Rozdział 61

46.5K 2.4K 121
                                    

Noc jest najgorszą nieprzespaną nocą od samego mojego przyjazdu do Nowego Jorku. Skręca mi żołądek z nerwów, a ilekroć spoglądam na puste miejsce obok mnie zalewają mnie zimne poty. Zmieniam pozycję setki razy wciągu kilku godzin, tylko po to, by po przespanych dziesięciu minutach znowu się obudzić i walczyć o dalszy sen. Unoszę telefon kolejny raz do oczu, a kiedy widzę wskaźnik baterii w ułamku sekundy jestem przy stoliku nocnym i podłączam go do ładowania. Wyczekuje wiadomości czy telefonu z informacją, że doleciał na miejsce cało. Boże chcę go w domu w jednym kawałku. Martwię się o niego i prawdopodobnie zaraz oszaleję. Jest po piątej rano i minęło właśnie dziesięć godzin jak wyleciał o dziewiętnastej wczorajszego dnia. Do Miami nie leci się dziesięć godzin, sprawdziłam to w Internecie. I może być ze mnie dumny, bo właśnie nauczyłam się z niego korzystać. Powinien być na miejscu jakieś sześć godzin temu. Zostawiłam mu jedną wiadomość z krótkim zapytaniem, czy jest już na miejscu, na którą rzecz jasna nie odpowiedział. Kocham mojego mężczyznę i nie chcę by coś mu się stało. Myślę, że nie zniosłabym jego straty. Wkładam szlafrok na ciało, zawiązuję mocno pasek w pasie i odłączam ładowarkę. Boso schodzę na dół, a później do kuchni, gdzie wtykam wtyczkę do kontaktu i bezpiecznie odkładam telefon na blat. Włączam ekspres do kawy i wyciągam z szafki kawę w ziarenkach. Mam zajęcie na ponad dziesięć minut, ponieważ nigdy nie przyszło mi obsługiwać ekspresu i zupełnie nie wiem gdzie wsypać kawę, czego urządzenie domaga się wyświetlając komunikat z wykrzyknikiem.

Siadam przy wyspie na wysokim stołku barowym i upijam łyk mocnego, czarnego naparu, krzywiąc się na gorycz. Muszę sięgnąć do lodówki i dolać odrobiny mleka, by złagodzić smak. Potrzebuję mocnej kawy, która zmaże zmęczenie z mojej twarzy i doda sił. Robię sobie kanapki i kroje melona, odrywając także kilka winogron od kiści. Układam jedzenie na talerzu i siadam z powrotem przy blacie zjadając posiłek. Niemal przewracam się z krzesłem, gdy telefon wydaje dźwięk powiadomienia. Przebiegam przez kuchnię i sięgam urządzenie odblokowując je. Zagryzam wargę i otwieram wiadomość.

"Jestem w Miami, May. Nie pisałem, żeby cię nie budzić. Tęsknie, Zayn."

Przez chwilę wstrzymuję powietrze, a później wzdycham z lekką ulgą. Opieram się biodrem o szafkę i wystukuję odpowiedź.

" Ja też za tobą tęsknie. Cieszę się, że jesteś bezpieczny. Uważaj na siebie. May."

Chcę odłożyć telefon, ale przychodzi jeszcze jedna wiadomość, rety jak on szybko pisze.

"Zadzwonię po spotkaniach, późnym popołudniem. Zostawiłem w gabinecie numer Taylora, zadzwoń do niego jeżeli stanie się coś złego, a później do mnie."

"Zrozumiałam."

"Cieszę się, słodka :)"

***

Rozpinam kurtkę i rozważam jej zdjęcie. Wiosna zawitała dzisiaj w Nowym Jorku, co prawda jest to pierwszy cieplejszy dzień, ale naprawdę daje o sobie znać. Oddycham głęboko i wystawiam twarz bardziej do słońca.
- Jeszcze tylko trzy przecznice.
Posyłam wesoły uśmiech do Caty i chowam dłonie w kieszeni. Biały wełniany sweter, który mam pod spodem w zupełności wystarczyłby na ten dzień.
- Dziękuję, że ze mną idziesz, Caty.
- Przyjemność po mojej stronie. Będziesz zadowolona.
Puszcza mi oczko, na co jeszcze szerzej się uśmiecham. Postanowiłam wykorzystać nieobecność Zayna i zrobić coś z włosami. Poprosiłam Caty, by poleciła mi jakiegoś fryzjera i oto jesteśmy w drodze do jej znajomego.

Loren to naprawdę gadatliwy mężczyzna, przez całe dwie godziny zagadywał mnie i Caty na zmianę opowiadając chyba całe swoje życie od poczęcie. Jego otwartość jest zaskakująca. Od urodzenia mieszka z całą rodziną w Małych Włoszech, gdzie jego ojciec prowadzi restauracje, a on kiedy nie ma zmian w salonie fryzjerskim pomaga mu w kuchni. Ma trzech braci, ale tylko on wybrał zawód fryzjera. Jest wysoki, szczupły o złotej skórze i blond włosach. Bardzo przystojny, ale nie równa się z Zaynem. Nie zamieniłabym Zayna na nikogo innego.
- Będziesz zadowolona z efektu, zaraz zobaczysz.
Loren mamrocze pod nosem odkładając suszarkę. To jego i Caty głupi pomysł z zasłonięciem lustra, bym żyła w cholernej niewiedzy. Ale nie mogę powiedzieć, że nie czuję ekscytacji. Jestem cholernie pod ekscytowana i ciekawa. Oddałam włosy w jego ręce, informując wcześniej, że mam tylko 50 dolarów. Co mogę powiedzieć, widziałam jak moje ścięte włosy lądują na ziemi i jak nakłada farbę. To przeraziło mnie wystarczająco, ale bardzo pragnę zmiany. Po za tym mam nadzieję, że moja nowa fryzura będzie wyglądała naprawdę dobrze, i że spodoba się mojemu mężczyźnie.
- Wyglądasz fantastycznie.
Caty staje obok i się uśmiecha.
- Wątpiłaś w mnie.
Loren mówi oburzony i przystawia rękę do buzi, udając zaskoczenie. Nigdy nie spędziła tak dobrze czasu, nie licząc oczywiście chwil z Zaynem.
- Gotowe.
Mężczyzna podchodzi do lustra i ściąga z niego czarny fartuch. Przez chwilę wstrzymuję oddech, a później po raz pierwszy widzę na swojej twarzy tak szeroki uśmiech i nieco zmienioną dziewczynę. Moje włosy prawie do pasa zostały ścięte w trójkąt i sięgają trochę za piersi. Wciąż mam swój brązowy kolor, ale tylko u góry, ponieważ od połowy łagodnie przechodzą w piękny blond, aż po same końce. Rety.. są oszałamiające i nadal układają się w fale.
- Wnioskuję, że ci się podoba.
- Dziękuję, Loren. Będę twoją bywalczynią.
- Nawet przez myśli mi nie przeszło, by było inaczej.

***
- Cześć.
- Cześć. Wszystko u ciebie w porządku ?
- Tak. Jak spotkania ?
- Przebiegły pomyślnie. Musiałem trochę poustawiać pracowników.
Śmieję się cicho. Nie chciałabym być w ich skórze.
- Jesteś w hotelu ?
- Tak, skarbie.
Przeraża mnie myśl, że zbliża się kolejna noc bez niego.
- Tęsknie za tobą.
- Wiem, May. Ja za tobą też.
Zastanawiam się co robił i co będzie robił przez cały wieczór oraz gdzie jest Carmen.
- Masz wszystko czego ci potrzeba ?
- Nie, nie ma tu ciebie.
Mówię z udawanym oburzeniem, na co się śmieje.
- Muszę kończyć.
- Oh. Um co będziesz robił ?
- Wychodzę na kolację... z Carmen.
Jasne. Nie mogę się odezwać, bo ściska mi się gardło.
- To tylko przyjaciółka, nie musisz się martwić. Nie zapominaj, że to ciebie kocham.
- Baw się dobrze.
Nie mogę wypowiedzieć nic więcej, bo głos zaczyna mi drżeć. Jestem zła. Jak może nazywać ją przyjaciółką i mówić, że nie muszę się martwić. To jego była narzeczona. Kochał ją do cholery ! Nie chcę żeby się z nią spotykał, ale on w ogóle na to nie zważa. Zabiera ją na kolację.
- Powiedz coś więcej kochanie.
Zamykam oczy i rozłączam się. Nie zaakceptuję nigdy ich przyjaźni. Odkładam telefon na blat i biorę uspakajający oddech. Drżą mi ręce ze złości i strachu. Jak mam być spokojna, gdy on właśnie wychodzi na kolację ze swoją byłą. Owszem powinnam mu ufać i wierzyć, że to tylko kolacja. Nie powinnam się tak zachowywać i dramatyzować. Tylko, że ja nie ufam jej i rozsadza mnie zazdrość. Telefon porusza się na blacie informując o połączeniu, dzwoni Zayn. Sięgam po urządzenie i prawie odbieram, bo pragnę go znowu usłyszeć, ale złość mi nie pozwala. Wkładam telefon do kieszeni i idę do łazienki napuścić wody do wanny. Jutro będę się czuła winna za swoje zachowanie. Dzisiaj jestem smutna i wściekła.

NiewiernyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz