Rozdział 10 Sześciu rosłych Transformerów...

380 15 0
                                    

Katowice — wielkie, modernistyczne miasto powstałe z wielu wsi zebranych wokół kopalń i hut. Głównie beton, asfalt i szkło, jednak znalazłam informacje o jakiś pobliskich lasach. Nie mają zbyt długiej historii, należą do tych młodych miast i nie ma tu szczególnie dużo zabytków jak w Warszawie. Piękne nocą, kiedy wiele budynków ze Spodkiem na czele oświetlone są wielobarwnymi światłami. Panuje tu całkiem inna atmosfera, przez którą stolica Górnego Śląska zaczęła mi się kojarzyć z miastami takimi jak Las Vegas czy Nowym Jorkiem znanych mi z filmów. Jednak nie potrafiłam się tutaj odnaleźć. Bezwiednie wjechałam na ten teren, kiedy bez konkretnego celu jechałam jakąś dwupasmówką. Postanowiłam się zatrzymać na kilka dni, licząc na to, że zrodzi mi się w głowie jakiś plan, co ze sobą zrobić dalej. Chociaż bardzo się starałam, to w głowie miałam tylko Marzenę i chęć powrotu, a jednocześnie zastanawiałam się, co robić, żeby nikt mnie nie znalazł.

Dzień był naprawdę piękny. Niebo było błękitne i bezchmurne. Promienie słońca przedzierały się między oszklonymi budowlami, nadając im więcej blasku. Było ciepło, ale nie gorąco. Przez miasto przedzierały się samochody, jeszcze nie w popołudniowych stały w korkach. Niektórzy ludzie szli do pracy, niektórzy z pracy, inny prowadzili swoje psy do parków, a niektórzy już wracali, jeszcze inni chodzili po sklepach, albo szli bez wyznaczonego celu. Teorii dotyczących tego, gdzie Ci wszyscy ludzie zmierzają, mogłabym wysuwać tysiące. Kierowcy też różni jak ich plany. Niektórzy spokojnie podchodzili do prowadzenia auta, jedni byli nerwowi, a niektórzy niekulturalni. Ktoś czasem na mnie zatrąbił, pewnie dlatego, że za wolno jechałam albo niechcący zajechałam drogę, ale miałam to gdzieś, miałam własne problemy. Jeździłam zestresowana i zmartwiona tak tego dnia, jak i dwa poprzednie.

Ruch na drogach zaczynał gęstnieć. Zaczynałam myśleć o tym, aby znaleźć jakiś bezpłatny parking, na którym mogłabym przeczekać godziny szczytu. Bałam się, że stojąc tuż obok innych kierowców, ktoś mnie rozpozna albo, że mój hologram zacznie migotać. Czułam się osaczona i obserwowana z każdej strony. Dobrze się czułam tam, gdzie było mało ludzi, ale przez większość dnia nie potrafiłam usiedzieć w jednym miejscu.

Udało mi się znaleźć jakieś miejsce z dala od centrum. Mogłabym jeszcze jeździć, ale nie byłam pewna, czy potem znalazłabym coś, a nie daj Wszechisko, wjechałabym w korek. Powoli zaczynałam od tego wariować, co chwilę znajdowałam jakieś nowe sposoby zdemaskowania mnie, więc i stanie na parkingu stawało się dla mnie stresujące. W głowie miałam tylko czarne scenariusze. Teoretycznie mogłabym wyjechać z miasta, zatrzymać się w mniejszej miejscowości, ale w takiej chyba łatwiej zauważyć jakiś nowy samochód w okolicy, a z drugiej strony — najciemniej pod latarnią i w wielkiej metropolii ginę w tłumie.

Stojąc między samochodami, starałam się odwrócić swoją uwagę, słuchając radia, a potem zaczęłam korzystać z urządzenia, które daje mi dostęp do Internetu. Zaczęłam czytać losowe artykuły na Wikipedii, co jakiś czas skupiając się na zmianach w otoczeniu. Nie zauważyłam nic niepokojącego do momentu, aż nie zorientowałam się, że tuż za mną, za dzielącym miejsca parkingowe przejazdem stanęło srebrne, dwuosobowe auto o zaokrąglonych kształtach, z łezkowatymi reflektorami i dwudzielnym grillem jak w BMW. Po szybkim wygooglowaniu logo marki, jakie miał na przodzie wiedziałam, że jest to pontiac. Wszystko byłoby w porządku, gdyby samochód stanął i ktoś z niego wyszedł, a tymczasem kierowca cały czas w nim siedział. Wyłączyłam Internet i skupiłam się na obserwacji jegomościa. Nie działo się absolutnie nic, facet w środku nawet się nie ruszał, nie spał, po prostu siedział wyprostowany i gapił się na mnie.

Iskra mi się tłukła w komorze i nie zdziwiłabym się, gdyby ktoś mógł ją usłyszeć. Zdenerwowana włączyłam hologram i starając się wyglądać jak zwykłe auto, wyjechałam z miejsca, ruszyłam w stronę wyjazdu z parkingu. Pontiac się nie ruszył. Stojąc na wyjeździe, minął mnie jakiś niebieski chevrolet i nie zwróciłabym na niego większej uwagi, gdybym nie doznała tego samego uczucia, jakiego doświadczyłam w momencie, kiedy obok mnie przejechał Decepticon. Ze strachu prawie wyrwałam z miejsca, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam, zdając sobie sprawę, że to wzbudzi podejrzenia. Chociaż z drugiej strony, jeśli ja o nim już wiedziałam, to on o mnie tym bardziej i moje dalsze ukrywanie się nie miało prawdopodobnie większego sensu. Spokojnie włączyłam się do ruchu. Stanęłam przed skrzyżowaniem i czekałam na moją kolej do wyjazdu, a w tym czasie obserwowałam wyjazd z parkingu. Poczułam, jak ogarnia mnie panika, kiedy zobaczyłam wyjeżdżające stamtąd pontiaca i niebieskiego chevroleta.

Zafira | TransformersWhere stories live. Discover now