attached | levi ackerman snk...

By maiaren

4K 460 262

❝Już nie jestem... Najsilniejszym żołnierzem ludzkości.❞ Levi pragnął tylko tego, by Bóg choć raz się nad ni... More

WSTĘP
0 | twoje imię to Levi
1 | czym jest samotność?
2 | niezwyciężony ten, co żyć pragnie
3 | nie potrzebujesz mnie już
4 | zestaw herbaciany
5 | twój przyjaciel po życia kres
6 | nie będę już kochać
7 | najsilniejszy żołnierz ludzkości
9 | odbicie pragnące odpocząć

8 | świat w wiecznym spoczynku

131 16 18
By maiaren

— Petra, ile słodzisz?

— Jedną, dziękuję.

Oluo cmoknął cicho, usadawiając się wygodniej na krześle i przyglądając się widokowi miodowłosej uśmiechającej się do Elda słodko. Jego nigdy nie pytali ile słodzi.

— Kapitanie Levi, ile słodzisz? — zagaił Bozado z dziwną nieograniczoną pewnością siebie.

— Widać jak zwracasz uwagę na wszystko i wszystkich. Kapitan nie słodzi w ogóle — odrzekł Eld powstrzymując się od westchnienia.

Oluo uniósł brew. Jak mogła mu umknąć tak istotna informacja? Zakaszlał głośno, udając nieprzejętego kąśliwą uwagą Jinna, po czym upił łyka herbaty, jaką zamiar miał posłodzić, lecz tego nie zrobił ze względu na swoje własne nieświadome zamiłowanie do Levi'a, jakiego próbował naśladować na każdym możliwym kroku. Skrzywił się nieco, ale starał się tego nie ukazywać.

— Nieco niewłaściwy temat na przerwę na herbatę, ale... — zaczęła Ral, wyciągając z kieszeni zwiadowczej kurtki strzępek gazety, z deka zmięty i z niewiadomych dla nikogo przyczyn nadpalony. — Z gazet można się dowiedzieć wiele rzeczy. Rzadko pojawiają się w nich historie niewyssane z palca. Słyszeliście może legendę o pewnym człowieku, który poderżnął gardła setkom żołnierzy?

— Oczywiście, że tak — przytaknął Jinn, zachowując z nią kontakt wzrokowy. — Tą historią akurat straszy się zwykle kadetów chcących dołączyć do żandarmerii. Częsty zabieg, by sprawdzić jak bardzo są odważni i czy są skłonni uwierzyć w takie bujdy.

— To nie są bujdy — wymamrotał cicho pod nosem Gunther, ale na tyle słyszalnie, by każdy obecny tam żołnierz był w stanie usłyszeć jego stwierdzenie. — Tę tragedię w garnizonie zdołało przetrwać wiele osób. Ta legenda jest wprawdzie czymś, co rzeczywiście miało miejsce. Miała mnóstwo świadków, zbyt wiele świadków, by nazywać ją teraz tylko historią zdolną wystraszyć niejednego człowieka.

— Ach, Schultz, ty coś nieciekawie dziś wyglądasz. Nie masz przypadkiem gorączki? Nikt bowiem nie zdobyłby się na to, by się narazić władzom, mordując tym samym setki jednostek — wyśmiał go Oluo. Nie dało się nie zauważyć, iż chciał tą gadką zapunktować sobie u kaprala, który zadziwiająco był jeszcze bardziej milczący niż zazwyczaj.

Levi natychmiastowo się wyłączył, gdy tylko usłyszał o owym seryjnym mordercy. Wiedział, że nikt by mu nie uwierzył w to, iż go znał. Znał go aż za dobrze, by od razu się połapać w tożsamości ludobójcy. Kenny, znajomy jego matki, jego wybawiciel, nauczyciel i... osoba, jaką uznawał za ojca. To on nauczył go żyć, zabijając. Lecz tak naprawdę Levi już nie żył – jego serce obumarło otumanione co rusz utratą mu najbliższych. I w porównaniu do Kenny'ego... młodego Ackermana nie satysfakcjonowało odbieranie komuś życia z błogim uśmiechem na ustach.

— Kapitanie — odezwała się Petra z deka zaniepokojona jego zachowaniem. — Kapitanie. Herbata stygnie.

Próbował już nigdy o nim nie myśleć, lecz to zawsze do niego wracało. W snach, czy poza nimi, dostawał co chwilę wizji wysokiego mężczyzny w kapeluszu, przydługawym płaszczu i z cygarem w ręku. Tonący on w chmurze palącego gardła dymu. I wkoło ciemność i zimno wychodzące od otaczających ich skał, czy wypalanych cegłą domów, jakim bliżej było do ruiny, niż do budynku mieszkalnego.

— Kapitanie — zaniepokoiła się Ral, machając mu ostrożnie ręką przed twarzą. Levi, zadrżał, jakby zbudzony z głębokiego snu, zaborczo złapał jej ramię. Wzrok wszystkich spoczął na nim natychmiastowo.

Ackerman zrozumiał, że zachował się dziwnie. Zluzował uścisk i popchnął delikatnie nogami krzesło do tyłu, by odejść od stołu. Wstał z niemrawym wyrazem twarzy, usadowił siedzenie w miejscu, w jakim miało ono być i wyszedł bez słowa z pomieszczenia.

— Nie powinien był powiedzieć, że zamek wygląda w tej chwili jak chlew i mamy go posprzątać w dwie godziny?

— Zaiste, powinien był. Myślicie, że ktoś mu coś dosypał do herbaty?

— Gunther, zachowuj się!

— Aua!

***

Kenny zwykł myśleć, że chłopiec nigdy nie stanie się jego nieodłączną częścią, a swoim niemal codziennym nawykiem sięgania po alkohol, brudzenia wszystkich dostępnych dla siebie zakamarków i czerpanie radości z krzywdy innych go do siebie zniechęci. Pokazywał mu na każdym możliwym kroku, jak wielce nienawidził sprawowania nad nim pieczy, lecz w głębi duszy pragnął dla niego jak najlepiej. Choć wiedział, że nie był stworzony do bycia ojcem, chciał, by te kobaltowe oczy zawsze go obserwowały, pożerały wiedzę potrzebną do przeżycia.
Czasem naiwnie wyobrażał sobie młodego jako jego towarzysza, którym by się stał w ciągu dziesięciu lat. Ale nie tego pragnęła Kuchel.

Kuchel chciała, by Levi przeżył, umiał przeżyć, a nie, by przeobraził się w mordercę, którym Kenny sam się mianował.

— Levi.

— Tak, Kenny? — Młody Ackerman natychmiastowo przekierował swoją uwagę na niego, słysząc swe imię. Nie mógł tego przyznać, lecz za każdym razem, gdy słyszał je z jego ust, natychmiastowo dostawał gęsiej skórki. Bo Kenny bardzo rzadko się tak do niego zwracał.

— Kiedy byłeś jeszcze mniejszym gnojkiem, to... Czy myślałeś może kim chciałbyś zostać w przyszłości? Miałeś jakiś cel, który jest dla ciebie w tej chwili nierealny do wypełnienia?

Levi zdziwił się na owe pytanie. To nie było w mężczyzny stylu.

— Nie myślałem o tym kim chciałbym zostać, ale... Pragnąłem dokonać czegoś wielkiego, co ulżyłoby mamie w bólu, by nie musiała już pracować.

— Bardzo ohydnie szlachetne z twojej strony. Już wolałbym usłyszeć odpowiedź ''chciałem zostać prześladowcą dzieci w moim wieku'', niż to co powiedziałeś. Musisz pamiętać jedną bardzo istotną rzecz: na tym świecie nie ma ludzi dobrych, nigdy nie będzie pokoju, nigdy nie będzie wszędzie dobrobytu. Człowiek zawsze będzie dla człowieka wilkiem... Wiesz jak wyglądają wilki?

— Nie.

— Nieważne. Chodzi mi o to, dzieciaku, że nie możesz być dobry, czaisz? To cię tylko zniszczy, pochłonie. Poza tym, nie pomyślałeś sobie nigdy, że bycie czarnym charakterem jest dużo łatwiejsze? Nigdy? Przenigdy? Podporządkujesz sobie tym ludzi słabszych, którzy boją Ci się przeciwstawić. Nie musisz udawać miłego, musisz być po prostu silny.

— Ja chcę być silny i dobry.

— Och, cóż za obrzydliwe połączenie. Słuchaj, szczylu. Możesz taki być, jest taka opcja. Lecz czy właściwa? Nie będziesz silny i dobry jednocześnie, nie na długo. Ta dobroć to słabość dla twojej siły, ona będzie Cię wykańczać do końca. Wiesz, z dobrocią łączą się również inne rzeczy, bo gdy jesteś dobry lub usiłujesz taki być, niepotrzebnie przywiązujesz się do ludzi. I wtedy co się dzieje, jak myślisz?

— Nic.

— No to się, kurwa, grubo mylisz. Nie "nic", tylko "bagno" — oznajmił beznamiętnie mężczyzna, sięgając do kieszeni po papierosa. – Dobroć, która jest słabością dla twojej siły, tworzy kolejne, jeszcze gorsze słabości w postaci osób, do których się przywiązujesz. Przypomnij sobie swój stan po śmierci matki. Wyglądałeś jak krowie łajno. Wiesz jak wygląda krowa?

— Nie.

— Straszne. Musisz kiedyś zobaczyć. Szczególnie jej łajno. Z pewnością sobie pomyślisz "niesamowite, wyglądam jak ono". Ale do rzeczy. Twoja matka kopnęła w kalendarz. Nie chciałeś wtedy choć raz umrzeć? Ani razu?

Levi zaczynał rozumieć do czego dążył Kenny. Ostre słowa porażające jego młody umysł, raniły skutecznie również serce, niczym ani trochę nietępe ostrze. Kuchel była dla niego całym światem. A gdy wydała z siebie ostatnie tchnienie, świat ten runął, bezpowrotnie. Czy chciał umrzeć? Nie był tego pewien, nie myślał o tym nigdy. Teraz jednak odnalazł odpowiedź na pytanie, jakiego mężczyzna jeszcze nie zadał. Czy chciałby umrzeć teraz, w tej chwili?

Nic go nie trzymało usilnie przy życiu. Trwał tam tylko i wyłącznie dzięki temu, że parę lat temu w porę Kenny odnalazł go tuż obok łoża, które było również trumną jego matki. A jednak... Odpowiedziałby pewnie, że nie chce umierać.

— Nie chciałem. Ani razu.

Bo gdy tylko stracił matkę, jego nowym światem został mężczyzna, który pojawił się w progu drzwi, zadając mu proste pytanie "A ty? Czy ty żyjesz?". Może słaby Levi faktycznie zmarł razem z Kuchel. Do życia jednak wróciła za Kenny'ego pośrednictwem osoba, która jest silna, silniejsza niż kiedykolwiek.

— Ani razu? Co za nudziarz — prychnął zawiedziony jego słowami.

Nie wiedział jednak, że to on stał za tym, że Levi nigdy nie zapragnął śmierci. Nie wiedział także... Że teraz to on był jego całym światem, który trzymał go przy życiu. Chłopiec przywiązał się do niego, wypełniając tym wolę i klątwę swego imienia. Przywiązał się, nie wiedząc jeszcze ile razy w przyszłości ucierpi na tym jego serce i jakie tego będą skutki...

***

Patrzył ledwo obecnym wzrokiem prosto przed siebie, czując rozchodzący się ból po całym ciele, od głowy, aż po koniuszki palców u stóp. Lelawy siedział przy pniu drzewa, uciskając prawą ręką swój lewy bok, mocno posiniaczony, poraniony. Twarz jego ubrana była w zmęczenie i zrezygnowanie, jakiego nikt nigdy nie mógł u niego dotąd dostrzec. Rosły, niepokonany wręcz mężczyzna, jakiego obawiał się sam najsilniejszy żołnierz ludzkości... wydawał z siebie właśnie powoli ostatnie tchnienie. A temu zdarzeniu przyglądał się sam Levi. Levi, którego Kenny z jednej strony pragnął zabić i utulić w śnie wiecznym, a z drugiej, pozostawić przy życiu. W końcu chłopiec ten, teraz mężczyzna, był dla niego niczym syn, jakiego później porzucił w pełnej świadomości, że nie byłby dla niego takim dobrym rodzicem, jakim była dla małego Ackermana Kuchel.

Zakaszlał głośno, dławiąc się własną krwią, czekając na rychły koniec własnego życia.

Levi przyklęknął przy nim, łapiąc go łapczywie za ramiona i wbijając w niego zdesperowane spojrzenie.

— Kenny, powiedz mi wszystko co wiesz — wycharczał, nie bacząc na to, czy uścisk jaki wywierał na jego ciele wywoływał u mężczyzny jeszcze większy ból. — Dlaczego pierwszy król nie chciał, by ludzkość przetrwała?

— Nie wiem... — wyszeptał, uśmiechając się delikatnie. — Ale właśnie to jest powodem dlaczego my Ackermanowie się mu sprzeciwiamy.

Serce czarnowłosego zabiło szybciej na te słowa. Kenny kaszlnął raz kolejny, rozpryskując krew na jego bladym policzku.

— Twoje i moje nazwisko... to Ackerman, prawda? — Levi zbliżył się do jego wymęczonej i wykrzywionej z doświadczanej agonii twarzy. Pragnął poznać odpowiedź na wszelkie nęcące go pytania, jakich nie potrafił wypowiedzieć od czasów dzieciństwa. — Kim jesteś dla mojej matki?

Kenny zarechotał, nie mogąc kryć rozbawienia. Wszystkie te lata ukrywał przed nim swoją tożsamość, by zdradzić mu ją teraz, przed swą tragiczną śmiercią. Czuł się, jakby jego starania szły na marne, bo nigdy nie chciał, by Levi poznał prawdę, a właśnie nasuwała mu się ona na język, jakby wbrew jego woli.

— Ty durniu — zaśmiał się znowu. — Jestem po prostu jej bratem.

Kątem oka widział wyraz twarzy swojego siostrzeńca, wyraz zdziwienia, jakiego nie był w stanie ukryć, choć tłumienie emocji miał tak dobrze opanowane. Byli rodziną, przeklętą rodziną o przeklętym nazwisku i przeznaczeniu. Nie tego spodziewał się Levi, a co gorsza, nie był w stanie także odgonić w stosunku do niego wyrzutów, że został przez niego tak nagle porzucony. Przecież Kenny był dla niego wtedy całym światem, a gdy świat ten odszedł, odeszła również znowu ta silna chęć życia, która pojawiła się ponownie dużo później przy Farlanie i Isabel. Każdy kolejny cały świat mężczyzny rozsypywał mu się w rękach, tworząc w nim nieufność do ludzi i do ich zamiarów. Bał się, że się przywiąże i powtórnie na tym ucierpi, raz za razem.

— Dlaczego wtedy... — zaczął Levi. — mnie zostawiłeś?

— Ja... nie mogę być... rodzicem — wydukał, po czym ostatkiem sił wcisnął w jego ramiona pudełeczko z serum mogące zamienić człowieka w tytana. Ręce Kenny'ego momentalnie osunęły się na ziemię bezwładnie.

— Kenny...

Kenny już nie żył, wydał z siebie ostatnie tchnienie. Oko miał otwarte, lecz brak w nim było oznak życia, usta miał otwarte, choć też na wieki zamknięte, bo nie mogły wypowiedzieć żadnych słów. Odszedł w mękach na spotkanie swojej siostry Kuchel, by wyspowiadać jej się ze wszystkich rzeczy, które uczynił, by utrzymać jej najdroższego syna w ryzach.

Jeszcze przed drugą konfrontacją z nim, Levi nie był do końca pewien, czy mężczyzna żyje. Miał jednak w głowie przez cały czas myśli, że może został przez niego zostawiony na pastwę losu przez to, że nie był wystarczająco silny i nie spełniał do końca jego oczekiwań. Nie spodziewał się, że prawdziwą przyczyną tego, było to, iż to Kenny bał się, że nie spełni jego oczekiwań jako jego przybrany ojciec.

Młody Ackerman zacisnął zęby, wyciągając naprzeciw zmarłego dłoń, i opuścił mu powiekę, która była cały czas uniesiona. Świat, który trzymał kiedyś małego Levi'a przy życiu, udał się właśnie w wieczny spoczynek. Świat, który uczynił go najsilniejszym żołnierzem ludzkości.

Continue Reading

You'll Also Like

77.9K 2.6K 44
Haillie nie jest jedyną siostrą Monet, jest jeszcze jej bliźniaczka Mellody. Haillie wychowywana przez mamę, a Mellody no cóż przez babcie. Jak myś...
52.6K 1.9K 114
⚠️!!‼️Zaburzenia odżywiania, przekleństwa, przemoc, ataki paniki, sceny 18+ ‼️!!⚠️ Siostra Karola, o której praktycznie nikt nie wie. Mieszka w Angli...
7.4K 545 22
Modern AU Edgar po długim pobycie w psychiatryku po próbie samobójczej wraca do codziennego życia. Idzie do nowej szkoły gdzie nie zna nikogo. Jak ży...
7K 282 26
Życie Hailie z rówieśnikami w szkole układa się wspaniale, ma ona kochającą mame i babcie u których zawsze może liczyć na wsparcie. Pewnego dnia wszy...