mruknęła bez szacunku dla duchownej osoby. - Ty jesteś ważniejszy.

Wtedy Heike ją pocałował. Czy to Vinga odwróciła się ku niemu, tak że nie mógł przestać, czy też on sam tego pragnął, nigdy się nie dowiedzą. Ale czynił to długo i tak jak mężczyzna powinien, tak jak Vinga od wielu miesięcy niecierpliwie pragnęła. Kiedy się to jednak dość nieoczekiwanie stało, doznala odmiennych uczuć, niż się spodziewała. Pocałunek był taki delikatny, taki serdeczny, Dostrzegła jednak, że pod czułością skrywa się wielka rozpacz. Oboje byli tak samo przejęci, oboje czuli ten sam głęboki smutek i tę samą potrzebę czułości. I tyle było w tym szczerości, takiej cudownej, takiej aż do bólu rozkosznej! Kiedy po długiej chwili uwolniła się z jego objęć, zapytała:

- Czy teraz cienie zniknęły?

-Cienie były wokół mnie zawsze! Ja nie miałem na mysli szarego ludku. Bląkałem się po krainie cieni przez cale życie, choć nigdy nie pragnąłem tam być.

Vinga w niemym zdumieniu stwierdziła, że ręce Heikego zaczęły zdejmować z niej ubranie, starały się rozpiąć suknię. Ale nie była pewna, czy Heike czyni to w pełni świadomie. Ostrożnie mu pomagała, bardzo ostrożnie, żeby w nim tej świadomości nie zbudzić. Wtedy na pewno znowu wróciłyby te jego przesadne wyobrażenia o potrzebie zachowania szacunku wobec niej, skrupuły i te wszystkie głupstwa. W tej chwili jego myśli zajęte były tylko jednym: żeby wyjść z ciemnej otchłani złego dziedzictwa i znaleźć się z Vingą w jasnym świetle dnia. A że to jego dążenie do Vingi znajdowało także fizyczny wyraz, akurat teraz nie wydawało się wcale dziwne.

W ich zachowaniu nie było gorączkowej niecierpliwości. Jedyne o czym myśleli, to okazywać sobie nawzajem czułość i być razem. Jeśli Heike w ogóle o czymkolwiek myślał. On zdolny był teraz tylko do uczuć, zawsze przecież był człowiekiem głęboko uczuciowym. I odnosił się do niej z cudowną delikatnością. Vinga szeptała mu do ucha cichutkie słowa, niosące pociechę, a on tulił ją, instynktownie odnajdywał do niej drogę. Drżeli oboje przejęci podniosłością tej chwili.

Vinga poczuła jego skórę przy swojej, dotyk jego owłosionych nagich ud, Heike oddychał głęboko, drżącymi wargami dotykał jej ust i wtedy uświadomiła sobie, że bardzo pragnie właśnie jej, a nie pożąda po prostu kobiecego ciała. Jej, Vingi, szukał, swojej drugiej połowy w tym życiu, skoro więc mogła dać spokój także jego ciału, to czyniła to z radością.

O, tak. Z największą radością! Mocno objęła ramionami jego szyję, opasała nogami jego uda, zamknęła oczy, dała się unieść słodkiemu pożądaniu, jakie w niej rozgorzało z całą gwałtownością, i...

Nie!

Dojmujący ból przeniknął jej ciało. Jak to boli, jak okropnie boli! Była oczywiście przygotowana, że musi cierpieć, ale nie aż tak!

Normalna Vinga zerwałaby się na równe nogi i uciekła, nie godziłaby się na ból. Ale nie teraz. Zacisnęła zęby i stłumiła jęk. Bo Heike był tak delikatny, jak to tylko możliwe. Ból miał naturalną przyczynę i żadne z nich nie mogło mu zapobiec. Vinga pocieszała się, że z czasem jej ciało ukształtuje się, dostosuje do budowy Heikego

one shot18+ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz