W drżącej dłoni trzymał pochodnię, wszystko co miał. Przed nim malował się wielki dąb. Jego gałęzie zdawały się docierać do ciemnogranatowego nieba. Liście, jakby wykonane ze srebra, skrzyły się w blasku Księżyca. 

Mocny podmuch wiatru. Niemal strącił go z nóg, zabierając ostatnie źródło światła w mrocznym lesie. Zdawało mu się, że wszystkie ślepia skierowały się na niego, a istoty tu żyjące już czekały, by pożreć jego duszę.

Podszedł bliżej, sterowała nim ludzka żądza władzy, chciwość. Chciał bogactwa na własność. W oczach zabłysło mu szaleństwo, szaleńcza odwaga? Odwaga głupca. Postawił kolejny krok, później jeszcze dwa następne, w końcu jego twarz znalazła się tuż przed szorstką korą. Wyciągnął rękę, przejechał nią po drewnie. Te niebezpiecznie zadrgało, kawałek zapadł się pod ziemię, zostawiając otwór w kształcie drzwi. A drzewo...

Odstąpił do tyłu, dawną pewność siebie znów zastąpiło zawahanie. Dwie kobiety lustrowały go przeszywającym spojrzeniem. Jedna z nich stała, ubrana w długą suknię. Z pogardą kierowała na niego swe brązowe oczy, przy pasie nosiła miecz. Druga zaś siedziała na drewnianym taborecie, trzymając na kolanach otwartą księgę. Brązowe włosy wypływały falami spod kaptura, który zakrywał większość jej twarzy. Szare tęczówki błysnęły w cieniu szaty.

- Czego tu szukasz, śmiertelniku? - zapytała jedna z nich, nie wiedział nawet która, bo wizja zaszła mu mgłą przerażenia.

Nie zdążył nawet wypowiedzieć jednego słowa, nawet nie uchylił warg. Poczuł szpony bestii wbijające mu się w plecy. Rozrywające skórę, mięśnie, miażdżące uczucie wycisnęło z jego płuc ostatki tlenu. Uniósł głowę półprzytomnie, by ujrzeć zakapturzoną kobietę. Unosiła wysoko kosę, którą dzierżyła pewnie w dłoniach. Zamachnęła się.

Ostatnim, co słyszał, były rozbawione głosy, dalekie pokrzykiwania, jakby znajdował się gdzieś indziej. A później oddał się w objęcia ciemności. Zatracił się w niej.

~Fayenne

Czyli dwie przyjaciółki kroczące przez bezkres Wattpadowych pól!
  • JoinedMarch 18, 2017

Following