Perfect Storm /larry tłumacze...

By stylezluuving

63.3K 5.3K 8.4K

Co robisz, kiedy twój najlepszy przyjaciel prosi ciebie i twojego (obecnie) byłego, żebyście zostali świadkam... More

"It's just easier to be mad." 1.1
"It's just easier to be mad." 1.3
"It's just easier to be mad." 1.4
"It's just easier to be mad." 1.5
"It's just easier to be mad." 1.6
"It's just easier to be mad." 1.7
"It's just easier to be mad." 1.8
"It's just easier to be mad." 1.9
"Fight back." 1.1
"Fight back." 1.2
"Fight back." 1.3
"Fight back." 1.4
"Fight back." 1.5
"Fight back." 1.6
"Fight back." 1.7
"Fight back." 1.8
"Fight back." 1.9
"Fight back." 1.10
"Fight back." 1.11
"Fight back." 1.12
"Fight back." 1.13
"Fight back." 1.14 (ostatnia)

"It's just easier to be mad." 1.2

3.1K 249 394
By stylezluuving

DZIEŃ PIERWSZY | PIĄTEK

Siedmiogodzinny lot do Honolulu jest gorszy, niż Harry sobie wyobrażał. Samolot jest pełny, więc nie mogą usiąść oddzielnie, nawet po tym, jak Louis uporczywie prosi niewinną stewardessę i Harry utknął na środkowym miejscu, Louis przy oknie, wiercąc się i narzekając na wszystko pod nosem. Zazwyczaj Harry znalazłby film dla ich dwójki do obejrzenia na wbudowanym ekranie przed nimi, albo wyciągnąłby ulubione przekąski Louisa, jakby naprawdę był dzieckiem, albo zmusiłby Louisa, żeby oparł swoją głowę na ramieniu Harry'ego, dopóki nie zaśnie. Teraz, stara się jak może, jakby zachowanie Louisa nie było nieznośne, ledwo wzdrygając, kiedy Louis 'przypadkowo' upuszcza swoją pół litrową butelkę wody prosto na stopę Harry'ego, jego buty zdjęte stoją pod siedzeniem przed nim. Nie chce dać Louisowi satysfakcji, że zachodzi mu za skórę, nawet kiedy Louis wspina się na niego, wpychając swój łokieć w jego twarz, grzecznie pytając kobietę na końcu czy może wstać, żeby mógł pójść do toalety, kpiąc, kiedy Harry nawet się nie porusza. I Harry zna Louisa wystarczająco dobrze by wiedzieć, że próbuje sprawić, żeby Harry stawiał opór, próbująć zajść mu za skórę i doprowadzić do szaleństwa, próbując go zdenerwować, by dopasować to do oczywistego humoru Louisa. To działa, ale niech diabli wezmą Harry'ego, jeśli kiedykolwiek da Louisowi to do zrozumienia. Więc kontynuuje ignorowanie Louisa, kiedy ten odłącza słuchawki Harry'ego od wejścia przy podłokietniku, najgorsze na co mógł wpaść po czterech godzinach lotu. Traci zapał i Harry utknął pomiędzy uczuciem relaksu i pragnieniem przywalenia sobie w twarz. 

Ale to nie tylko irytacja. To wiele uczuć, które pozostały i wychodzą na wierzch, nie do zatrzymania i wyraźne. I to niemożliwe, by siedzieć obok Louisa i żeby jego umysł nie był zasypany wspomnieniami - wszystkie ledwo poza zasięgiem - wszystkie wydostają się na powierzchnię, kiedy tylko kątem oka zobaczy Louisa, albo kiedy poczuje zapach jego szamponu, albo wody po goleniu. To niebezpieczny teren, bycie w pułapce z Louisem, niezdolny do odejścia i wzięcia głębokich wdechów , by przekonać siebie samego, że jest z nim w porządku, żeby przestać myśleć o Louisie i ich sytuacji. Utknął, nie radząc sobie z nie patrzeniem na niego z siedzenia 23B, próbując przełknąć fakt, że wciąż jest żałośnie zakochany w swoim chłopcu.

Nie jego chłopiec, nie, cholera jasna. 

Czuć to boleśnie znajomo do sposobu, w jaki pragnął Louisa przez cały pierwszy rok ich znajomości, tak desperacko chcąc więcej, ale nie mógł wydusić z siebie tych słów, nie mógł zrobić nic innego, tylko siedzieć tam i brać to, bojąc się i nie będąc gotowym i było to na krawędzi każdej rozmowy. I w połowie lotu, Harry prawie traci cierpliwość, prawie łamie się i mówi wszystko, co jest na końcu jego języka, ale potem Louis wylewa ostatnie kilka łyków swojej coli na kolana Harry'ego i Harry może jedynie go nienawidzi, w zamian.

Do czasu kiedy lądują, cierpliwość Harry'ego wisi na włosku, jego pięści zacisnięte, jego umysł w kółko powtarza mu nie pękaj, on tego właśnie chce, nie zniżaj się do jego poziomu. Łatwiej powiedzieć niż zrobić, Louis wykorzystuje wszystko, by zdenerwować Harry'ego i ściągnąć go na dno razem ze sobą. Zazwyczaj kiedy jest tak nieznośny, Harry może żartami wyciągnąć go z tego humoru, albo rozproszyć go. Tym razem, to on jest powodem dlaczego Louis się tak zachowuje i jedyną rzeczą, którą może zrobić jest dalsze ignorowanie go, udawanie, że jest okej. Nie jest.

Dobry plan. Wszystko jak dotąd działa idealnie.

Harry przywołuje taksówkę, gdzie Louis natychmiastowo wsiada, zatrzaskując za sobą drzwi, mówiąc mu przez uchyloną szybę, żeby znalazł sobie inną i kiedy Harry w końcu go dogania w resorcie, Louis specjalnie wystawia swoją stopę, Harry się o nią potyka i tak, wszystko działa cholernie idealnie.

Zerwali w październiku, około 12 tygodni przed ślubem Liama i Annie i chociaż Harry miał milion myśli na końcu języka podczas tego pierwszego weekendu samemu, zaczął od -co zrobimy z Honolulu?

Louis zassał swoje policzki, wsuwając czapkę ciaśniej na głowę, prawie jakby próbował stać się niewidzialny. - Nie wiem. Naprawdę musimy teraz o tym rozmawiać? Nie możesz po prostu wziąć reszty swoich śmieci i iść?

Harry pokręcił głową. - Nie, musimy coś wymyślić. Jesteśmy świadkami Liama. Obaj musimy tam być. I Liam... ma wysokie wymagania co do ślubu.

To był naprawdę lekkie ujęcie tego. Zajęło to tydzień ich zaręczyn, żeby Liam zamienił się w trudnego do zniesienia pana młodego, pisząc do Harry'ego i Louisa i każdej porze dnia - czasami również w środku nocy - o pomysłach na wieczór kawalerski, pierwszy taniec, gwóźdź programu, garnitury, drinki i o tysiąc innych malutkich szczegółów na które wszystko, prawdopodobnie nawet Annie, mieli wyjebane. Było ciężko udawać, że był podekscytowany nadchodzącym weselem w pięknym tropikalnym miejscu, kiedy ich telefony nie miały cholernej przerwy od ciągłego dzwonienia i wibrowania. Po przeczytaniu łańcuszka wiadomości o różnych wariantach kolorystycznych pewnego wieczora podczas kolacji, Louis rzucił swoim telefonem na drugi koniec pokojum krzycząc - nie mogę już tego kurwa wystrzymać! On jest okropny! Nawet nie mają jeszcze ustalonej daty! Został jeszcze rok! Harry, zaraz kurwa zwariuję. Pomóż mi. 

Harry przyciągnął go do uścisku, masując dłońmi jego plecy. - Wiem, skarbie, jest potworem.

- Czy jest jakaś szansa, że Annie zda sobie sprawę, że jest dla niego za dobra i zostawi go w niedalekiej przyszłości? - spytał, głos stłumiony przez klatkę piersiową Harry'ego.

- Nie wydaje się to możliwe. Tak bardzo mi przykro.

I tak szło planowanie, Liam poprosił Nialla, Davisa, Jake'a i Connora o bycie jego drużbami, co zdjęło z Louisa i Harry'go trochę stresu, ich telefony w końcu zaczęły oddychać pierwszy raz od tygodni. Ale gdy zbliżał się 'ślub stulecia' (słowa Liama, oczywiście), tym bardziej zesresowany się stawał i czym bardziej się stresował, tym bardziej Louis szantażował Liama, że złamie mu kark.

- Nigdy nie znałem nikogo, kto byłby... taki - narzekał Louis. - Musimy coś powiedzieć. Nie mogę skupić się na pracy domowej, gdy dzowni do mnie co godzinę.

- Jest po prostu podekscytowany, Lou. Strasznie, ohydnie, wstrętnie podekscytowany.

Louis patrzył się w osłupieniu. - Nie wspieraj go. Potnę cię w śnie.

- Jesteś uroczy, kiedy mi grozisz - cwaniacko uśmiechnął się Harry.

- Będę ci kazał iść na ślub samemu.

Jego oczy rozszerzyły się. - Czekaj, nie, to jest gorsze, nie zostawiaj mnie.

- Dokładnie. Więc coś powiemy.

- Tak - westchnął Harry. - Może.

Ale zanim mogli skontaktować się z Liamem, Annie przyszła do nich. Zapukała do ich drzwi o wiele za wcześnie penego sobotniego poranka, budząc ich obu, kubki z kawą w dłoniach, wymuszony uśmiech na jej twarzy.

- Patrzcie kto ma kawę! - zasnuciła, podając każdemu z nich kubek.

- Dzięki, Annie... - powiedział powoli Harry. - Byłaś w okolicy?

- O 7:04 rano? - burknął Louis.

- Nie, nie do końca, tylko chciałam złożyć wizytę dwójce moich ulubionych chłopców - zamrugała, twarz ciągle ukazywała uśmiech.

- Wszystko w porządku? - spytał Harry. - Wydajesz się... dziwna.

- Ja? Dziwna? Nie! - odchyliła do tyłu swoją głowę i zaśmiała się, niemalże histerycznie.

- Annie, dlaczego sobie nie usiądziesz - powiedział Louis, brwi zmarszczone. - Gdzie jest Liam?

Zamarła. - Dlaczego pytasz, mówił coś?

- Nie, po prostu-

- Louis, musiałam się wykraść. Doprowasza mnie do szaleństwa. Jest najgorszy.

- O mój Boże, też tak uważasz?! - Louis uniósł swoją pięść do góry, Harry wybuchł śmiechem. - Jest zmorą!

- Wiem! Spróbuj z nim mieszkać!

- Kurwa, nie - Louis uśmiechnął się, klepiąc ją po plecach. - Przyszłaś tu, żeby się wyrwać?

- Tylko na troszkę, jeśli to okej - Annie podeszła do stołu w kuchni, usiadła, zatrzymała się i potem położyła swoją głowę na stole. - Jestem największym dupkiem na świecie, huh? - spytała, głos zagłuszony przez blat stołu. - Jaka panna młoda narzeka na to, że jej przyszły mąż jest zbyt zaangażowany w planowanie ich ślubu?

Louis usiadł obok niej. - Taka panna młoda, która nie chce żyć i oddychać 'kurczak czy stek' przez następne dwanaście miesięcy.

Wyprostowała się, oczy lekko podkążone. - Kocham go. Kocham. Bardzo, bardzo go kocham. I wiem, że on kocha mnie tak samo, dlatego zachowuje się jak szalony. Po prostu chce, żeby wszystko było idealne dla nas. To dlatego boli mnie by powiedzieć, że naprawdę go zamorduję do stycznia, jeśli tak dalej będzie.

Harry parskął, siadając obok Louisa, rozgrzewając swoje dłonie na kubku od kawy. - Czy jest coś, co możemy zrobić by pomóc utrzymać twoje zdrowie psychiczne?

- Tak, Jezu - Annie dudniła palcami o stół. - Po prostu, dalej róbcie to, co robicie. Jest tak podekscytowany by pokazać mi pomysły, które obaj mu dajecie i kocha to jak zaangażowani jesteście w to wszystko do tej pory. I. Na miłość boską - złapała ich za dłonie, ściskając boleśnie mocno. - Nie zostawiajcie mnie do cholery. Potrzebuję was. Ten ślub was potrzebuje.

Dziesięć miesięcy później, stali pośród rzeczy i wspomnień zebranych w ciągu pięciu lat, mieszkanie było koszmarek, ramiona Louisa skrzyżowane na klatce piersiowej. Jego waleczna poza, Harry dobrze ją znał.

- Annie umarłaby, gdybyśmy obaj nie przyszli - powiedział Harry, bezmyślnie kopiąc bluzę ze swojej drogi. Teraz nie pamiętał czy to było jego, czy Louisa.

- Prawdopodobnie - mruknął Louis.

- I możesz sobie wyobrazić, żeby nie być na ślubie Liama?

- Nie. Nie mogę. - Wzruszył ramionami. - Ale ty nie musisz tam iść. Znam go znacznie dłużej.

- Okej, to nie jest sprawiedliwe. Przyjaźnię się z nim od lat.

- Więc?

Harry odgarnął włosy ze swoich oczu. - To nie jest do negocjacji, Louis. Obaj idziemy na ślub.

- Cokolwiek.

To szło tak dobrze, jak Harry się tego spodziewał, kiedy odgrywał tę rozmowę w swojej głowie w drodze tutaj. - Jest za późno by coś zmienić, albo anulować nasze loty, chyba że możemy zapłacić po $500 kary.

- Um, nie. Absolutnie nie.

- Racja - westchnął Harry, jak najlepiej próbując ignorować jak delikatnie Louis wyglądał, w swoich za dużych dresach, które opadały na jego stopy i przykrywały palce.

- Więc, jakby, obaj idziemy oddzielnie? Staramy się unikać siebie nawzajem?

- Masz na myśli, powiedzieć Liamowi, że jego dwaj najlepsi przyjaciele - jego dwaj świadkowie - rozstali się tuż przed jego ślubem i proszą, żeby nie przebywać ze sobą w tym samym pomieszczeniu?

Louis położył dłonie na swoich biodrach, mrugając dwa razy. - Tak.

- Nie, to nie zadziała. Po pierwsze, Liam jest świrem-

- Prawda.

- --i po drugie, znasz Liama. Jeśli dowie się co się dzieje, będzie próbował wszystko naprawić. Taki właśnie jest. Nie możemy pozwolić mu przez to przechodzić podczas jego ślubu.

Pociągnął za rąbek swojej koszulki. - Może.

- I po trzecie, nie sądzisz, że to trochę samolubne, by prosić o to wszystko? By być od siebie odseparowanymi? Tu nie chodzi o nas.

Ruchy Louisa zamarły, oczy zmrużone, postawa zmieniała się natychmiast, jakby włącznik został przekręcony. - Chcesz rozmawiać ze mną o samolubności? - zakpił. - Co z faktem, że zostawiłeś mnie z mieszkaniem na które wiesz, że mnie nie stać? Albo to, że przyszedłeś tu i wsadziłeś w zasadzkę, kiedy wiesz, że mam trzy ogromne egzaminy do nauczenia do dzisiejszego wieczora?

- Lou, nie wsadziłem cię w zasadzkę... Powiedziałem ci, że przychodzę.

- Nie - Louis pokręcił głową, dłonie zaciśnięte w pięści. - Jesteś pieprzenie samolubny. I nie mogę uwierzyć, że muszę z tobą jechać na pieprzony dziewięciodniowy ślub. I nie mogę uwierzyć nawet bardziej, że Liam myślał, że ślub musiał trwać ponad pieprzony tydzień.

Harry przytaknął, zgadzając się z ostatnią częścią, nie w humorze by kłócić się z Louisem o resztę, nawet jeśli był irracjonalny, drażliwy i kompletnie jednostronny. Był to emocjonalnie wykańczający tydzień i był zbyt zmęczony żeby zrobić coś więcej, oprócz uniesienia swoich dłoni w obronie. - Okej, masz rację. Tak. Po prostu. Co robimy na ślub, Louis?

- Nie rozmawiam o tym dłużej. Chcę, żebyś wyszedł.

- Louis...

- Nie. Wyjdź.

- Przestań. Musimy coś wymyślić. Nigdy nie chcesz o niczym dyskutować. Nigdy - co jest powodem dlaczego wciąż jesteśmy w tym trudnym położeniu, pomysłał Harry.

- Wciąż zostało dwanaście tygodni! Wystarczająco.

Harry zamknął oczy, próbując znaleźć najlepszy sposób, by przekonać swojego byłego chłopaka. Boże, jego klatka piersiowa bolała od tego, jak okropne to wszystko było, jak bardzo tego nienawidził, jak złe to wszystko było. - Po prostu nie mówmy Liamowi, ani Annie, okej? - wymamrotał cicho. - Pójdziemy na ślub jako my i poradzimy sobie ze wszystkim innym potem. - Wiedział, że to był okropny plan, ale nie mógł wymyślić nic innego i wszystko, nas czym mógł się skupić to ból w oczach Louisa.

Louis odwrócił się, ramiona opadnięte. - Spakuję resztę twoich rzeczy i postawię na korytarzu, kiedy skończę. Po prostu idź.

Próbował poruszyć swoimi ustami, by uformować słowa Okej, idę. Ale czuł się, jakby całkowicie zastygł. Jego mózg zdawał się nie być w stanie zmusić jego nóg, żeby zabrały jego ciało do drzwi, nie mógł wyjść, kiedy Louis ledwo trzymał się w całości. Kurwa, nienawidził sposobu, w jaki ramiona Louisa drżały, ale nie powiedział o tym nic, gdy znalazł siłę do wyjścia i zamknięcia za sobą drzwi.

Dwa dni później, Louis zostawił wszystkie rzeczy Harry'ego na korytarzu przed drzwiami i kiedy później tego dnia Harry bardzo niechętnie otworzył pudełka w swoim nowym mieszkaniu zauważył, że brakowało kilku jego ulubionych koszulek. Nic o tym nie powiedział.

***

Resort był piękny, o to Liam się upewnił. Harry idzie za Louisem do głównego lobby, podłogi wykonane ze świecącego marmuru, palmy rosły na środku, orchidee i hibiskusy i gardenie otaczają pomieszczenie żywymi odcieniami różu i bieli. To jest pierwszy raz odkąd wylądowali, kiedy do Harry'ego dotarło: jest na Hawajach.

Idą do recepcji, kładąc torby na ziemi i stają twarzą w twarz z kobietą koło trzydziestki, radosna brunetka. 

- Dzień dobry, panowie! - mówi, uśmiech na jej twarzy. - Jestem Terri, witamy na pięknej wyspie Honolulu!

Louis zrobił minę i oparł łokcie o biurko. - Rety, dzięki.

Przerywa na chwilę, potem odwraca się do Harry'ego. - Chcecie się zameldować?

- Tak.

- Jakie nazwisko?

- Styles. Czekaj, och, Boże.

Terri unosi brew. - Wszystko w porządku?

Harry kładzie dłonie na swojej twarzy. - Louis, zapomnieliśmy zarezerwować drugi pokój.

- Co?!

- Zapomnieliśmy. Zarezerwować. Drugi. Pokój. - Głęboki wdech. - Wciąż go dzielimy.

- Jak mogłeś zapomnieć to zrobić?! - pyta Louis, tupiąc nogą. - Kurwa!

- Przepraszam - mówi powoli Terry. - Czy jest coś nie tak z waszą rezerwacją?

Harry marszczy brwi, patrząc się na Louisa. - Czekaj, dlaczego to był mój obowiązek? Pierwszy pokój jest pod moim nazwiskiem. Technicznie, jest mój.

- Chcesz do cholery zabrać wszystko? - Louis kpi. - Pokój w hotelu, iPada, kolekcję Hoży doktorzy,  siedzenie przy oknie w samolocie-

- Ty miałeś siedzienie przy oknie! I nie wziąłem iPada! Jest w szufladzie obok stolika nocnego, na miłość boską.

- --więc przynajmniej możesz zarezerwować drugi pokój. Teraz.

Zamyka oczy, skupiając się na oddychaniu, potem ponownie je otwiera. - Będziesz taki przez następny tydzień?

Louis odgarnia włosy ze swoich oczy, wypychając biodro w bok. - Tak.

- Świetnie - Harry odwraca się do Terri, która wygląca na skrępowaną. - Chciałbym inny pokój.

- A ja - mówi Louis, sięgając do miski stojącej na biurku, zanim odchodzi, zostawiając Harry'ego by poradził sobie z planami co do pokoju - wezmę miętówkę.

Terri niemalże dławi się swoimi słowami, kiedy wyjaśnia że mają wszystko zabukowane na ten weekend, żadnych wolnych pokoji do niedzielnego popołudnia i nawet wtedy, te pokoje są po drugiej stronie resortu, nie są częścią ślubnego bloku pokojów. Harry debatuje nad błaganiem Nialla - który wie o ich sytuacji - by dzielił z nim pokój, ale potem przypomina sobie, że Niall zabrał swoją dziewczynę Soph i nie ma mowy, że będzie dzielił pokój z tą dwójką.

- Cholera - jęczy pod nosem. - Zgaduję, że wezmę ten pokój. I w międzyczasie będę musiał znaleźć kogoś innego, z kim mogę przenocować. 

- Proszę dać mi znać jeśli jest coś, co mogę zrobić, żeby twój pobyt był bardziej komfortowy - mówi, ale jej mina krzyczy proszę nie wracaj tutaj.

- Dziękuję, wiele mi pomogłaś - mówi Harry, sięgając do miski z miętówkami.

Jest pusta.

Louis ją oczyścił.

Zajmuje to mniej przekonywania niż zakładał, by Louis zgodził się na dzielenie swojego pokoju na ten weekend. Wygląda na niemalże pokonanego, kiedy trzyma otwarte drzwi i mówi - cokolwiek. Nie ma tutaj miejsca na łóżko polowe, więc musisz zająć podłogę.

Harry bierze szybką odpowiedź Louisa za oznakę czystego zmęczenia, siedmiogodzinny lot w końcu go doganiał, pośród innych rzeczy. Zamiast dłużej nad tym rozmyślać, po prostu zaciska usta, wzdycha, ciągnie swoją walizkę i mamrocze - dziękuję.

Wypakowują się w ciszy, Harry sprawdza zegarek kilka razy, myśląc o tym, że Liam może udusić ich na śmierć, jeśli przegapią 'rodzinną kolację', rezerwację na puntualnie szóstą. Patrzy na Louisa, który niechlujnie wiesza swoje koszule na wieszakach w prawdziwym stylu Tomlinsona. Harry nie oczekiwał niczego innego. 

- Masz coś przeciwko, jeśli wskoczę pod prysznic? Czuję się obrzydliwie po locie - mówi cicho Harry, swobodnym tonem.

Louis nie odpowiada, kontynuuje zawieszanie koszuli, uderzając o metalowy drążek w szafie trochę mocniej, niż to konieczne.

- Lou? W porządku?

Cisza.

- Okej, fajna rozmowa - siada na podłodze obok walizki, przeszukując swoją kosmetyczkę w poszukiwaniu szamponu i tuż przed tym jak ma ponownie się podnieść, Louis niemalże wbiega do łazienki, chwilę później rozbrzmiewa dźwięk przekręcanego zamka. Natychmiast po tym zaczyna leciec woda.

Harry nie sili się by wstać, jedynie opiera się o łóżko, dopóki nie drętwieją mu nogi, uderzając palcami o dywan. W tym momencie śmierć dzięki Liamowi Payne nie wygląda tak źle.

W jakiś sposób, Louis zdołał zostać pod prysznicem do 17:57, wystarczająco by wskoczyć w parę jeansów i czystą koszulkę, zdecydowanie nie wystarczająco by Harry wziął prysznic i Harry nawet nie jest podirytowany małostkowością Louisa. Jest pod wrażeniem. 

Kolacja jest pyszna i do czasu kiedy Harry pija czwartego drinka, w końcu czuje się rozluźniony, czuje się jakby mógł się zrelaksować, rozmawiać, żartować. Nawet z Louisem siedzącym obok niego, napięcie z niego uchodzi i kiedy wszyscy wznoszą toast, jego uśmiech jest szczery.

Niall, jednakże, nie może przestać posyłać im zmartwionych spojrzeń, zbyt częste by były subtelne. Pożera wzrokiem przystawkę Harry'ego, kopiąc go pod stołem i Harry jęczy, masując swoją nogę.

- Za co do cholero to było - szepcze.

Niall odchrząkuje i wskazuje żeby Harry szedł za nim. - Hej, Harry - mówi głośno, kilka osób przy ich stole przerywa swoje rozmowy, by spojrzeć. - Chcesz iść ze mną do łazienki?

- Wow. To jest - zamyka oczy, lekko kręcąc głową. - Kusząca oferta, Niall, ale nie jestem do końca pewien czy potrzebujesz moralnego wsparcia. Umiesz korzystać z toalety od ilu, trzech lat już?

- Harry - mówi ponownie, tym razem przez zaciśnięte zęby. - Łazienka.

- Jezu, dobra - Harry jak najlepiej stara się odsunąć swoje krzesło i przepchnąć przez Louisa, ale Louis, bez niespodzianki, nie rusza się sprawiając, że to niemal niemożliwe żeby Harry przeszedł. - Dzięki, Lou - mamrocze sarkastycznie i Louis odpłaca się posunięciem w tył, przyciskając Harry'ego do ściany za nimi, uwalniając go tylko wtedy, kiedy Niall posyła mu mordercze spojrzenie.

Podąża za Niallem do łazienki na rogi, otwierając drzwi. Niall posyła mu litościwe spojrzenie, po czym kiwa głową. 

- Dobra, wiem, że to jest ciężkie, ale musisz grać się lepiej niż teraz, jeśli nie chcesz żeby Liam albo Annie się dowiedzieli - marszczy brwi. - Właściwie, Liam prawdopodobnie nie zauważyłby jeśli miałbyś operację w tym tygodniu. Tak wielką ma obsesję na punkcie ślubu. Z drugiej strony Annie, jest o wiele bystrzejsza. Zrób to dla niej.

- Hej, radzę sobie nieźle - argumentuje Harry. - O ile wszyscy wiedzą, świadkowie Liama są szczęśliwi i dobrze ubrani, Liam i Annie obecnie nie są zestresowani i ty jesteś wielkim świrek, wabiąc mnie do toalety - rozgląda się. - Ładna łazienka. Spójrz na tę kanapę. Chociaż kto tak naprawdę siada na kanapie w publicznej toalecie? Dlaczego ładne łazienki zawsze mają kanapy?

- O mój Boże, skup się - karci go Niall. - Nie, nie radzisz sobie dobrze. I chcesz wiedzieć czemu?

Wzdycha. - Dlaczego, Niall.

- Cóż, zacznijmy od tego, że to jest oczywiste, nie tylko dla mnie. Ty i Louis nie dzielicie się jedzeniem, nie żartujecie z siebie nawzajem, nie patrzycie na siebie. Wiesz jak dziwne to jest?

Wzrusza ramionami. - Nie wiem.

- Do tej pory zazwyczaj wciągasz Louisa na swoje kolana, albo zamawiasz mu co chce. To ohydne i nienawidzimy tego i to jest coś co oczekujemy, że się wydarzy. Nie grasz dobrze, Styles.

- Okej, nie będę odgrywał naszego związku aż tak. Nie jesteśmy razem, Niall. Nie zamierzam, jakby, macać go podczas kolacji, bo tak kiedyś robiłem. Wiesz jak niezręczne to by było?

- Ale tu nie chodzi tylko o ciebie - kontynuuje Niall. - O Louisa też. Kiedy opowiedziałeś cholernie okropny żart, nie uderzył cię, ani nie zaczął krzyczeć jak zawsze. Był za cicho.

- Och, no dalej, okropny żart? Jak to było okropne?!

- To nie jest celem tej rozmowy...

- Jakie drzewo mieści się na twojej dłoni? Palma. To genialne! (tłum. angielska gra słow, po polsku nie ma sensu, palm - dłoń.)

- Nie musisz tego powtarzać, Harry, słyszałem za pierwszym razem i nienawidzę tego tak samo, jak nie bardziej za drugim razem. I również, to że jesteśmy w tropilanym miejscu nie daje ci prawa do opowiadania okropnych żartów o palmach.

- Ale-

- Albo kokosach. Albo wulkanach. Albo żadnych żartów dotyczących lei.

Harry wydyma wargi. - Ale nauczyłem się tak wielu...

- Nie wątpie w to. Słuchaj. - Niall kładzie ręce na ramionach Harry'ego. - Próbuj, stary. To tylko tydzień.

Przytakuje. - Ciężko próbować, kiedy drugą osobę to nie obchodzi. Wcale.

- Wiesz, że się troszczy. On cierpi, Harry. Bardzo.

- A ja nie? Każdy poranek jest jak wielki kop w brzuch, kiedy przypominam sobie, że nie jesteśmy- - przerywa, wdech, wydech. - Nie poszedł ze mną na kompromis od miesięcy. Co sprawia że myślisz, że zrobi to teraz?

- Zrobi to.

- Nie, to był głupi pomysł, powinniśmy byli powiedzieć Liamowi od początku. 

- To zdecydowanie głupi pomysł - zgadza się Niall - ale to tylko pokazuje jak bardzo kochasz Liama. Chętny, by przybrać tą niedorzeczną maskę, by on i Annie byli szczęśliwi? Ty i Louis jesteście tak, tak dobrzy. Najlepsi. - Cwaniacko się uśmiecha. - Najlepsi faceci. 

- Ugh, nawet ja nie wymyśliłbym tak głupiego żartu. (tłum. chodzi o to, że Niall użył gry słów i użył takiego samego słowa, które również oznacza świadka)

Niall patrzy beznamiętnie. - Nucisz 'put the lime in the coconut' od jakiś dwóch godzin. Uwierz mi, ty jesteś panującym królem głupoty.

- Dzięki - patrzy na lustro i gapi się na swoje odbicie. - Wow, wyglądam jak gówno, huh?

Śmieje się. - Trochę, tak. Jutro jest nowy dzień. Myślę, że plan jest by trochę zwiedzić wyspę. Będzie fajnie.

Harry stara się jak najlepiej ogarnąć swoje loki, żałośnie zawodząc. - Będzie miło - powtarza. - O ile Louis nie, jakby, zepchnie mnie z klifu, ani nic.

- Z nim również porozmawiam - mówi Niall, gdy otwiera drzwi od łazienki. - Ale nic nie gwarantuję.

Continue Reading

You'll Also Like

61.6K 2.6K 57
Zmieniony przez śmierć ojca Nicola postanawia zadebiutować w Reprezentacji Polski, co było marzeniem pana Krzysztofa. Zbuntowany młody dorosły w prze...
4.1K 1K 33
Bo są na tym świecie rzeczy, na które nie mamy wpływu. Możemy tylko kochać. Już zawsze, na zawsze. #1 zawsze
183K 12.6K 37
Lekka korekta! !!!! Tłumaczenie !!!! AU, w którym Louis Tomlinson jest głównym tancerzem w The Royal Ballet. Kiedy jego rywal że szkoły baletowej Har...
31.3K 2.5K 11
Harry Styles spędził młodość w mrocznej rezydencji nad brzegiem morza. Potrafi przywołać wszystkie spędzone tam chwile - oprócz wydarzeń pewnego upa...