Chłopak mruga do niego niewinnie. Unosi swój wzrok, odbijając w tęczówce rozproszone światło zupełnie jak kawałek szkła w poblasku słońca. Instynktownie zagryza swoją dolną wargę sprawiając, że przepływ krwi znacząco przyśpiesza. To moment w którym Harry uświadamia sobie jak bardzo zjebał. Miał go pozbawić życia. Odciąć dostęp do tlenu, wbić pod skórę ostry przedmiot, poczęstować strzałem z pistoletu... Odebrać najmniejsze funkcje życiowe. Tymczasem jednak, tląca się pod jego rzęsami iskierka rozpala się intensywniej, wysyłając nieme zaproszenie. Pojawia się oksytocyna.