Kiedy zerknąłem w stronę zwierciadła, to nagle pękło z donośnym trzaskiem. Widziałem swoje odbicie w maluśkich okienkach. Przeraził mnie widok mojego porozdzieranego na fragmenty ciała, które rozleciało się na kawałeczki i nie tworzyło już całości. Nie mogąc oderwać wzroku od dziwnego widoku zacząłem cofać się tyłem do wyjścia. Wtedy spomiędzy pęknięć lustra zaczęła sączyć się jakaś ciecz, by po chwili trysnąć na podłogę jak z odciętej ręki. To była krew, która zaczęła zalewać pokój.