Prolog

370 22 8
                                    

I na prawo! I na lewo! I czołem o sufit! I tyłem głowy o oparcie! Pomimo zabezpieczeń, odbijałam się od ścian kapsuły, jak kamień we wstrząśniętej puszce po Coca-coli. Zaraz potem nastąpił tak potężny wstrząs, że pas trzymający moje biodra rozpadł się i od tamtej pory przy każdym wstrząsie mój tyłek obijał się o ściany jak piłeczka pingpongowa przywiązana do paletki. Aż nagle nastała cisza, którą mąciło jakieś syczenie dochodzące z zewnątrz kapsuły. Pod stopami czułam ciepłe ścianki.

Oszołomiona zapomniałam, gdzie się znajduję i spróbowałam się podnieść — znowu walnęłam czołem o sufit, a głośny brzdęk blachy był prawdopodobnie słyszalny na zewnątrz. Opadłam na fotel i przez chwilę gapiłam się przed siebie.

— Ałł... — jęknęłam, czując jak bardzo bolą mnie cztery litery.

Potarłam czoło dłonią i chwilę leżałam nieruchomo, próbując dojść do siebie. Musiałam w końcu wylądować, skoro system wybudził mnie z hibernacji (prawdopodobnie zrobił to, kiedy kapsuła wchodziła w atmosferę albo trochę późno), a potem tak mocno potrzepało kapsułą. Ciekawe, czy te turbulencje były wywołane oporem powietrza, czy po prostu kapsuła odbijała się od jakiejś powierzchni, jak płaski kamień rzucony na niezmąconą taflę wody.

Moje rozmyślania niskich lotów przerwało uruchomienie się komputera - nade mną pojawił się hologram monitora, na którym pojawiły się informacje o przebiegu lotu, lądowania i mojej lokalizacji. Planeta się zgadzała, a to było najważniejsze. Znajdowałam się po wschodniej stronie półkuli północnej, na kontynencie europejskim, w pobliżu stolicy państwa o nazwie Polska. Według kalendarza tego państwa jest czternasty kwietnia dwa tysiące szesnastego roku. Na tę chwilę to były mało istotne informacje, ale to chyba wszystko, co komputer kapsuły wiedział. Na pytanie, o lokalizację innych Autobotów wyświetlił mi komunikat: „brak danych". Wywróciłam optykami i wydałam polecenie otwarcia kapsuły. Coś syknęło, coś stuknęło, zachrobotało, ale ostatecznie nic się nie stało. Westchnęłam zirytowana i prawą ręką zaczęłam szukać wajchy otwierającej wyjście. Nie potrafiłam jej zlokalizować i wtedy sobie przypomniałam, że jest ona po lewej stronie, a nie po prawej. Znalazłam i szarpnęłam z całej siły. Coś zasyczało głośno, klapa odskoczyła, a cały mechanizm otwierający zaczął się ruszać, ale zamiast do końca otworzyć kapsułę, zatrzymał się chyba nawet nie w połowie roboty.

— Wszechiskro... Co za złom... To chyba jeszcze stworzenie świata widziało...

Ręką nie sięgałam, aby spróbować pchnąć mechanizm, więc zaczęłam w to kopać — jedyny plus ze zniszczonego zapięcia pasa bezpieczeństwa. Po kilku kopniakach otwieranie wznowiło się i dopiero wtedy mogłam odpiąć zabezpieczenia oplatające moje ramiona i klatkę piersiową. Jednak zanim to zrobiłam, przez przypadek zagapiłam się na ciemnogranatowe niebo, a na nim tysiące białych gwiazd oraz białą, jaśniejącą półkulę. Z chwilowego osłupienia wyrwał mnie komunikat komputera: „otwieranie śluzy zakończone". Nie potrafiłam powstrzymać się od wywrócenia optykami.

Powoli zaczęłam się podnosić, a kiedy już w miarę pewnie siedziałam — po hibernacji podobno to normalne, że ciężko utrzymać równowagę — omal znowu się nie położyłam. W bladym świetle tej półkuli na niebie zobaczyłam dziwne twory o smukłych podporach z ogromnymi, rozłożystymi "koronami". Znajdowały one oparcie w ciemnym piachu, którego garść wzięłam do ręki. To nie był piach, znany mi od wielu, wielu lat. Ten był "miękki", drobny, lepki. I wtedy zaczęło do mnie docierać, co tak naprawdę się dzieje. Wstałam i rozejrzałam się po okolicy — w oddali widziałam żółte światła w kształcie prostokątów i inne światła, które poruszały się nad ziemią, a za chwilę usłyszałam jakieś głosy. Szybko popatrzyłam jeszcze po kapsule — nie było w niej nic przydatnego, co bym mogłabym ze sobą wziąć. Niepewnie ruszyłam po tym piachu porośniętym roślinnością w stronę dużych roślin — drzew. Obejrzałam się za siebie, spojrzałam na kapsułę, będącą ostatnią rzeczą, która pozostała po moim domu i uciekłam z miejsca zdarzenia. Biegłam gdzieś przed siebie, byle jak najdalej od świateł, jak najdalej od ludzi.

Wszechiskro, dopomóż mi, albo chociaż życz mi szczęścia, bo w świecie znanym mi tylko z filmów i kilku artykułów mogę sobie nie poradzić. Nie poradziłam sobie na pozbawionej życia, piaszczystej planecie, więc jak ja sobie poradzę na Ziemi? Wszechiskro, pomóż mi się ukryć i znaleźć inne Autoboty, żeby poświęcenie mojej mamy nie poszło na marne. Uchroń mnie jakoś, bo mam tylko dwa sztylety i kastety, a w dodatku nie potrafię walczyć. Jak nigdy cię o nic nie prosiłam, tak teraz chcę wykorzystać zgromadzone przeze mnie zapasy twojej mocy sprawczej, żebyś pomogła mi przetrwać.

Zafira | TransformersWhere stories live. Discover now