Rozdział poprawiony
Wieczór około 19.30.
Siedziałyśmy sobie u chłopaków w pokoju. Carlos grał w głupią gierkę, a ja patrzyłam co robi Jay. Mal coś tam mruczała pod nosem, może jakieś groźby dotyczące zamordowania wszystkich dookoła, nieważne...Evie poprawiała makijaż.
- Macie fajny pokój. Nasz jest cały różowy. Co za koszmar...A tak wogóle - zawahała się Mal - Jay, Natasha co wy robicie? - zapytała a myśmy tylko spojrzeli na siebie.
- Jak to co? Kradniemy. - powiedział syn Dżafara.
- No widzę ale po co? - spytała nas Mal która nie dowierzała w to co widziała. Nie wiem o co jej chodziło, przecież wszyscy tutaj lubimy kraść.
- Mal, to tak, jakbyśmy kupowali to co chcemy tylko, że za darmo - puściłam do niej oczko.
- Okej? To bawcie się dobrze albo wrócicie do swoich skarbów jak już opanujemy świat - teraz Mal przypominała mi jedną z osób, których nienawidzę najbardziej na świecie...
- Mówisz jak twoja matka - włączyła się Evie, jakby normalnie czytała mi w myślach.
- A dziękuję - powidziała ze sztucznym uśmieszkiem i udawaną radością Mal
- Ty masz swoje metody a my swoje - Jay objął mnie ramieniem na potwierdzenie swoich słów.
— Trzy...dwa... — zaczęłam odliczać, a Jay niemal natychmiast zabrał ze mnie swoją rękę.
- Nat, Jay weźcie obczajcie. To jest super! - wykrzyknął Carlos o grze, w którą grał - Chcecie zagrać? - zapytał
- Dobra - powiedział Jay - Panie przodem ‐ ukłonił się sztucznie, przede mną. Również się mu ukłoniłam sztucznie.
- Dziękuje, mój ty rycerzu w brązowej zbroi - mruknęłam stając na podest. Zaczęłam grać. O, wow, ta gietka jest lepsza niż myślałam, że będzie.
‐ Dobra zsuń się, teraz ja! - Jay podniósł mnie i postawił mnie dopiero jak nie byłam w zasięgu gry. Zaczął grać i chyba też się nieźle w to wciągnął.
- Ej! Naprawdę muszę wam przypominać po co tu jesteśmy?! - wkurzona Mal...My już nie żyjemy, nie miło było cię poznać, Jay.
- Dobra Wróżka, bla, bla, bla - zaczął śmiać się Jay, a ja postanowiłam zaryzykować życie i dokończyć.
- Magiczna różdżka, bla, bla, bla - dokończyłam i zaczęliśmy się śmiać. Mal skarciła nas spojrzeniem. A raczej zabiła nas spojrzeniem.
- Nareszcie dostaliśmy szansę! Aby udowodnić coś rodzicom! Udowodnić im, że jesteśmy źli, okrutni, zepsuci i nie do zdarcia! Tak?! - fuknęła na nas Mal.
- Tak... - przytaknęliśmy, a Jay szybko wyłączył grę i stanął obok mnie w gotowości.
- Evie, dawaj sprzęt - powiedziała surowo Mal, a Evie wyciągnęła magiczne lustereczko.
- Lustereczko powiedz przecie, gdzie jest różdżka Dobrej Wróżki... proszę? - powiedziała i lustereczko pokazało nam różdżkę. - Lustereczko trochę dalej - Tym razem pokazało nam całą kulę ziemską - Bliżej, bliżej, bliżej...tak! Jest w muzeum.
- Wiemy gdzie to?- zapytałam przyglądając się muzeum ukazanym w lusterku.
- Nie, nie wiemy, ale może Natasha spróbowała by jakoś poskromić swoje moce Mroku. Wyślij koszmara na przeszpiegi - Mal puściła mi oczko. Dziwne.
- Spróbuję
Wykonałam parę ruchów rękami, próbując się skupić na wytworzeniu koszmarnego piasku. Po chwili z piasku powstał mały koszmar w postaci konia, oczywiście.
- Koszmarku, jestem Natasha, masz znaleść te muzeum, a potem nas tam zaprowadzić. ‐ skinęłam głową na Evie, która pokazała muzeum w lusterku.
Koszmar wydał dźwięk, który miał być zbliżony do rżenia konia i wybiegł z pokoju.
- Teraz musimy czekać - mruknęłam.
Ku mojemu zdziwieniu, koszmar pojawił się obok mnie w ciągnu 3 sekund. Jakby biegał z prędkością światła. Koń przysunął się do mnie i wchłonął się w moją rękę. Po chwili dokładnie wiedziałam gdzie to jest i jak tam dojść. Nie przypominam sobie, żeby ojciec miał taką moc, ale ponoć moc z każdym pokoleniem rośnie.
- Za mną, misiaki - nie ukrywałam mojej dumy i zadowolenia z siebie.
Mal wstała od stołu i zabrała księgę czarów. Wyszłam z pokoju po cichu, a za mną cała nasz wesoła ekipka.
- Nie chce mi się tyle iść... - uśmiechnęłam się przebiegle. Skoncentrowałam się i stworzyłam koszmara, rozmiaru normalnego konia. - Zapraszam na pokład
Sama wsiadłam na koszmara bez trudu, a po chwili wszyscy na nim siedzieliśmy. Skinęłam głową, a koszmar zaczął biec tak szybko, że myślałam, że mi tawrz odwróci na drugą stronę. Po chwili dotarliśmy pod muzeum, koszmar zniknął, a my spadliśmy na ziemie. To pewnie przez moje rozkojarzenie. No trudno...
- Evie Sprawdź lusterko - powiedziała Mal, chcąc, żeby niebieskowłosa ogranęła w której sali jest trzymana różdżka.
- A co rozmazałam się? - zapytała Evie. Mogłoby to się wydawać dziwne, że nie zrozumiała o co chodzi, ale Evie naprawdę zwraca uwage na swój wygląd.
- Tak, przy okazji możesz też sprawdzić gdzie jest nasza różdżka - zapytałam ironicznie
- Okej - powiedziała Evie jak gdyby nigdy nic - Tędy!
Krzyknęła Evie chwilę później staliśmy przed wielkimi drzwiami i zobaczyliśmy nagrania z kamer i strażnika a także jakieś kołowrotek. Obstawiam że Diaboliny, ale Jay od razu zaczął się nabijać
- To jestem kołowrotek twojej matki? haha - nabijał się brązowowłosy
- Na mnie nie robi wrażenia - dodał Carlos
- Jest magiczny! Wcale nie musi wyglądać strasznie! - podniosłem delikatnie szept na Jay'a i Carlosa
- Dziękuję, że ktoś rozumie - powiedziała Mal - Kołowrotku, kręć się dalej mą ofiarę ukuj w palec... - wypowiadała zaklęcie Mal
- Szacun, Mal - zaśmiał się Jay
- Mam was dość! - podniosła szept Mal i dalej wypowiadała zaklęcie.
- Ukuj palec aż do krwi Niech mój wróg głęboko śpi- wypowiedziała
Wtedy tak, jak gdyby nigdy nic, strażnik wstał i ukuł się o kołowrotek w palec. Położył się tuż obok niego i tak po prostu zasnął.
- I co? Dalej robi wrażenia? - Mal uśmiechnęła się złośliwie. Złapałam za klamkę, ale drzwi były zamknięte.
- Proszę się odsunąć
Jay uśmiechnął się i odszedł trochę od drzwi, żeby je wywarzyć. Już miałam w głowie zaklęcie i tak po prostu przeniknęłam przez drzwi. Otworzyłam je od drugiej strony i Jay wtedy skoczył, bo chciał je wyważyć i to tak komicznie wyglądało, że Panie Janie..
Podeszłam do komputerów i wyłączyłam wszystkie kamery. Biegliśmy tak szybko, jak mogliśmy, zatrzymaliśmy się kiedy weszliśmy do sali gdzie byli... nasi rodzice..
- Mama?- wyszeptała Evie
- Zabójca - wyszeptał Jay
- Już nigdy więcej nie zapomnę o Dniu Matki - wyszeptał Carlos
Gdy ja zobaczyłam ojca i ojczyma nie mogłam nic powiedzieć. Po prostu zamurowało mnie, bo nie chciałam ich zawieść, a jednak bałam się, że coś nam nie wyjdzie i rodzice będą bardziej rozczarowani, niż byli do tej pory...
- Dobra, ludzie. Różdżki nie ma. Spadamy - powiedział syn dżafara i pobiegliśmy za nim do sali obok.
Zobaczyliśmy różdżkę, ale była trochę niżej, więc musileiśmy się dostać na niższe piętro, co z łatwością wykonaliśmy. Już Jay chciał ją chwycić już chciałam wykrzyknąć "Jay, nie!", ale było za późno...Włączył się alarm. Uciekaliśmy ile sił w nogach. Niestety strażnik się od razu obudził jak tylko usłyszał alarm, więc musieliśmy przebiec całe muzeum dookoła. Kiedy w końcu, po długim biegu, dostaliśmy do punktu wyjścia i w pośpiechu wykrzyknęłam:
- Brawo, Jay. Przez ciebie jutro idziemy do szkoły! - pochwaliłam go ironicznie
Rozeszliśmy się przy akademiku, a potem do naszych pokoi. Kiedy weszłam do mojego moja współlokatorka i już spała więc ja szybko poszłam do łazienki Przygotowałam się do snu i pomyślałam "Jutro idę do tej beznadziejnej szkoły, bo nam coś nie wyszło..."