(NOT) NORMAL LIFE [Zawieszone]

By mar_pam

454 86 15

To dość skomplikowane. Historia o grupie nastolatków zmagających się z problemami, które niektórych mogłyby... More

POSTACIE
Prolog + zwiastun
1 - Tylko jej nie zgwałć
2 - Ty nie potrafisz po cichu
3 - Czy ty myślisz, co robisz?
4 - Zaskocz mnie
6 - Skarbie, masz wypieki
7 - Ja tu się dopiero rozkręcam
8 - Czekałem na to...

5 - Wszystko w porządku?

38 8 4
By mar_pam

W sobotni poranek, Rose została zbudzona przez piękny zapach gofrów, który wypełnił jej pokój. Przeciągając się, wciągnęła powietrze nosem, a na myśl co ją czeka na śniadanie, na jej twarzy namalował się uśmiech. Mozolnie wstała z łóżka i nałożyła swoje kapcie jednorożce, a następnie poczłapała do kuchni.

- Mmm... jak pysznie pachnie - podeszła do kobiety, która stała przy gofrownicy i dała jej całusa w policzek. - Dzień dobry mamuś.

- Dzień dobry kochanie. Z czym zjesz gofry?

- Jeden z nutellą i bananem, a drugi z bitą śmietaną i truskawkami - matka spojrzała zaskoczona na córkę, a blondynka tylko niewinnie się uśmiechnęła. - No co... dawno nie jadłam twoich wyśmienitych goferów.

- Sama jesteś jak ten gofer - odparła, puszczając oko córce.

- Widzę, że ktoś tu ma dobry humor. Idealny moment, żeby ci coś powiedzieć! Pod koniec tego roku jest wycieczka do Waszyngtonu. Mogę pojechać, prawda?

- No nie wiem, to trochę daleko - dziewczyna zrobiła minę szczeniaczka. - Ta minka już dawno przestała na mnie działać, skarbie. Możesz jechać. W sumie nie wiadomo, kiedy taka okazja miałby się powtórzyć.

- Dziękuję! Kocham cię, mówiłam ci już to?

- Ja ciebie też kocham - wypowiadając te słowa, podała córce śniadanie, a ta podziękowała jej wdzięcznym uśmiechem - zostało trochę truskawek, więc może zrobimy wspólnie ciasto? - zaproponowała.

- Pewnie! Pani Collins pytała o ciebie ostatnio i poprosiła, żebym ci przekazała, że czeka na odwiedziny.

- Ach, Kim. Dawno się z nią nie widziałam. Może wybierzemy się do nich na kawę?

- I weźmiemy ciasto! - uśmiechnęła się Rose, wkładając ostatni kęs gofra do buzi. Odłożyła brudne naczynia do zmywarki. Elizabeth w tym samym czasie zaczęła wyjmować potrzebne produkty do przygotowania ciasta.

- Rose, nastaw piekarnik na sto osiemdziesiąt stopni i rozpuść czekoladę z masłem w kąpieli wodnej, a ja ubiję jajka z cukrem.

- W jakiej kąpieli? - spytała Rose.

- Wodnej! I ty śmiesz nazywać się moją córką - powiedziała kobieta opierając dłonie na biodrach.

- Przecież wiem co to znaczy, żarty sobie robię. Matula najlepszy cukiernik, to jak ja bym mogła takich rzeczy nie wiedzieć.

- Nie gadaj tyle tylko rozpuść to, bo musi jeszcze wystygnąć.

Rose nalała do garnuszka trochę wody, położyła na niego miseczkę i wrzuciła dwie tabliczki czekolady oraz kostkę masła. Elizabeth natomiast ubijała trzy jajka z niecałą szklanką cukru na prawie, białą puszysta masę. Po rozpuszczeniu czekolady I masła Rose zaczęła studzić masę, mocząc miskę w zimnej wodzie. Gdy już to zrobiła, wlała czekoladę do jajek wolnym strumieniem, a matka cały czas miksowała. Po połączeniu się składników dosypała mąkę i delikatnie zmiksowała, na końcu wrzucając truskawki i mieszając całość łyżką. Wlała całą masę do blaszki wyłożonej papierem do pieczenia.

Rose, trzymając w różowych rękawicach kuchennych blaszkę, umieściła ją w piekarniku, którego to drzwiczki zamknęła Elizabeth i ustawiła timer na trzydzieści pięć minut.

- Idę się przyszykować. - powiedziała do matki, ściągając rękawice i kierując się w stronę schodów.

Będąc już w swoim pokoju, podeszła do okna i je delikatnie otworzyła. Pogoda była piękna - bezchmurne niebo i zero wiatru. W tamtym momencie była wdzięczna, że mieszka w takim miejscu, bo nie znosiła zimna. Wyjęła z szafy swoją ulubioną, błękitną sukienkę przed kolano. Zdobiły ją małe, haftowane stokrotki, a to co Rose uwielbiała w niej najbardziej, to cienkie ramiączka, które wiązało się w kokardki. Położyła ją na łóżku i szybko zdjęła z siebie pobrudzone mąką ubrania. Ruszyła do łazienki, aby wziąć szybki prysznic.

Po kilkunastu minutach wróciła do pokoju owinięta w ręcznik, rozczesując swoje splątane, długie włosy, a jej wzrok spoczął na wibrującym na biurku telefonie. Podeszła do niego, unosząc brew.

Alex

Wybieram się z Katie na basen. Chcesz pójść z nami?

Rose

Nie mogę, mam plany z mamą.

Odłożyła telefon, uśmiechając się delikatnie. Zrobiło jej się miło, że o niej pomyślał. Może jednak nie był taki zły?

Alex

Twoja strata.

Przewróciła oczami, szybko wyrzucając z głowy to, o czym przed sekundą pomyślała. Włożyła sukienkę i zabrała się za przeszukiwanie swojej kosmetyczki. Było gorąco, więc zdecydowała się jedynie na pomalowanie rzęs i nawilżenie ust pomadką. Przełożyła włosy na jeden bok i biorąc w dłoń swoje białe trampki, wyszła z pokoju.

- Gotowa? - usłyszała głos swojej matki, dobiegający z korytarza.

- Tak, właśnie schodzę. Mamy idealne wyczucie czasu - zaśmiała się Rose.

Elizabeth stała przy drzwiach, trzymając w dłoniach ciasto. Uśmiechnęła się na odpowiedź córki i wspólnie ruszyły w kierunku domu sąsiadów.

- Elizabeth! Wieki cię nie widziałam! Dobrze wyglądasz - krzyknęła radośnie Kim Collins, która otworzyła drzwi. - Wchodźcie!

- Cześć Kim. Ostatnio miałam trochę więcej pracy. Proszę, zrobiłyśmy z Rose ciasto - odpowiedziała kobieta, podając sąsiadce talerz z pięknie pachnącym wypiekiem.

- Jak będziesz mi za każdym razem przynosić ciasto, to możesz mnie odwiedzać raz na jakiś czas - zażartowała Kim, kierując się w stronę pokoju dziennego. - Lucas! Alice! Chodźcie na dół! - krzyknęła.

Salon rodziny Collins połączony był z jadalnią. Na dużym narożniku wylegiwał się Trevor Collins, popijając lemoniadę.

- Wstawaj i przynieś szklanki i talerzyki dla wszystkich - rzuciła do męża, nie przestając się uśmiechać. Ten, nie chcąc się sprzeciwiać żonie, przywitał się radośnie z gośćmi i ruszył do kuchni. Po chwili wrócił, niosąc na srebrnej tacce to, o co poprosiła kobieta i dużą karafkę, pełną zimnej lemoniady. Cała reszta siedziała już przy stole i wesoło rozmawiała.

- Słyszałaś o wycieczce do Waszyngtonu? - spytała pani Collins.

- Tak, dzisiaj rano Rose mnie ubłagała, żeby pojechać - zaśmiała się Elizabeth, kręcąc głową.

- A niech jadą i korzystają, są przecież młodzi. Sami tacy byliśmy - odpowiedział Trevor.

Nastolatkowie po pewnym czasie siedzenia przy stole z dorosłymi stwierdzili, że pójdą na górę. Siedzieli grupką w kółku na dywanie oraz rozmawiali o wszystkim i o niczym, ale głównym tematem ich rozmów były nadchodzące wakacje.

- Jedziemy gdzieś? - zapytała blondynka

Słowa dziewczyny wyrwały Rose z myślenia o projekcie z biologii i zaczęła zastanawiać się nad zadanym pytaniem. Czy oprócz wyjazdu z przyjaciółmi miała inne plany? Jej matka zapewne nadal będzie zapracowana i będzie często wyjeżdżać, a ona będzie siedzieć pomiędzy czterema ścianami swojego pokoju i czytać książki.

- Przecież wyjeżdżamy ekipą do naszego domku za miastem. Pamiętacie? - odezwał się Lucas.

- No tak! Już sobie wyobrażam, co będziemy tam robić.

Po godzinie siedzenia na górze, rozmowę przerwał wchodzący do pokoju ojciec Alice i jej brata.

- Dzieciaki co powiecie na wycieczkę na basen? - zapytał wesoło.

- Extra, ale kiedy? - odparli chórem.

- Za godzinę, więc zacznijcie się szykować - powiedział i wyszedł.

Dopiero po chwili dotarło do nich, co się dzieje i każdy w biegu ruszył w swoją stronę.

Rose z matką poszły do swojego domu. Kiedy dziewczyna znalazła się w swoim pokoju, zaczęła przebierać w szufladach swojej komody, w poszukiwaniu konkretnego stroju.

***

Rose i Alice w biegu przeszukiwały sklepy na lotnisku, szukając stroju kąpielowego. Za piętnaście minut miały się zjawić na odprawie, bo leciały na wycieczkę. Jak na złość Rose zapomniała stroju, a przypomniała sobie dopiero po dotarciu na lotnisku.

- Rose, zobacz! - krzyknęła Alice do przyjaciółki, trzymając w ręku turkusowy materiał.

- Jest świetny! Idę przymierzyć - powiedziała Rose i już chciała iść do przymierzalni.

- Nie mamy czasu. To twój rozmiar, więc powinien być dobry. Leć szybko do kasy i wychodzimy, bo nam samolot ucieknie! - powiedziała Alice, pchając wręcz dziewczynę w stronę lady z kasami.

***
Kiedy Rose trzymała przed sobą już przed sobą to czego szukała pomyślała, że dobrze zrobiła słuchając się wtedy na lotnisku Alice, bo był to jej ulubiony strój. Spakowała go do torby oraz kilka innych potrzebnych rzeczy i zbiegła po schodach na dół, po czym udała się pod dom sąsiadów.

Po chwili wszyscy znajdowali się już w samochodzie. Prowadzący auto tata Alice, oznajmił, że zostało im jeszcze niecałe dziesięć minut drogi. To zdanie wywołało u wszystkich jeszcze szersze uśmiechy. Zgodnie z tym co powiedział, już po chwili stali na dużym parkingu. Gdy mężczyzna wyłączył silnik, przyjaciele wysiedli z samochodu.

Na całe szczęście nie było kolejki przed wejściem, więc szybko zapłacili za bilety i dostali kluczyki do szafek. Wszyscy migiem zaczęli się przebierać i zakładać na nadgarstki kluczyki będące rownież opaskami na rękę.

- Chodźcie już! - krzyczał Lucas.

Rose przewróciła na niego oczami, ale i tak przyspieszyła zakładanie stroju kąpielowego. Już po chwili dołączyła do reszty.

- No to, jak już wszyscy jesteśmy gotowi, chodźmy! - po raz kolejny krzyknął Lucas.

Jeszcze zanim mogli się świetnie bawić w przeróżnych basenach, poszli na chwilę pod zimne prysznice, oczywiście każdy do części przeznaczonej dla danej płci. Przyjaciele świetnie razem się bawili, chlapali się, skakali na bombę do wody albo zjeżdżali na każdej zjeżdżali co najmniej kilka razy.

Rose była właśnie w trakcie relaksowania się w jacuzzi, kiedy usłyszała za swoimi plecami znajomy głos.

- I jak tam plany z mamą?

Odwróciła się w stronę Alexa, który obserwował ją z dziwnym błyskiem w oku i zaciśniętą szczęką.

- Byłyśmy u Collinsów, kiedy ich ojciec zaproponował basen - mruknęła zaskoczona jego tonem - a gdzie Katie?

- Źle się poczuła i została w domu. Przyszedłem na basen sportowy.

- Nie wiedziałam, że trenujesz.

- Dawno tego nie robiłem - odpowiedział w momencie, w którym Rose zaczęła wychodzić z jacuzzi. Zlustrował jej sylwetkę, a kąciki jego ust nieznacznie się uniosły. - Ładny strój.

- Dzię- nagle przerwała w połowie, łapiąc się za głowę.

- Wszystko w porządku? - zapytał, podchodząc do dziewczyny i podtrzymując ją za łokieć.

- Po prostu zakręciło mi się w głowie. Chyba za szybko wstałam - odpowiedziała, podnosząc na niego wzrok. Ich spojrzenia się spotkały, a Alex przełknął widocznie ślinę. Puścił jej rękę i odsunął się o krok.

- Długo tu już jesteście? Może powinnaś wyjść?

- W sumie mija już pięć godzin. Muszę znaleźć resztę - zaczęła się rozglądać, zauważając parę przyjaciół, którzy byli w trakcie zjeżdżania ze zjeżdżalni dla dzieci. Zaśmiała się na ten widok.

- Ja już uciekam. Powinienem sprawdzić jak się ma Katie. Do zobaczenia, Turner.

- Cześć, Alex - odpowiedziała z lekkim uśmiechem.

*

Sobotni wieczór Alex spędzał nieco spokojniej, niż jego znajomi, bo na zabawie z Katie. Siedzieli na dywanie u niej w pokoju i układali puzzle z ulubionej bajki z dzieciństwa dziewczyny - "Krainy lodu".

- Alex chce mi się pić. Przyniósłbyś mi proszę soku? - zapytała Katie.

- Pewnie Młoda. Pomarańczowy może być? - zapytał chłopak, podnosząc się ze swojego miejsca.

Schodząc po schodach, usłyszał otwieranie się drzwi wejściowych. Wyjrzał na korytarz i ujrzał siostrę obładowaną zakupami, której natychmiast podszedł pomóc.

- Cały sklep wykupiłaś? - zapytał pół żartem, pół serio z uśmiechem na ustach.

- Dostałam wczoraj wypłatę, więc stwierdziłam, że zrobię małe zapasy - powiedziała Kathrine, odstawiając siatki na kuchenny blat.

- Pomóc ci to rozpakować?

- Nie, idź do Katie i powiedz jej, żeby nie jadła już słodyczy, bo kolacja będzie za godzinę - powiedziała dziewczyna, odwracając się tyłem do lodówki.

- Się robi szefowo - powiedział Alex, udając, że salutuje.

Chłopak miał już wychodzić z kuchni, kiedy przypomniał sobie o pewnej sprawie...

- Możemy porozmawiać, kiedy Katie zaśnie?

- Pewnie, ale mam nadzieję, że nie wpakowałeś się w żadne kłopoty? - zapytała ze strachem w oczach szatynka.

- Nie, no co ty - puścił jej oczko i z sokiem dla Katie ruszył na górę.

Rodzeństwo wspólnie zjadło kolację, wszyscy się wykąpali i zasiedli przed telewizorem obejrzeli jakąś komedię, a gdy Katie poszła już do swojego pokoju starsze rodzeństwo zaczęło rozmawiać tak jak planowali wcześniej.

- Katherine, bo mam sprawę o której chciałbym cię poinformować. - powiedział, do dziewczyny Alex.

- O co chodzi? - odpowiedziała, patrząc na niego.

- Bo chciałbym pójść do pracy, żeby oddać ci pieniądze za tą wycieczkę i chciałbym cię spytać o radę, wiesz może gdzie mogę zacząć pracę? - wyjaśnił.

- Alex, ty nie musisz iść do pracy, przecież mamy w domu wystarczająco dużo pieniędzy. - uśmiechnęła się lekko w jego stronę.

- Nie wygłupiaj się, pożyczyłem je od ciebie, to teraz jestem zobowiązany ci je oddać. - wypowiedział te słowa, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.

- Dobra, skoro już tak bardzo chcesz pracować, to nie będę cię trzymać. - westchnęła zrezygnowana.

- A masz jakiś pomysł gdzie mógłbym pracować?

- Na pewno nie do jakiejś bardzo męczącej, w końcu jeszcze chodzisz do szkoły. - powiedziała szybko. - Może mógłbyś się zgłosić do rozdawania ulotek? - dodała pytanie.

- Rozdawanie ulotek? - spojrzał na nią i uniósł brew. - Mi chodzi o porządną pracę, a nie rozdawanie ulotek.

- No to może zaczniesz pracować w piekarni albo w jakimś sklepie spożywczym? - odezwała się, po chwili namysłu.

- W sumie pracowanie w piekarni, to wcale nie głupi pomysł. Dzięki siostro. - uśmiechnął się i zamknął Katherine w szczelnym uścisku.


Dziękuję za pomoc ittzpatrycjaaa

Continue Reading

You'll Also Like

11.9K 266 16
Osiemnastoletnia Aurora ma na głowie zdecydowanie więcej trosk niż przeciętna nastolatka. Dziewczyna aby zapomnieć o złych duchach przeszłości, które...
119K 2K 169
Hejo, wrzucam tutaj opowiadanie z rodziną monet. Czasem jest Instagram i zdjęcia ale głównie jest opowiadanie.
605K 16.6K 56
,,𝐏𝐫𝐚𝐰𝐝𝐚̨ 𝐛𝐲ł𝐨 𝐭𝐨, 𝐳̇𝐞 𝐛𝐲𝐥𝐢𝐬́𝐦𝐲 𝐣𝐚𝐤 𝐝𝐰𝐢𝐞 𝐳𝐚𝐠𝐮𝐛𝐢𝐨𝐧𝐞 𝐝𝐮𝐬𝐳𝐞. 𝐃𝐰𝐢𝐞 𝐳𝐚𝐠𝐮𝐛𝐢𝐨𝐧𝐞 𝐝𝐮𝐬𝐳𝐞 𝐬𝐳𝐮𝐤𝐚�...
255K 9.2K 21
Dla Cartera muzyka jest całym życiem. Gdy rodzice zabraniają mu udziału w konkursie dla młodych talentów z powodu złych ocen chłopak nie zamierza się...