Rozdział 5 Będzie OK.

151 15 42
                                    

Nauka języka nie jest aż taka trudna, jeśli ma się nauczyciela. Nie mówię o dobrym nauczycielu, ale jakimkolwiek. Marzena zmusza mnie do mówienia po polsku, wiele rzeczy wyjaśnia, jeśli nie rozumiem i przede wszystkim powtarza ze mną wszelkie formułki i odpytuje z odmiany czasowników i rzeczowników. Mam to szczęście, że dość szybko się uczę i już po kilku dniach moje gadanie zaczęło przypominać polski. Może dałabym radę z kimś się dogadać, nie używając angielskich słówek.

Trochę inaczej sprawy się mają z naszym wspólnym uczeniem się tańca. Marzena dotrzymała obietnicy i mamy już za sobą jeden wspólny „kurs" za sobą. Okazało się, że jestem od niej lepsza i to w sumie ja powinnam ją uczyć. I mimo tego faktu dziewczyna nie wycofała się z danego słowa. Uznała, że warto będzie czegoś się nauczyć, a przy okazji przyzwyczai się do mnie jako robota — łącznie, w mojej prawdziwej formie widziała mnie w sumie dwa razy. Jest zaznajomiona z gadającym autem, co jest jednak coraz częstszym zjawiskiem, a pięciometrowy robot niestety już nie. Chociaż bardzo się starała, to i tak było widać, że ma do mnie ogromny respekt i nie jest już taka śmiała, jak podczas siedzenia na moim fotelu i denerwowaniu się na mnie za „jeżdżenie po swojemu". Miała jeden gorszy dzień, nic jej wtedy nie wychodziło, była zdenerwowana, zirytowane wszystkim i kiedy wracałyśmy z pracy, ruszyłam kierownicą, aby mieć pewność, że nie zadrapię lusterkiem innego auta. Pokrzyczała trochę na mnie, aż bałam się odezwać, trochę szarpała drążkiem zmiany biegów jakby na złość, a na koniec zostawiła mnie, trzaskając drzwiami. Na następny dzień przeprosiła za swoje zachowanie. Ja też zresztą mam swoje humorki, jednak nie są one tak gwałtowne, jak Marzeny. Raczej zachowuję się wtedy jak rozwydrzona nastolatka, jestem opryskliwa i mam pretensje do wszystkich, a najbardziej do Marzeny.

Jednak mimo tych kilku nieprzyjemnych sytuacji, raczej dogadujemy się ze sobą. Mam nawet wrażenie, że powstała między nami jakaś więź, jednak nie wiem, czy jest to przyjaźń, czy koleżeństwo. Czasami jednak wydaje mi się, że blondynka traktuje mnie, jak swoją przyjaciółkę — Darię, co troszeczkę pcha mnie w stronę myślenia, że to może być przyjaźń. Czasami mi się zwierza, opowiada, jak było w pracy albo co się wydarzyło w domu, pozwala sobie przy mnie ponarzekać na rodziców, brata, a nawet chłopaka. Ja zaś, ze względu na to, że wokół mnie zazwyczaj nic ciekawego się nie dzieje, poruszam tematy kulturowe, takie jak filmy czy muzyka, a czasami wypytuję ją o rzeczy, których nie wiem albo nie rozumiem. Pytam o tradycje i zwyczaje, a ona z chęcią mi tłumaczy, przy czym co chwilę dodaje, że nie jest ekspertem i tłumaczy mi tak, jak ona to rozumie i widzi, a niekoniecznie musi się to pokrywać z prawdą. Potem następuje zamiana w zadawaniu pytań i to ona wypytuje mnie o zwyczaje Transformerów. I tak jak ona, co chwilę dodaję, że wielu rzeczy nie wiem i mówię tylko o tym, co znam i jak wyglądało to u mnie. Wyjaśniłam jej, jak się wychowałam, powiedziałam prawie wszystko, co wiem o moim gatunku i jego sporze, przedstawiłam moją mamę i przez jakie okoliczności znalazłam się na Ziemi. Jednak najwięcej opowiedziałam jej o tym, jak wyglądała moja egzystencja na tamtej planecie. Było kilka rzeczy, które ją zaskoczyły, a było to między innymi moje prawie nieistniejące uzbrojenie — mam tylko kastety i sierpowate sztylety na przedramionach, z którymi się urodziłam. Drugą rzeczą, jaka ją zdziwiła to fakt, że Transformery wykluwają się z kokonów o grubej i rozciągliwej powłoce jak skóra — przyznała się, że każda odpowiedź wprawiłaby ją w osłupienie — muszą się nauczyć chodzić, mówić i nikt im nie wgrywa informacji do głowy, jak w komputer, co spodziewała się usłyszeć. Myślała, że skoro jesteśmy maszynami, to takie rzeczy są u nas na porządku dziennym. Jednak jej przekonania częściowo się zgadzały w związku z uzbrojeniem. Uważała, że każdy Transformer jest sztucznie — jak to nazwała — doposażony w broń wszelkiego rodzaju, a prawda jest taka, że niektórzy — jak na przykład ja — mogą się urodzić od razu zaopatrzeni w części, które mogą służyć jako broń biała i w sumie do niczego innego nie będą się nadawać.

Zafira | TransformersWhere stories live. Discover now