Rozdział 4 Sekret punta.

160 15 41
                                    

Nienawidziłam czekać. Czekanie jest okropne, zwłaszcza kiedy się nie wie, jak długo trzeba czekać. Gdybym chociaż wiedziała, o której ci wszyscy ludzie pójdą spać, mogłabym się czymś zająć i w międzyczasie odliczać, a tymczasem niecierpliwie wyczekiwałam, aż wszystkie światła w oknach w zasięgu mojego wzroku zgasną. Wolałam dmuchać na zimne i nie ryzykować zauważenia przez osiedlowy monitoring w postaci starszej pani. Jednak z drugiej strony, im później się ulotnię z podjazdu, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że kogoś obudzę. Szczególnie powinnam obawiać się mojej właścicielki. Od wypadku, który miał miejsce tydzień temu, jest strasznie przewrażliwiona na moim punkcie. Zwraca uwagę na najmniejsze szczegóły i każdy nietypowy objaw w swoim samochodzie. Zwraca uwagę na to, że czasem ingeruję w jazdę, że czasem lusterka drgną i dopiero teraz zauważyła, że od dwóch miesięcy nie było jej na stacji benzynowej. W każdym razie jest to niewygodne, a nawet drażniące.

W domu Marzeny nastała cisza i ciemność około dwudziestej czwartej, a w domu naprzeciwko dopiero o trzeciej, może trochę później. A kiedy to w końcu nastąpiło, wyjechałam z mojej zatoczki pod domem i bliżej bramy przetransformowałam. Chwilę nasłuchiwałam, czy oby na pewno ktoś po domu się nie krząta. Było kompletnie cicho w domu, jak i w okolicy, jedynie w oddali było słychać muzykę i ujadanie psów.

Kiedy byłam pewna, że raczej nikt mnie nie zauważy, wstałam. Przeciągnęłam, aż coś we mnie przeskoczyło z głośnym brzdękiem. Mało się tym przejęłam, cieszyłam się tym, że w końcu mogę rozprostować moje bolące od zastania części. Po takim całodniowym trwaniu w postaci samochodu czułam każdy staw i siłownik. Ogólnie - nic przyjemnego. Przeszłam przez bramę i jeszcze raz profilaktycznie się rozejrzałam. Zaraz potem stałam pod bramą w formie samochodu. Niechętnie, bo niechętnie, ale trzeba było znowu stać się samochodem. Ruszyłam niedawno na nowo wyasfaltowaną ulicą między domami jednorodzinnymi. Jechałam ciut szybciej niż było wolno - znajdowałam się w strefie ograniczenia do czterdziestu kilometrów na godzinę, a ja pozwoliłam sobie na sześćdziesiąt. Zdecydowanie nie jestem Letty Ortiz z „szybkich i wściekłych", choć nie raz czuję pokusę, aby trochę zaszaleć na drodze.

W jednym z domów niedaleko domu Marzeny, trwała impreza. Śmiech ludzi i głośna muzyka wylewająca się przez otwarte okna wabiły mnie jak pszczołę do miodu. Miałam ochotę tam zostać i chociaż posłuchać, ale byłoby to dziwne, że auto sąsiadów stoi pod płotem kogoś innego. Jednak na chwilę stanęłam i wysłuchałam utworu „symphony" od Clean Bandit. Gdy tylko piosenka się skończyła, a zanim jeszcze zaczęła się następna pospiesznie, aczkolwiek niechętnie odjechałam, żeby mnie na dłużej nie zatrzymało.

Do lasu miałam niedaleko, trochę więcej niż pięć kilometrów. Nie spieszyłam się, do piątej jest mnóstwo czasu. Wjechałam w kamienną, leśną dróżkę i powoli toczyłam się przed siebie. Za każdym razem, kiedy przemierzałam tę ścieżkę, nie umiałam się nadziwić, jak różnorodna i skomplikowana się ziemska natura, a patrzyłam głównie na drzewa. Niby tylko drzewa, ale gdyby się przyjrzeć, można dostrzec, że każdy szczegół jest dopracowany, a tych szczegółów jest miliony. Wydawać by się mogło, że niektóre detale są niepotrzebne, albo przypadkowe, ale co by to było za dzieło, które byłoby niedokładne i niedopracowane. Według mnie jest to coś niesamowitego, czego nie mogę powiedzieć o mojej planecie. Jedyne co można tam było podziwiać to błyskawice podczas burz piaskowych, które nie raz doprowadziły do wyłączenia generatorów mocy, co nieraz było dla mnie traumatycznym przeżyciem. Te burze miały tę jedną małą zaletę, że zawsze przywiała lub odsłoniła jakieś kamienie, które potem dostarczały mi jakiegoś zajęcia, których i tak nie było wiele. Najczęściej wydrapywałam różne figurki albo podrzucałam sobie te kamienie i wyciągniętymi do przodu sztyletami, odbijałam je, jak w grze zwanej baseballem. Na szczęście, teraz mam o wiele więcej zajęć: wożenie mojej właścicielki, słuchanie radia i wyjazdy do lasu... No tak, znowu nie ma tego zbyt dużo, ale przynajmniej mam zapewnione emocje podczas jazdy. A poza tym, Ziemia to już nie jest moje piaszczyste więzienie, a to jest lepsze pod każdym względem.

Zafira | TransformersWhere stories live. Discover now