Perfect Storm /larry tłumacze...

By stylezluuving

62.7K 5.2K 8.4K

Co robisz, kiedy twój najlepszy przyjaciel prosi ciebie i twojego (obecnie) byłego, żebyście zostali świadkam... More

"It's just easier to be mad." 1.1
"It's just easier to be mad." 1.2
"It's just easier to be mad." 1.3
"It's just easier to be mad." 1.4
"It's just easier to be mad." 1.5
"It's just easier to be mad." 1.6
"It's just easier to be mad." 1.7
"It's just easier to be mad." 1.8
"It's just easier to be mad." 1.9
"Fight back." 1.1
"Fight back." 1.2
"Fight back." 1.3
"Fight back." 1.4
"Fight back." 1.5
"Fight back." 1.6
"Fight back." 1.7
"Fight back." 1.8
"Fight back." 1.9
"Fight back." 1.10
"Fight back." 1.12
"Fight back." 1.13
"Fight back." 1.14 (ostatnia)

"Fight back." 1.11

2.2K 205 535
By stylezluuving

Louis budzi się następnego ranka, czując się chwilowo oszukanym przez myślenie, że jest szczęśliwy. Może poczuć ciepło Harry'ego obok siebie, może poczuć zapach jego wody kolońskiej, przypomina sobie sposób, w jaki Harry całował go i pieprzył i dotykał go, dopóki poranne słońce nie pojawiło się za chmurami i wtargnęło przez okna. Zamyka swoje oczy, nie potrafiąc zdecydować czy chce wymazać ostatnie 24 godziny, czy się nimi rozkoszować.

Przekręca się i dostrzega, że Harry już siedzi, pościel zebrana wokół jego talii, bez koszulki, włosy zaczesane za jego uszy. Harry spogląda w dół, kiedy słyszy jak Louis sie budzi i słabo się uśmiecha.

- Hej.

Louis wymusza uśmiech. - Co robisz?

Wzrusza ramionami, przejeżdżając palcem po rąbku pościeli. - Myślę.

- Nie możesz tego robić leżąc?

- Nie, chrapałeś mi w twarz i było to irytujące.

Szczypie udo Harry'ego przez pościel. - Spierdalaj.

Harry śmieje się, przejeżdżając kciukiem po knykciach Louisa. - Zawsze ranny z ciebie ptaszek.

Jest to boleśnie znajome i przez sekundę Louis niemalże oczekuje, aż Harry wstanie z łóżka i wyciągnie bluzę z ich szafy, pójdzie do kuchni i zrobi im obu kawę. Może wypożyczy film, może stawi czoła mroźnej pogodzie w Denver i pójdzie po pączki - idealny niedzielny poranek w styczniu.

Kręci głową, siadając obok Harry'ego. Jego głowa pęka. - Ile mamy czasu do wymeldowania się?

- Dwie godziny - Harry wskazuje w stronę drzwi. - Muszę iść do swojego pokoju i spakować resztę rzeczy.

- Och, tak. Zapomniałem, że masz inny pokój.

- Ja też - kładzie swoją dłoń na kolanie Louisa. - Lou.

Wie, co Harry zamierza powiedzieć i jest na to za wcześnie. Jeszcze nic nie jadł, nie wypił żadnej kofeiny, jest zbyt cholernie zmęczony pod każdym względem, by przybrać swoją waleczną minę. Nie może tego zrobić. - Przestań.

- Zapomniałem, że mam inny pokój ponieważ to - mówi, gestykulując pomiędzy nimi, całkowicie ignorując prośbę Louisa, - jest najbardziej naturalną rzeczą. Jakbym powinienem tu być.

- Z wyjątkiem tego, że nie jesteś - Louis wstaje z łóżka, nagle bardzo świadomy faktu, że jest nagi. Obraca się, dopóki nie znajduje swoich bokserek na podłodze i wkłada je, wzrok Harry'ego jest na nim przez cały czas. - Powiedziałem ci na korytarzu, Harry. Ostatnia noc była końcem.

- Nie. Nie, to nie może być koniec - odpowiada, głos brzmi tak, tak słabo, niedowierzanie wypisane w każdej części. - Jesteśmy Harrym i Louisem.

Louis zaciska swoją szczękę. - Ty jesteś Harrym. Ja jestem Louis. Oddzielnie. Ten statek odpłynął. Po prostu jesteś pochłonięty ślubem. To było romantyczne i piliśmy alkohol i to wszystko. To nic nie znaczyło - nawet on słyszy jak słabo to brzmi. - Nie możemy po prostu przespać się ze sobą i udawać, że wszystko jest naprawione. To był moment słabości, okej? To tyle.

Harry kręci głową, zanim Louis kończy mówić. - To kłamstwo i ty o tym wiesz.

- To powrót do rzeczywistości. Powrót do... - próbuje przełknąć; jego gardło boli. - Powrót do próbowania, by ruszyć dalej. Skończyliśmy udawać.

- Nie. Nie - Harry ściska pościel w swojej dłoni, jakby potrzebował się czegoś trzymać. - Przestałem udawać w momencie, kiedy obudziłem się obok ciebie drugiego poranka. Udawałem przez cały rok - że było ze mną w porządku, że byłem szczęśliwy - i potem jeden tydzień z tobą i już niczego nie udaję. To naprawdę było tak proste.

- Harry, co do cholery, nie. To nie jest tak proste. Nie możesz całować mnie i tańczyć ze mną i kupować mi śniadania i mówić, że wszystko jest magicznie naprawione. To tak nie działa. Musimy to skończyć i musimy ruszyć dalej i dlaczego do kurwy wybierasz, żeby robić to teraz, podczas naszego ostatniego pieprzonego dnia tutaj, Chryste.

- Bo nie dałeś mi innego wyboru. To jakby musiałem przyprzeć cię do muru. Powiedziałeś najwięcej od roku.

Louis nic nie mówi; został przyłapany. Harry kontynuuje.

- Ten ostatni rok, wszystko co robiłem to tęsknienie za tobą i czuję, jakbym miał cię ponownie. Nie mogę ponownie z tobą zerwać. Nie mogę przechodzić przez to ponownie. Nie jestem wystarczająco silny. Ledwo mogłem zrobić to za pierwszym razem - kręci głową, jakby to miało sprawić że Louis zmieni swoje zdanie. - Nie sądzę, że mogę wyrazić jak bardzo za tobą tęsknię. To jak... ciągle po ciebie sięgam i ciebie tam nie ma i czuję jakbym ledwo dawał sobie radę bez ciebie.

- To jest takie niesprawiedliwe - szepcze Louis. - Żebyś to teraz robił. Miałeś miesiące, żeby coś powiedzieć i zdecydowałeś, że teraz jest odpowiedni czas? Dwie godziny przed tym, jak mamy wyjechać stąd i wsiąść razem do samolotu? Po tym całym gównie, przez jaki przeszliśmy przez ostatni tydzień? Kurwa. - Zaciska swoje dłonie w pięści. - I nie dawaj mi tej przemowy. Ty jesteś tym, którym mnie zostawił.

- Nie chciałem, Louis - odpowiada, brwi zmarszczone. - Nigdy nie chciałem.

- Okej, super i to sprawia, że jest lepiej. Świetnie, czas się cofnął i wciąż jesteśmy razem. Dobra robota, Styles.

- Nie musisz taki być.

- Jaki być? Zły? Zirytowany? Tak zraniony, że nie mogę racjonalnie myśleć? Bo tak, myślę, że wolno mi 'być takim'. Zerwałeś ze mną i zostawiłeś mnie samego w zbyt dużym mieszkaniu i naszym kotem, który wiesz że bardziej ciebie lubi i zbyt wieloma zdjęciami i płytami i, i... - przeyrwa, dłonie wciąż ściśnięte po jego bokach, teraz jeszcze mocniej. Jego całe ciało jest na krawędzi. - I potem przyjechaliśmy tutaj i udawaliśmy, że jesteśmy tacy jak kiedyś i będę musiał spędzić kilka tysięcy nieprzespanych godzin by wrócić do miejsca, gdzie nie zalewam się łzami na wspomnienie o twoim pieprzonym imieniu.

Harry ciężko oddycha, jego oczy czerwone, nozdrza rozszerzone. - Wszystko co stało się pomiędzy nami przez ostatnie osiem dni są tym, za czym tęskniłem przez tak, tak długo - brzmi lekko desperacko, lecz łagodnie, jakby próbował nie przestraszyć Louisa. - Zrobiłem błąd. I teraz mam jasność. Jestem pewny.

- Dobrze dla kurwa ciebie, Harry - mówi Louis, kręcąc głową. - Miałem jasność od pięciu lat co do ciebie. I potem przechodzimy przez trudny okres i ty się do cholery wycofujesz. Nawet o nas nie walczyłeś.

- Czekaj, nie - Harry wstaje z łóżka, znajdując swoją parę bokserek, stając przed Louisem. - Ty też nie walczyłeś, Louis. Ja mogłem powiedzieć to na głos, ale obaj zakończyliśmy to miesiące wcześniej. Po prostu miałem pieprzoną odwagę by to powiedzieć.

- Pieprz się - mówi pod nosem, klatka piersiowa unosi się i opada. - Poważnie, pieprz się.

- Nigdy nie powiedziałeś cholernego słowa od miesięcy - kontynuuje Harry. - I potem kiedy powiedziałem ci, że chcę się wyprowadzić, ty powiedziałeś 'okej'. To wszystko, co miałeś do powiedzenia. Czy masz jakiekolwiek pojęcie co to mi zrobiło? Nie obchodziło cię to i ja po prostu... ty też nie walczyłeś - powtarza, tym razem bardziej bojaźliwie. - Louis, jak miałem naprawić to, kiedy ty mi nie pozwalałeś? Nie chciałeś mnie dopuścić. Ciągle mnie odpychałeś i wciąż nie wiem dlaczego.

- Nie dopuszczałem do siebie faktów, okej?! - krzyczy Louis, słowa wydostają się z jego ust, zanim jest nawet w stanie je przemyśleć. - Bałem się przyznać, że musieliśmy siebie naprawić, bo to oznaczało, że było coś do naprawy. Nie chciałem o tym słyszeć. Za bardzo się bałem ciebie stracić i wariowałem przez możliwość, że tak może się stać. I potem i tak cię do cholery straciłem. To była przegrana sytuacja, nie ważne co - bezmyślnie przejeżdża dłońmi po swoich udach. - Nie mogłem zmusić się do mówienia. To było jakbym dławił się słowami i nic nie wychodziło i mój Boże, nigdy tak się nie bałem, ani nie czułem tak cholernie bezsilnie w całym swoim życiu.

Harry przytakuje, zamykając oczy. - Rozumiem to, Lou. Ja też się czułem w ten sposób. Ale przebrnąłem przez ten nieprawdopodobny, okropny, pieprzony strach i próbowałem o ciebie walczyć. I to wyglądało jakbyś nie chciał, żeby o ciebie walczono. To wtedy zacząłem się poddawać. To wtedy odszedłem. Potrzeba dużo odwagi żeby przyznać, że myślisz że zawalasz i potrzebujesz pomocy i kiedy próbowałem, ty mnie do cholery zignorowałeś. Możesz mówić, że złamałem ci serce, ale moje było złamane dużo wcześniej - kiedy ponownie otwiera swoje oczy, są jasne. Są wściekłe. Są zranione. - Nie próbowałeś, więc ja też nie. To nie była tylko moja wina i wiesz o tym.

- Okej, nie - zaczyna Louis, myśląc jak Harry bardzo się myli. Wraca myślami do załamania po odejściu Harry'ego, jak Harry wyraźnie nie jest świadomy że Louis mógł jedynie wyrzucić z siebie okej, bo jeśli próbowałby powiedzieć cokolwiek innego, przestałby oddychać. Louis nie zamierza mu o tym powiedzieć. Nie jest mu to winny. - Rozpadaliśmy się od miesięcy, ale nigdy od ciebie nie odszedłem, bo myśl bycia zagubionym obok ciebie była o wiele lepsza, niż bycie zagubionym bez ciebie. - Spogląda na sufit, jakby miał znaleźć tam odpowiedź, czekającą na niego. - Zrezygnowałeś ze mnie. Zrezygnowałeś z nas. I to nie jest tym, czym jest związek. To powinna być ciężka praca, ale powinniśmy robić to razem, nie uciekać kiedy to nas przerasta. To nie jest to, czym byliśmy. Zawsze byliśmy do tego lepsi, zawsze inni - Louis oblizuje swoje wargi. - Albo może nie.

Przenosi swój ciężar z nogi na nogę, patrząc na dywan. - Postradałem swoje pieprzone zmysły, Louis. Zjebałem tak bardzo. Nie mogłem znieść już tej ciszy i ty nigdy nie próbowałeś jej przełamać i zjebałem. Nie wiedziałem co innego mam zrobić.

Louis przytakuje, bezmyślnie drapiąc się po ręce. - Zawsze byłeś tym pewnym, zawsze tym, który troszczy się o wszysko i upewnia się, że było ze mną dobrze i nigdy nie musiałem się o nic martwić, bo miałem ciebie - Harry teraz patrzy na niego, ale Louis nie może nawiązać kontaktu wzrokowego. - Kiedy po raz pierwszy cię poznałem, zajęło mi to kilka tygodni by wiedzieć, że będziesz w moim życiu na zawsze. Jakby, nigdy nie miałem żadnych wątpliwości. Byłbyś ze mną tak czy inaczej. I spójrz na nas - czuje się całkowicie żałośnie, stojąc przed swoim byłym, półnagi i stojąc na odległości wyciągniętej ręki, wystarczająco daleko żeby nie dotykać, już nie wolno mu było tego robić. - Szkody są zbyt wielkie żebyśmy kiedykolwiek wrócili tam, gdzie byliśmy.

Harry chwilę czeka, potem przytakuje, zaciskając wargi. Jego policzki są różowe i Louis wie, że próbuje nie płakać. Nie wspomina o tym. - Masz rację - mówi, głos napięty. - Poddałem się. Nie wiedziałem jak nas naprawić, więc odszedłem. Jak pieprzony tchórz. Wiesz jak głupio się czuję? Louis. - Bierze krok do przodu, jego oczy w końcu lśnią. - Jestem tak w tobie zakochany, czuję jakbym nie mógł oddychać. Jesteś powodem dla wszystkiego co robię. Naprawię szkody. Zmienię to. Pozwól mi to zrobić. Przepraszam. Tak bardzo przepraszam. Pozwól mi spróbować. Proszę.

- Przestań - ostrzega Louis, głos drży. - Proszę przestań.

- Co do kurwy sobie myślałem? - pyta, brzmiąc lekko histerycznie. - Jestem tak wściekły przez cały czas, bo to jakby moje życie nie jest nawet dla mnie już realne. Nie jest do cholery realne, dopóki ciebie tam nie ma, dopóki nie dzielę go z tobą. Kurwa, po prostu. Mój Boże, Louis, nawet kiedy cię nienawidzę, nawet kiedy nie mogę na ciebie patrzeć, kocham cię tak bardzo. Jesteś, jakby, snem, z którego nigdy nie chcę się obudzić. Nie opuszczę tej wyspy, dopóki nie wrócę z tobą do domu - błaga, głos drży. - Kocham cię, okej? Jestem w tobie zakochany i nie chcę robić tego bez ciebie.

Louis nie zdaje sobie sprawy z tego że płacze, dopóki nie może poczuć soli na swoich wargach. - Ja ciebie też kocham - szepcze, bo to nigdy nie było problemem i najprawdopodobniej nigdy nie będzie. Kochanie Harry'ego jest najłatwiejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek zrobił. - Ale Harry, nic się nie zmieniło.

- Ja chcę to zmienić.

- Wciąż uczysz trzy razy w tygodniu? I potem fotografia w weekendy? I pisanie w każdej wolnej chwili, którą masz?

Oczy Harry'ego są załzawione. - Tak.

- I czy ja jestem po uszy w szkole medycznej? Plus praca 35 godzin w tygodniu? Plus staż w szpitalu?

Długa pauza. - Tak.

- Zatem nie ma nic co możesz zrobić, by to zmienić. Wszystko jest dokładnie takie samo. Utknęliśmy. To jest... Jest jak jest.

Harry przejeżdża kciukiem pod swomi oczami, zbierając łzy, gwałtownie wdychając powietrze. - Nie mów takich rzeczy i nie udawaj, że to tylko ja przestałem walczyć - szepcze. - Ty najwyraźniej również to zrobiłeś.

Louis przełyka, krzyżyjąc swoje ramiona na klatce piersiowej, nagle jest mu zimno i skóra pokryta jest gęsią skórką. Nie chce już tego robić. Musi wziąć prysznic i się spakować i znaleźć Liama i się pożegnać, to wszystko podczas gdy udaje, że nie spędził całej nocy w objęciach swojego byłego, cały ranek na kłótni i płakaniu razem z nim. - Muszę znaleźć wszystkie swoje rzeczy - mówi, rozglądając się po pokoju. - Musimy się niedługo wymeldować. Potrzebuję banana, albo bajgla, albo czegoś. Nie wiem. Mówię bez sensu.

- Lou...

- Nie. To jest skończone, okej? To musi być skończone. Po prostu wróć do swojego pokoju i spakuj się i spotkamy się przy taksówce.

- Louis, proszę - szepcze Harry, oczy krążą po twarzy Louisa.

Louis może poczuć świeże łzy spływające po jego twarzy; nic z nimi nie robi. - Zniszczyłeś mnie, kiedy odszedłeś - mówi, głos ledwo słyszalny. - Jestem zmęczony ciągłym byciem smutnym i złym i tęsknieniem za tobą i jedyną rzeczą, którą teraz możemy zrobić jest pójście do przodu. Nasza sytuacja się nie zmieniła, okej. Nie zmieniła się. Ja... Muszę się z powrotem pozbierać w całość i nie mogę zrobić tego w taki sposób. Proszę. - Nie wie już o co prosi, ale po prostu potrzebuje, by Harry mu to dał.

Harry zamyka swoje oczy, ramiona opadnięte, wyglądając na nieznośnie małego i Louis walczy z chęcia przyciągnięcia go w swoje ramiona, w sposób w jaki robił to przez ostatnie pięć lat po kłótni, albo po złych wieściach, albo gdy po prostu chciał dotyku, zawsze chciał dotyku. - Spotkamy się w lobby - mówi, głos załamuje się na ostatnim słowie.

Louis przytakuje, serce dziko wali w jego piersi.

Zabrakło mu słów.





Louisowi nie zajmuje to długo, by wszystko zebrać i zapiąć w swojej walizce; chce się wydostać z tego pokoju tak szybko jak to możliwe, nie chce się odwracać. Po drodze do lobby zatrzymuje się w pokoju Liama i Annie, Liam droczy się z nim przez noszenie okularów w pomieszczeniu i Louis nie sili się żeby wyjaśnić, że są tam by ukryć jego podpuchnięte oczy. W zamian, przyjmuje słabą obrazę i przytula ich oboje i mamrocze więcej gratulacyjnych słów, zmyślając fałszywe kłamstwo, że Harry był w łazience, zaraz również przyjdzie się pożegnać, nagle zdając sobie sprawę, że ta cała maskarada się skończyła. W sekundzie, gdy Liam i Annie dotkną Denverskiej ziemii, będzie musiał ponownie opowiedzieć tę historię i Boże, jego głowa cholernie boli jedynie myśląc o tym.

- Bezpiecznego lotu, Tommo - mówi Liam, klepiąc Louisa po plecach.

- Tak, dzięki. Do zobaczenia za tydzień.

- Nie tęsknij za nami za bardzo.

Nakłada plecak na swoje ramię, wymusza uśmiech i idzie do lobby, ciągnąc za sobą walizkę. Harry już stoi przy recepcji, rozmawiając z Terri i odwraca się, kiedy słyszy kroki Louisa.

- Liam i Annie nie śpią, jeśli chcesz się pożegnać - mamrocze Louis. - Mamy kilka minut, zanim musimy iść.

- Tak, pójdę to zrobić - Harry poprawia swoje własne okulary, które ześlizgują mu się z nosa. - Och, czekaj - sięga do swojej torby, wyciągając banana i bajgla. - Nie mieli masła orzechowego do banana, ale mieli serek o smaku cebuli ze szczypiorkiem do bajgla. Pomyślałem, że to wystarczy - wyciąga swoją rękę, jakby oferował pokój. - Wiem, że to lubisz.

Louis przełyka gulę w gardle, biorąc jedzenie od Harry'ego. - Dziękuję.

Harry przytakuje, ale nie mówi nic więcej.








Lot do domu okazuje się być gorszy niż lot tutaj, w jakiś sposób. Louis zamiast próbować znaleźć sposoby, by czepiać się Harry'ego i zajść mu za skórę jako najbardziej niedojrzałą zemstę, obaj całkowicie milczą, obaj świadomi, żeby tego nie dotykać. Louis obserwuje kątem oka jak Harry wkłada słuchawki i zamyka oczy, ale kilka minut później zauważa, że słuchawki nie są podłączone do jego iPoda, ani do telewizora na oparciu przed nim.

- Harry - mówi Louis, przekręcając się na swoim miejscu, by na niego spojrzeć.

Harry nie odpowiada, nawet nie drgnie, nawet jeśli Louis wie, że ten go słyszy, wyraźnie stara się jak najlepiej by nie musieć wcale rozmiawiać.

Jakąś godzinę później, Harry naprawdę zasypia, jego oddech równy, powieki drgają co jakiś czas i kiedy zsuwa się w swoim siedzeniu i opiera głowę o ramię Louisa, Louis nie ośmiela się ruszyć.

Zostało jakieś cztery godziny lotu, zostały cztery godziny udawania, że to wszystko jest okej. Również opada na swoje siedzenie, wdychając zapach szamponu Harry'ego, ciepło jego ciała przyciśniętego do jego sprawia, że czuje się bezpiecznie, jakby nic nie mogło go dotknąć.

Cztery godziny tego.

Jak długo Harry nie wie, podaruje sobie to, pozwoli sobie na poślizg.

Wdech, wydech.

Continue Reading

You'll Also Like

23.7K 590 11
To ostatni rok Louis'a w szkole, jest zdeterminowany, żeby zakończyć go dobrze. Jednak, oprócz pary korków, zdrowej dawki sarkazmu i śmiesznego najle...
4.2K 193 4
Cristiano Ronaldo popularny CR7 tak zwany człowiek sukcesu... Który miał ciężkie dzieciństwo
67.2K 4.1K 22
Książka w której pojawią się listy, śmierć i pogrzeb/pożegnanie samobójców. Jest to chyba dla osób o mocnych nerwach, więc czytasz na własną odpowie...
32K 1.4K 90
⚠️!!‼️Zaburzenia odżywiania, przekleństwa, przemoc, ataki paniki, sceny 18+ ‼️!!⚠️ Siostra Karola, o której praktycznie nikt nie wie. Mieszka w Angli...