LIKE ANIMALS | taekook

By kurwica_Jimina

110 15 0

Historia nastolatki pogrążonej w żałobie i tajemnicy po stracie rodziców. Co by było gdyby na ziemi żyła tyl... More

2
3
4
5
6
7
8
9
10

1

28 2 0
By kurwica_Jimina

Wędrowanie ulicami Seula kiedy nie ma na ulicach żywej duszy jest dziwne. Szczególnie kiedy wędruje się nocą. Mam szczęście, że na razie nie jest ciemno. Zaczęłam się obawiać, że coś mnie napadnie, ale czy to by coś zmieniło? I tak nie mam już nikogo. Dosłownie. Zostałam sama i nie wiem czy kiedykolwiek znajdę kogoś żywego. Jakiegoś człowieka. Bardzo bym chciała, ale jak wszyscy wiemy, w życiu nie zawsze dostaje się to czego się pragnie.

Moi rodzice zginęli dokładnie rok temu. Nadal nie mogę się z tym pogodzić, bo kto by się pogodził. Dla mnie to jest nierealne. Każde wspomnienie o nich boli jakby ktoś wbijał mi setki sztyletów w klatkę piersiową, wyciągał je i powtarzał swoją czynność raz za razem.

Weszłam do jakiegoś budynku, który wyglądał w miarę dobrze, ale to tylko pozory.

Kiedy pandemia wirusa ANIM-20  przejęła świat dwa lata temu, ludzkość oszalała. Zaczęto zabijać siebie nawzajem ze strachu przed chorobą, która mutowała zmieniając ludzi w zwierzęta. Oczywiście w przenośni, ponieważ dalej wyglądali jak ludzie, ale ich zachowanie znacząco odbiegało od tego ludzkiego.

Biegali na czterech kończynach. Warczeli, szczekali, wyli. To było przerażające.

Wszystkich zarażonych, w teorii, bo w praktyce duża część z nich pouciekała, rząd przewiózł do Korei Północnej. Koreę Południową odcięto od świata stawiając ogromny na trzydzieści metrów mur. Jeszcze pół roku temu można było znaleźć jakichś ludzi, ale teraz? Znalezienie kogokolwiek graniczyło z cudem. Dlatego wędrowałam dzień i noc w poszukiwaniu żywej duszy.

Na razie idzie mi źle, nawet bardzo źle, ale się nie poddaje i nie poddam. Moi rodzice pewnie nie chcieliby żeby ich jedyne dziecko umarło. Musiałam być silna. Nawet jeśli nie dla siebie to dla nich. Mimo, że ich już nie było.

Nagle usłyszałam jakiś stukot. Podskoczyłam z przerażenia i pomyślałam, że może to jest jakiś zakażony, który się na mnie czaił od dłuższego czasu. Ale szybko zdałam sobie sprawę, że to tylko spadający sufit. Odetchnęłam z ulgą i poszłam w głąb budynku.

Przydałoby się zmienić miejsce mojego aktualnego noclegu, bo czym dłużej jestem w jednym miejscu tym bardziej narażona jestem na zdziczałych ludzi. Z jednym jeszcze bym sobie poradziła, ale jak wyskoczy na mnie cała gromada to wątpię czy dałabym im radę.

Każdy na początku epidemii się zastanawiał co było przyczyną ANIMA - 20, jedni mówili, że to pewnie jakieś skażone zwierzę ugryzło człowieka i dalej się już samo rozniosło, drudzy byli przekonani, że jakiś nieuważny naukowiec wypuścił wirusa na światło dzienne lub z premedytacją, aby zmniejszyć ilość ludzi. Ja sądziłam, że to było coś innego, coś znacznie gorszego niż wściekłe zwierzę czy obywatel, któremu się po prostu nudziło i wypuścił takie coś.

Postanowiłam opuścić to miejsce, gdyż jeśli bym tam została dłużej to kto wie, może by się na mnie cały sufit zawalił, albo co gorsza, cały budynek.

Miejsce, w którym byłam chwilę temu jednak nie nadaje się na noclegownie. Co tydzień zmieniałam lokum, w którym spałam.

Muszę szukać dalej, a już się ściemnia i nie wiem czy uda mi się znaleźć coś sensownego. Pozostaje jeszcze kwestia jedzenia i picia. Będę musiała skoczyć do sklepu i coś sobie wybrać.

Moje jedzenie opierało się głownie na puszkach z fasolą, groszkiem, kukurydzą, czasem trafił się jakiś batonik. W większości rzeczy te były przeterminowane, ale musiałam coś jeść żeby żyć. Nie mogłam narzekać. Pogodziłam się już z tym, że jestem sama i mogę liczyć tylko i wyłącznie na siebie, jednak brakowało mi obecności drugiego człowieka.

Postanowiłam wyjść z tej rudery i skierowałam się w stronę najbliższego sklepu. Kiedy już miałam postawić nogę za próg stanęłam jak wryta i zamarłam. Nie potrafiłam się ruszyć z przerażenia, a może z ekscytacji? Nie wiem, ale jedno było pewne. W środku był człowiek. Jeszcze mnie nie zauważył, ale pewnie lada moment będzie mnie widział. Co mam zrobić? Uciekać? Nie, przecież tak bardzo chciałam znaleźć kogoś z kim mogłabym porozmawiać, ale teraz kiedy widzę tą osobę ogarnia mnie przerażenie. A co jeśli on jest zarażony i niedługo przemieni się w krwiożerczą bestię? Z rozmyślań wyrwał mnie jego głos.

- Jezu! Ty jesteś prawdziwa!? Czy znowu mam halucynacje. - Złapał się za głowę i patrzył na mnie ze zdziwieniem. Wyglądał w miarę normalnie, niezbyt wysoki blondyn w czarnych ubraniach. Nic specjalnego.

- Um, tak. Cześć. - Podbiegł do mnie nie wiadomo z jakim zamiarem, odsunęłam się znacznie co chłopak zauważył i trochę się uspokoił. Skąd miałam wiedzieć czy mnie przypadkiem nie zaatakuje.

- Przepraszam, że cię przestraszyłem, ale dawno nie widziałem nikogo żywego. Mój poprzedni towarzysz zginął jakiś czas temu i od tej pory nie udało mi się nikogo znaleźć, ale teraz jesteś ty i możemy sobie nawzajem pomagać. Tak w ogóle to jestem Jimin.

Dobra może on nie jest taki zły jak myślałam, jednakże będę miała na niego oko. Ostrożności nigdy za wiele.

- Ja jestem Ana. - przywitałam się z chłopakiem i weszłam w końcu do tego sklepu.

No, tak jak się spodziewałam. Zbyt dużego wyboru to ja nie miałam, więc skusiłam się na puszkę z kukurydzą i jakieś chrupki, które były przeterminowane ponad dwa miesiące oraz butelkę wody. Nie robiłam sobie zapasów. Może i było to ryzykowne zważywszy na to, że jeśli byłabym gdzieś uwięziona i nie miałabym możliwości wyjścia to umarłabym z głodu i pragnienia.

Szłam alejkami i nagle zauważyłam moje zbawienie. Coś co nie mogło się przeterminować, nie miało takiego prawa. Miód. Boże, jak się ucieszyłam. Nagle odezwał się dziwak.

- Cholera pokaż! Masz miód! Podzielisz się proszę? Nie jadłem nic co jest w terminie przydatności od paru miesięcy, a miód się przecież nie psuję. - Już miałam mu powiedzieć, że nie dam, mógł sobie sam znaleźć, a tak w ogóle to powinien być ciszej jeśli nie chce zginąć, lecz nagle powiedział coś co mnie zamurowało. - Ostatnim jedzeniem jakie było dobre i się nadawało do zjedzenia, karmiłem moją siostrę chorą na raka. - W jego oczach zebrały się łzy. Coś mnie zakłuło. - Niestety nie przeżyła, straciłem ją, jedyną osobę, którą miałem i kochałem. Zostałem całkowicie sam. Długo się nie mogłem otrząsnąć po jej śmierci, ale wiedziałem że ona chciałaby żebym żył. Ja nie chciałem żyć, miałem się zabić. Już nawet stałem na dachu jakiegoś budynku i miałem zamiar skoczyć, ale nagle ktoś mnie powstrzymał. Był to pewien chłopak, bardzo miły, chociaż nigdy nie poznałem jego imienia. Uratował mnie, powiedział że nie warto, że razem jakoś damy radę. Ja dałem, on nie. Zaatakowały go, jeszcze zdążył mnie uratować, kolejny raz. Uciekałem ile sił w nogach, odwracałem się z myślą, że może jednak przeżył, może mu się udało i dalej razem będziemy szukać lepszego życia w tym burdelu. Przeliczyłem się. Była to moja druga strata. Może nie tak bolesna jak moja rozpacz po siostrze jednak zawdzięczałem mu swoje życie. Do końca będę mu wdzięczny.

Byłam w szoku, jak ktoś mógł tak zmienić temat z miodu, w historię o zmarłej siostrze i osobie, która była nie wiadomo w sumie kim, bo z tego co mówił nie znał jej imienia. Patrząc na niego widziałam, że jest w totalnej rozsypce tylko nie chce tego pokazywać. Było mi go szkoda, ale takie są realia. Nie wiedziałam co mam powiedzieć, więc milczałam. On się znowu odezwał.

- Przepraszam, na pewno cię to nie interesuje, niepotrzebnie ci to powiedziałem i obarczyłem moim ciężarem. Nie musisz się ze mną dzielić. Masz pełne prawo zjeść go sama. Nawet mnie nie znasz, więc czemu niby miałabyś mi pomagać.

- Wiem jak masz na imię. To mi na razie wystarczy. - Jemu też musi wystarczyć moje imię. Nie chciałam opowiadać jak bardzo mam dość. Kto by tego chciał słuchać.

- A ty? Co ciebie spotkało? - Widziałam w jego oczach zaciekawienie, ale i współczucie. Nie lubiłam tego uczucia. Nie chciałam mu mówić co mi się przytrafiło kiedy tak usilnie próbowałam wyprzeć to z pamięci. Żeby po prostu nie cierpieć. Czy pragnęłam tak wiele? Cóż, jakby się tak zastanowić to tak, w obecnej sytuacji nie mogłam wiele zdziałać ani wypełnić tej pustki, która zagościła w moim sercu, już chyba na dobre.

- Wybacz, nie chcę o tym mówić. - Zabrzmiałam trochę zbyt szorstko. Chłopak skulił się w sobie i widziałam, że żałował że zapytał.

- Przepraszam, nie chciałem być wścibski. - Machnęłam tylko ręką i już miałam zamiar wychodzić ze sklepu kiedy zatrzymała mnie jego dłoń. - Wiem, że się narzucam, ale tak właściwie to jestem tylko ja i ty, i czy mógłbym iść z tobą? Mógłbym ci pomagać w razie co gdyby zaatakowały nas te potwory. - Mówił to z takim entuzjazmem jakby co najmniej był jakimś obrońcą narodu.

- Nie przepraszaj. - Musiałam się nad tym chwilę zastanowić, jednak ta chwila nie trwała długo, na jego szczęście. Widziałam jak się niecierpliwi, nie chciałam trzymać go dłużej w niepewności. Zgodziłam się, chłopak od razu się rozpromienił, ja nie podzielałam jego entuzjazmu, jednak w razie co rzucę go na pożarcie. Zawsze jakaś tarcza się przyda.

Szłam ulicą z moim nowym towarzyszem i nagle usłyszałam dźwięk, którego nie chciałam słyszeć już nigdy w życiu. Dźwięk wycia i skomlenia, odgłos pół człowieka, pół zwierzęcia. No to mieliśmy problem. Może ten mój pomysł z żywą tarczą nie był wcale taki głupi.





- - - - - - - - - -

Mamy to, możecie mi napisać czy wam się podoba

Z okazji Walentynek dodam a co mi tam

1500 słów

Continue Reading

You'll Also Like

8.4K 617 49
" - Rzadko sypiam. W ostatnim czasie w szczególności. Moja głowa jest na to zbyt ciemnym i obłąkanym miejscem. - Boisz się swoich snów? - Czasem" [Th...
6.9K 418 36
14-letnia Kaja która nie była zbytnio lubiana w szkole przez fascynacje krwią wreszcie ukończyła szkołę.Ma ona w planach pojechać wraz z dziadkiem do...
5.4K 147 24
są tutaj krótkie straszne historie
274K 20.4K 47
Dwa lata po wybuchu epidemii. Około 80% populacji całego świata nie żyje czy raczej zostało zainfekowane, lecz mała grupa zdrowych ludzi wciąż próbuj...