Unforgettable (Different II)...

Oleh bemylukeeey

175K 12K 1.2K

-Myślałam, że jesteś inny... -Jestem inny - przerwa mi, zanim kończę zdanie. -Ach, no tak - mamroczę. - Ty je... Lebih Banyak

Wstęp
Rozdział 1.
Rozdział 2.
Rozdział 3.
Rozdział 4.
Rozdział 5.
Rozdział 6.
Rozdział 7.
Rozdział 8.
Rozdział 9.
Rozdział 10.
Rozdział 11.
Rozdział 12.
Rozdział 13.
Rozdział 14.
Rozdział 15.
Rozdział 16.
Rozdział 17.
Rozdział 18.
Rozdział 19.
Rozdział 20.
Rozdział 21.
Rozdział 22.
Rozdział 23.
Rozdział 24.
Rozdział 25.
Rozdział 26.
Rozdział 27.
Rozdział 28.
Rozdział 29.
Rozdział 30.
informacja
Rozdział 31.
Rozdział 33.
Rozdział 34.
Rozdział 35.
Rozdział 36.
Rozdział 37.
Rozdział 38.
Liebster Award
Rozdział 39.
Rozdział 40.
Rozdział 41.
Rozdział 42.
Rozdział 43.
Rozdział 44.
Rozdział 45.
Rozdział 46.
Rozdział 47.
Rozdział 48.
to nie rozdział :(
Rozdział 49.
Rozdział 50.
Rozdział 51.
Rozdział 52.
Rozdział 53.
Rozdział 54.
Rozdział 55.
Rozdział 56.
Rozdział 57.
Rozdział 58.
Rozdział 59.
hej
Rozdział 60.
Rozdział 61.
Rozdział 62.
Rozdział 63.
Epilog
słowo ode mnie

Rozdział 32.

2.5K 191 29
Oleh bemylukeeey

"You can't keep kissing strangers and pretending that it's him"

CAMERON'S POV

"Weź sobie Chloe", "nie chcę jej", "jest twoja". Yhym, tak, jasne.

Skąd ten pieprzony Espinosa wiedział, dokąd poszliśmy? I kiedy dokładnie wszedł do pokoju?

Dlaczego zawsze coś idzie nie tak? Dlaczego Espinosa zawsze musi odciągać ode mnie Chloe, mimo że złamał jej serce miliony razy? To jest kurwa nie fair! Co takiego zrobiłem, że zasłużyłem na podobne traktowanie? Ja też mam jakieś granice wytrzymałości!

-Cameron.

Podnoszę ramię z oczu i spoglądam do góry. Stoi nade mną Matt, z przerażeniem wymalowanym na twarzy.

-Która godzina? - mamroczę, automatycznie szukając wzrokiem zegara. Jest dokładnie 5:37. Zasnąłem?

-Gdzie Chloe. - Nie brzmi to jak pytanie.

Zrywam się do pozycji siedzącej i rozglądam się wkoło otępiały.

-Myślałem, że jest z tobą... - zaczynam cicho.

-Przecież mówiłem ci, że nie ja jestem teraz jej chłopakiem. Ostatnim razem widziałem ją z tobą.

-Taa... Kiedy wywaliłeś mnie za drzwi na zbity pysk.

Wygląda na zaskoczonego.

-O czym ty mówisz?

-Kazałeś mi zdjąć z niej łapska - przypominam znacząco. - Zaraz po tym, jak wyjęczała twoje imię.

-Tak, walnąłem cię w głowę i rzuciłem ci w twarz ubraniami, bo byłem serio wkurwiony, ale po tym wyszedłem.

Słyszałem co prawda oddalające się kroki na korytarzu, ale było to znacznie później... A może pomieszały mi się już fakty?

-Kłamiesz - zaprzeczam natychmiast.

Patrzy na mnie jak na obłąkanego.

-Cameron, chyba trochę wczoraj przesadziłeś. Gadasz, jakbyś był na prochach. Wyrzuciłem cię?

-To akurat pamiętam bardzo dobrze.

Mina Matthew rzednie.

-Jesteś stuprocentowo pewny?

Kiwam głową zdecydowanie. Ze wszystkich rzeczy, pochodzenia własnych siniaków jestem akurat "stuprocentowo pewny".

-Coś nie tak? - Nie odpowiada. - Matt.

Espinosa wygląda, jakby był w zbyt wielkim szoku; jakby ktoś go uderzył i nie był w stanie zareagować w żaden sposób.

-To nie byłem ja.

CHLOE'S POV

Budzi mnie dźwięk zamykanej lodówki. Otwieram gwałtownie oczy, ale rozmazane kształty nie tworzą żadnego sensu. Dopiero po chwili odzyskuję świadomość i powoli dociera do mnie, że nie mam pojęcia gdzie jestem. Próbuję wstać, jednak moja głowa od razu opada do tyłu. Obraz wiruje mi przed oczami i czuję, że zaraz zwymiotuję.

Jak się tu znalazłam? Kto mnie tu zaciągnął? Czego ten ktoś ode mnie chce? Rozglądam się spanikowana w poszukiwaniu jakiejkolwiek możliwości wezwania pomocy. Nic. Ściany są szare, gładkie, a podłoga nakryta słabej jakości dywanem. Poza kilkoma rzeczami niewiele można o tym pokoju powiedzieć. Jest tu jeden niewielki regał, ale całkowicie opróżniony, pojedyncza żarówka zwisająca z sufitu, żelazne kraty w oknie wielkości mikrofalówki, a pode mną zniszczona sofa ze sterczącymi sprężynami. To jakieś więzienie, czy jak?

Nagle moje powieki w dziwny sposób znowu stają się niewiarygodnie ciężkie i nie mam siły z tym walczyć, nie mam czasu na panikę. Zasypiam.

   

CAMERON'S POV

-Powiesz mi wreszcie, o co ci chodzi? 

Matthew wpadł w szał. Lepiej nie da się tego określić. Przez krótki moment myślałem, że rzuci się na mnie i zacznie dusić. Zerkam w stronę wzburzonego Espinosy, który biega po pokoju wte i wewte, od czasu do czasu drąc się do bezimiennej osoby po drugiej stronie telefonu.

-Kurwa, Matt. Chyba zasługuję na wyjaśnienie!

Blondyn rzuca telefonem o podłogę i spogląda na mnie z wściekłością w oczach.

-Ostatni raz spuściłem ją z oka, przysięgam. Myślałem, że jesteś odrobinę bardziej odpowiedzialny.

Czekam parę minut, zanim odważam się odezwać na głos. Nie mam pojęcia co się stało, cholernie boli mnie głowa, a jego wrzaski niczego nie ułatwiają. Niech już wreszcie to z siebie wyrzuci. A najlepiej jeśli zrobi to szeptem.

-Matt. O czym powinienem wiedzieć? - pytam łagodnie.

-Problem w tym, że nie powinieneś wiedzieć niczego. Ale Chloe tu kurwa nie ma i to twoja wina. A właściwie to nie, nie twoja. Moja. Powinienem lepiej ją chronić.

-Przed czym? - mamroczę zszokowany. Znowu szumi mi w głowie.

-Nie wiem. - Wlepia pusty wzrok w sufit. - Ktoś chce zrobić jej krzywdę, a ja nawet nie wiem dlaczego. Nic nie wiem. Dostałem tylko ostrzeżenie, że powinienem uważać, żeby przypadkiem nie stała jej się krzywda.

Nie wyznał mi całej prawdy. Mam tą świadomość. Ale wiem również, że jest jakiś powód, dlaczego wszyscy milczą. Jestem tylko zły, że w ogóle piłem. Gdyby nie to, Chloe pewnie nadal by tu była. Mogłem się domyślić... Jeszcze te wczorajsze ostrzeżenia Alexis... Czy Matt jej powiedział? O co chodzi z tym ciągłym ochranianiem Chloe? Nie rozumiem już zupełnie niczego.

Ale najgorsze jest to, że Matthew najwyraźniej nie wie, gdzie ją zabrano.

CHLOE'S POV

Czuję kogoś obecność. Kogoś spojrzenie, kogoś oddech, kogoś dotyk. Powoli rozchylam powieki i widzę zaskoczoną twarz. Odskakuję gwałtownie, a chłopięca sylwetka zrywa się do wyjścia.

-Chwila, zaczekaj.

Dociera do mnie, że poprawiał mi poduszki. Spałam na poduszkach?

Blondyn zatrzymuje się wpół kroku i ogląda przez ramię. Staram się przypomnieć sobie, skąd go znam. Ale, hm, tu mamy mały problem. Nie mam pojęcia kim on jest.

-Jak masz na imię?

Nie odpowiada, tylko chwyta za klamkę.

-Halo.

-Dzień dobry, Chlo. - Niepokoi mnie jego głos. Jest dziwnie zachrypnięty i z całą pewnością zupełnie obcy. Skąd zna moje imię? 

-Wiesz, wolę formę "Chloe" - poprawiam go cierpko i unoszę się do pozycji siedzącej.

-Oh, naprawdę? To akurat interesujące. - Chłopak zbliża się w moją stronę i siada na skraju kanapy. Mimowolnie cała się wzdrygam. - Słyszałem dokładnie na odwrót.

-Kto ci tak powiedział? - Zaczynam coraz bardziej się niepokoić. Nie znam go, więc skąd on zna mnie?

Blondyn chichocze rozbawiony.

-Ty, między innymi.

Muszę wyglądać naprawdę zabawnie, bo ciągle się śmieje.

-Wczorajszej nocy - dodaje dziwnym tonem.

-Spędziłam ją z tobą? - pytam coraz bardziej spanikowana. - Więc na pewno wspominałeś, jak masz na imię.

Wybucha tak głośnym śmiechem, jakbym właśnie opowiedziała najśmieszniejszy dowcip na świecie. Nie podoba mi się spojrzenie, którym raczy mnie od kilku minut.

-Złotko, krzyczałaś je całą noc.

Moje usta bezwiednie się otwierają. Tym razem nawet się nie rumienię, wręcz przeciwnie; krew odpływa z mojej twarzy. Jestem przerażona. Czy ja naprawdę straciłam dziewictwo z jakimś zupełnie obcym kolesiem?

-Gdzie... gdzie jest M... - Coś mi mówi, że nie powinnam wspominać o Matthew. - Gdzie jest mój chłopak?

-Jaki chłopak?

-Cameron - kłamię.

-Oh, on - mamrocze ze smutkiem. - Chciał cię zgwałcić. Mówię poważnie. Znalazłem cię płaczącą na podłodze w łazience, gdy krzyczałaś pomocy. Opowiedziałaś mi o wszystkim, bałaś się wracać do domu, więc wziąłem cię na noc do siebie. Byłaś przerażona, Chloe. 

Cameron?! Jestem skłonna uwierzyć we wszystko, ale nie w to, że Cameron chciał wyrządzić mi krzywdę.

-Jestem Ian. - Uśmiechnął się przyjaźnie, po raz pierwszy sprawiając wrażenie miłego. - Zaraz przyniosę ci śniadanie, a potem odwiozę cię do domu, dobrze?

Kiwam słabo głową.

-D-dobrze.

Wyciąga dłoń i gładzi mnie łagodnie po policzku. Nie odtrącam jego ręki, sama nie wiem dlaczego. Może myliłam się, może Ian wcale nie ma wobec mnie złych zamiarów? W końcu sam dobrowolnie zaproponował mi odwiezienie do domu... A jeśli ma, ale próbuje zyskać moje zaufanie, to tym bardziej powinnam się w miarę podporządkować. Odwzajemniam jego spojrzenie i uśmiecham się delikatnie.

-Dziękuję.

                           ~*~*~*~

Ian nie wraca dość długo i zaczyna męczyć mnie pragnienie. Gdy rozglądam się wokół jeszcze raz, tym razem całkowicie rozbudzona, zauważam szklankę z wodą na malutkim stoliku pod ścianą. Zmuszam się do wstania, pomimo nieznośnego bólu głowy, czołgam się w tamtą stronę i wypijam całą zawartość na raz. Niestety nie gasi to mojego pragnienia, a wręcz przeciwnie - teraz już dłużej nie wytrzymam.

Wystawiam głowę za drzwi i rozglądam się po pustym holu. To mieszkanie wygląda na opuszczone. Nie wiem, jak Ian może mieszkać w tak obskurnym miejscu.

-Um, Ian?

Odpowiada mi głucha cisza, więc powtarzam wołanie.

-Jestem w kuchni! Chodź, prawie skończyłem! - Jego zachrypnięty głos odbija się echem od gołych ścian.

Znajduję go w pomieszczeniu obok, które nazywa "kuchnią" chyba tylko ze względu na znajdującą się tam lodówkę, kuchenkę gazową i zlew. Brak jakichkolwiek szafek, kilka produktów stoi ułożonych na parapecie.

-Nie spodziewałem się gości, sory. - Uśmiecha się przepraszająco.

Siadam na roklekotanym taborecie i obserwuję, jak smaży omlety. Wygląda przy tym cholernie seksownie, a w dodatku kogoś mi przypomina; nic dziwnego, że wczoraj... o mój Boże, nie! Co ja wygaduję?

-Mogą być na słodko?

-Dzięki, ty też.

Wybucha śmiechem.

-Pytałem, czy omlety mogą być na słodko.

Boże.

-Oh, jasne.

Co się ze mną dzieje? 

  

  

Po skończonym posiłku proponuję, że zmyję naczynia, ale Ian zaprzecza stanowczo. Odpowiada, że ma teraz ważniejsze sprawy na głowie i posyła mi wymowne spojrzenie. Opieram głowę o jego klatkę, a on obejmuje mnie ramionami... i naprawdę nie jestem świadoma, kiedy kończę przyparta do ściany.

-Chwila, stop - mamroczę z trudem. - Ja nie...

-Um, jasne - mówi, a mimo to całuje mnie po raz ostatni. - Chodź, odwiozę cię do domu. Pewnie wszyscy się o ciebie niepokoją.

-Taa - burczę. - Pewnie wszyscy śpią jak zabici albo mają zbyt wielkiego kaca, by zauważyć moją nieobecność. 

  

Ian chce podwieźć mnie pod same drzwi. Naciska zbyt mocno, co powoduje, że nabieram podejrzeń i podaję fałszywy adres. Na pożegnanie podaje mi swój numer, "na wypadek gdybym potrzebowała pomocy" i się rozstajemy. Gdy tylko jego samochód znika między budynkami, opadam na kolana. Nie chciałam go całować, dlaczego mu na to pozwalałam? Boże, dlaczego go pocałowałam? Gorzej: dlaczego z nim spałam? Chciałam choć przez moment udawać, że to osoba, którą kocham. Osoba o najpiękniejszych blond włosach na świecie. Ale przecież kolor włosów nie sprawi, że to będzie on... Wybucham głośnym płaczem. A potem robię pierwsze, co przychodzi mi do głowy. Dzwonię do Matthew. 

-OMÓJBOŻECHLOTYŻYJESZ...

Przerywam mu, zanim zdąża powiedzieć cokolwiek więcej.

-Matty, pomocy - łkam. - Zrobiłam coś naprawdę głupiego.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Drama tajm is kamin

Wpadnijcie przeczytać opowiadanie turbopiggy o Meciu pod tytułem "Whatever you do" dopiero zaczyna, ale zapowiada się serio super, byłoby jej miło gdybyście zostawili swoje opinie itd ;) z góry dzięki

do następnegooo

@bemylukeeey

Lanjutkan Membaca

Kamu Akan Menyukai Ini

185K 6K 45
~ Byliśmy głupcami, którzy nadepnęli na cienki lód, myśląc, że mając siebie, mają wszystko. Szkoda, że rozpalając swoje lodowate serca, zapomnieliśmy...
363K 10.2K 35
Dwudziestoletnia Laura dostaje zaproszenie do posiadłości pewnego dziedzica fortuny. Czy odważy się i pójdzie? Czy zwykły bal charytatywny przerodzi...
12.4K 1.1K 22
Wielka przygoda z dramą w tle. Charlie, uczestniczka z Polski, wchodzi w świat Eurowizji z przytupem. Jest pewna siebie, ciesząc się z tego wielkiego...